czwartek, 8 czerwca 2023

krem sezamowy Novitum Choco sesame Crunchy

Ten krem jest wynikiem niezbyt przemyślanych zakupów z ojcem. Na szczęście nie na mój koszt. Z nim jest tak, że owszem, daje się naciągnąć na coś, co on uznaje za warte uwagi, ale... ciągle pogania, przez co na zakupach jestem skupiona dość połowicznie. I tak z tym kremem bardzo, bardzo dziwacznie wyszło. Zaszliśmy do eko sklepu i... tam w dodatku trafiłam na dziwnie poganiającą ekspedientkę. Kremów tej marki widziałam mnóstwo, porównywałam składy sezamowych i się pogubiłam. Niby patrzyłam na Smooth i zależało mi na wersji kakaowej (bo czysty sezamowy znam boski Nutura Premium Krem Chałwowy Sezam z cukrem kokosowym i to do niego wracam, nie czuję potrzeby szukania innych). Wydawało mi się jednak, że są "jakby dwa", usłyszałam, że marka ostatnio powprowadzała nowe wersje i wzięłam po prostu ten za jakąś inną wersję...? Sama nie wiem, na szybko próbowałam już w końcu przeliczyć, w którym słoiku jest najmniej słodziku. Choć wersja Smooth kusiła większą zawartością sezamu (49%), to jednak więcej w niej maltitolu. Crunchy wprawdzie ma jedynie 40% sezamu, ale dodatkowo 15% fistaszków, więc miało co słodzikowość przełamać. I w końcu już nie wiedziałam, co ja w zasadzie biorę. Gdy w domu dowiedziałam się, że krem sezamowy kakaowy z kawałkami fistaszków, jakoś mina mi zrzedła. Jak ja rozumowałam podczas zakupów? Już sama nie wiedziałam. I nie wiedziałam, jak ten krem odbiorę. Miałam nadzieję, że mimo wszystko nie najgorzej.

Novitum Choco sesame Crunchy to "chrupiący krem sezamowy o smaku chałwy kakaowej" z orzeszkami ziemnymi, z serii Sweet Sesame Line, produkowany przez Novitum.

przed i po uporaniu się z olejem
Po odkręceniu poczułam przede wszystkim zapach słodkiej w konwencjonalny, acz nie za mocny sposób, chałwy. Delikatnej, jasnej chałwy - kakao w zasadzie nie zdradzało swojej obecności. Przy mieszaniu i jedzeniu może odnotowałam lekką goryczkę, ale w zasadzie wpisywała się w chałwowość, wciąż nie kakao. Raz po raz zaleciała mi nutka fistaszków, ale raczej tylko jako echo. Zapach apetyczny, ale aż dziwnie delikatniusio czysto chałwowy, jak na taki wariant.

Na wierzchu wydzieliło się jakieś trochę ponad 1,5 łyżki oleju, z czego te 1,5 zlałam, dosłownie parę pozostałych kropel zaś przemieszałam. Było to łatwe, bo masa okazała się dość lejąca i rzadkawa.
Nie ciągnęła się, wyglądała na trochę oleistą, ale nie wydała mi się ciężka. Widać w niej ciemne kropeczki (kakao?) oraz mnóstwo ćwiartek oraz średnich i malutkich kawałków fistaszków. Okazała się bogato, aż chyba nieco przesadnie napchana.
W trakcie jedzenia krem potwierdził swoją rzadkość, ale też oleistość... Tylko że dziwną. Ogółem wydał mi się mało tłusty jak na krem tego typu, a jednak znacząco otłuszczał usta. Był bardzo miękki, miękko-gumiasty, o wiele bardziej jak kremy-smarowidła typu Nutella niż masła orzechowe czy tahini. Rozpływał się w tempie umiarkowanie-szybkim, trochę wodniście. Czuć w nim jednak lekki pylisty efekt, a pod koniec leciutkie chałwowe trzeszczenie. Tu jednak nawet nie potrzeba wkładać za wiele pracy zębami.
Na język już po paru chwilach wyłaniały się kawałki orzeszków.
Gdy gryzłam je na koniec, okazały się kruche, ale nie twarde; podprażone bardzo delikatnie. Było ich mnóstwo, aż nieco za dużo do takiej rzadkawej konsystencji. Ich dodatek średnio pasował. Szybko nabierałam wrażenia, przy każdej łyżeczce, że robi się z tego zbitka kawałków orzeszków, które to potem zostają prawie jako gwóźdź programu... A jednak to miał być krem chałwowy, a nie fistaszkowy.

W smaku pierwsza uderzyła jakby roślinna słodycz z sezamem depczącym jej po piętach (po korzeniach, skoro roślinna?). Może nie była bardzo wysoka, ale wszechobecna. Do tego w pewien sposób chłodna.

Sezam jednak nie pozostawał bierny i trochę się nasilał.

Nie tak jednak jak słodycz, która w ciągu kolejnych sekund podskoczyła drastycznie i wydała mi się zwyczajnie cukrowa. Nie to, że waliła cukrem, ale nie zgadłabym, że krem posłodzono słodzikiem. Miała wprawdzie chłodniejsze echo, ale poniekąd wpisało się ono w sezamowość.

Ta mniej więcej w połowie rozpływania się porcji nabrała odwagi. Sezam zrównał się ze słodyczą, serwując mi lekko podprażoną, słodką chałwowość. Podkreśliła ją delikatna goryczka. Sezamowa, jasna chałwa przez parę chwil dominowała, po czym goryczka zaczęła trochę rosnąć.

Do sezamowej, bardzo słodkiej chałwy dołączyło echo... czegoś, można by nie zgadnąć, że kakao, ale na upartego chyba można się go doszukać. Jego sugestii. Czułam tam goryczkę inną, dziwną... trudną do nazwania, acz im więcej jadłam, tym bardziej wyłaniał mi się tu olej kokosowy. Wyłapałam jeszcze jakiś niedookreślony posmak (tłuszczowy?). Było to jednak bardzo delikatne ogółem.

Po dłuższym czasie od chwili, gdy orzeszki zaczęły wyraźniej wylegać na język, delikatnie zapowiadały swoje wejście. Nierozgryzane jednak za wiele nie znaczyły - może tylko rozbijały trochę słodycz? Gryzione wraz z kremem też nic nie wnosiły, ich smak się chował.

Z czasem ogół złagodniał w kontekście goryczki - kakao prawie umknęło, oleista nutka została jako jedynie echo, a sezam przepychał się z przesadzoną słodyczą. Jedno i drugie jednak miało delikatniusi charakter, czemu pomogła mleczna nutka. Nakierowała myśli na jasną, delikatną chałwę. Chałwę, którą przesłodzono wyraźnie słodzikiem - słodzikowość wyeksponowała się na końcówce (mam wrażenie, że to olej kokosowy ją tak zmotywował).

Gryzione na koniec orzeszki okazały się wyraziste, bardzo lekko prażone. Zawarły w sobie naturalną słodycz, jak i ciężką, specyficzną nutkę. To zacnej jakości sztuki, ale... prawie zupełnie wyciszały smak chałwy.

Po zjedzeniu został posmak sezamu i słodyczy - trochę słodzikowej - w bardzo wyrównanych proporcjach, a także lekka arachidowość. Po zjedzeniu większej ilości czułam też goryczkę - niedookreśloną, ale niezbyt przyjemną, za co obwiniam olej kokosowy.

Całość rozczarowała mnie. Nastawiłam się na wyraźnie kakaową chałwę, a kakao trzeba w przypadku tego kremu się doszukiwać. Była za to oleistość i niepotrzebna (choć nie nieprzyjemna) mleczność. Ogrom fistaszków nie pasował mi tu (jeszcze bardziej osłabiał kakaowość), a całość uważam za przesłodzoną (choć to akurat mogłoby przejść, gdyby oprócz tego wszystko inne było dobre - w przypadku chałw słodycz jednak się dopuszcza bardziej). Choć nie waliła słodzikiem, nie drapała w gardle, to jednak słodycz była zrównana z sezamem - może i jak w przypadku wielu chałw, ale... to nie miała być chałwa w słoiku, a krem o smaku chałwowym - od produktów naturalnych tego typu oczekuję, że zaoferują mi coś smaczniejszego niż zwykłe, przecukrzone chałwy.
Konsystencja też mi się nie podobała. Rzadka, wodniście-miękka i przeładowana fistaszkami (w przypadku kremu fistaszkowego nie miałabym nic do tych kawałków), ale do tego kremu nie pasowały.
Myślałam, że jak już jest, to tak przynajmniej połowę zmęczę, ale nie wiem, czy dobrnęła do 1/6 i oddałam Mamie.

Mamie krem smakował. Im więcej go jadła, tym bardziej się zakochiwała. Zupełnie przepadła, gdy odkryła połączenie, wg niej idealne, wafli ryżowych właśnie z tym kremem. Opisała go: "mi bardzo smakuje, przyjemnie taki słodko chałwowy, mocno sezamowy, w ogóle nie powiedziałabym, że kakaowy. Konsystencja mi tylko nie odpowiadała trochę, bo za rzadki, taki lejący, a te orzeszki utopione bez sensu w ogóle nie pasują, skoro to ma być chałwowy. Ale ta rzadkość na waflu nie przeszkadza, jak się gryzie to i orzeszki są ok. Ja bym na pewno wyżej oceniła!". Ciągle z jej ust można było usłyszeć: "Boże! Jak mi to smakuje! Jakie to dobre, takie... Chałwowe, sezamowe! Ale tak, nadal nie wiem, po co tam te fistaszki".
Stąd i ja w końcu się zainteresowałam, co też ona widzi w waflach (ryżowych Sonko) z tym kremem - mimo że wafli ryżowych nienawidzę. Właśnie dlatego spróbowałam też na owsianych (Eurowafel Bardzo Wafle. 

Faktycznie, przyznaję, że to bardzo dobry sposób na ten krem, bo nie ma zgrzytu związanego z konsystencją. Orzeszki chrupią razem z waflami, a miękka, lejąca się masa się dopasowuje. W smaku sezamowość i lekka goryczka zostały podkreślone, jednak kakao dalej prawie brak. Słodycz wyszła bardziej przystępna, acz nadal była i wciąż utrzymywała skojarzenie z chałwą. Krem był tak wyrazisty, że zdominował wafle, co uważam za plus, skoro mają być tylko bazą. 
Wersja z ryżowymi u mnie za nic nie przeszła - no, nie cierpię ich. Odbieram je jako taką napastliwą watę, a w dodatku te wydają mi się za grube, za dużo ich mi jakoś, ile by kremu nie nałożyć, lecz to bardzo subiektywne. Wydaje mi się jednak, że to właśnie ryżowe bardziej podkreśliły goryczkę pasty - może nawet kakaową? A jednocześnie... chałwowość jakoś potrafiła się zatracić - w przypadku owsianych nie. To akurat może być spowodowane grubością (owsiane były o połowę cieńsze).
Z owsianymi było bardzo chałwowo i bardzo słodko. Osobiście jednak wolałam to połączenie, bo owsiany wafel miał jakiś tam smaczek i był bardziej chrupki niż ryżowy - tym zgrał się z orzeszkami do gryzienia; nie zaklejało to. Mama z kolei o tej opcji: "właśnie że i sam w sobie owsiany wafel smakuje jakoś, ja wolę z ryżowymi, bo takie neutralniejsze, zwyklejsze. Albo ja jestem do nich po prostu przyzwyczajona". W każdym razie obie zgodziłyśmy się, że obojętne do jakich, ale ten krem właśnie do wafli pasuje. To, do jakich, to już jak widać kwestia bardzo indywidualna.

I tak jednak to nie moja bajka, więc zadowolonej Mamie za wiele nie zjadłam. 
W zasadzie na waflach i ogólnie smakowo mogłoby to mieć 7 z łatwością, ale za brak kakao uparcie obstaję za 6.


ocena: 6/10; z waflami owsianymi naciągane 7/10
kupiłam: Vital - strefa zdrowego życia Kraków
cena: 15,99 zł (za 330g; ojciec płacił)
kaloryczność: 627 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: tahini / sezam prażony 40%, maltitol 33%, orzechy arachidowy prażone 15%, tłuszcz kokosowy, mleko w proszku odtłuszczone, serwatka w proszku, olej słonecznikowy, lecytyna słonecznikowa, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna słonecznikowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.