piątek, 14 sierpnia 2020

Cote D'Or Noir Intense 70% ciemna

Przy Cote D'Or BIO Noir Trinitario 70 % wspominałam o dzisiaj prezentowanej czekoladzie i o tym, jak to się cieszyłam z możliwości takiego porównania. No cóż, po zjedzeniu tamtej, po przeczytaniu składu tej, już mi tak wesoło nie było. Życie. Zostałam tylko z nierozumieniem cen tej marki... To chyba przez to, że "sprowadzana".

Cote D'Or Noir Intense 70% to ciemna czekolada o zawartości 70 %, produkowana przez Mondelez.

Po rozerwaniu sreberka poczułam trochę przearomatyzowany delikatny zapach naperfumowanego, jasnego biszkoptu. Daleko za nim zarysowały się spalone nuty - jeszcze nie spalenizna, ale blisko; chyba też trochę pyłkowe kakao (w kontekście czekoladowym). Po paru chwilach i w trakcie jedzenia odważyła się wyłonić owocowa nuta słodkich, konfiturowych i suszonych moreli.

W dotyku tabliczka wydawała się sucho-pylista, trochę ulepkowata, ale nie bardzo tłusta. Łamała się nie po liniach podziału. Z racji twardości, głośno trzaskała. Sprawiała przy tym wszystkim wrażenie suchej i pylistej. Robiąc kęsa z kolei trafiłam na kruchość. Tam, gdzie gryzłam, w przekroju skrzyły się kryształki cukru (czego zdjęcia nie oddają w pełni).
W ustach rozpływała się w umiarkowanym tempie, początkowo z lekkim oporem. Gdy jednak zaniechała go, miękła na trochę gumowo-zwarty, bardzo tłusty krem, który robił się coraz bardziej sucho-pylisty krem, przy czym aż wydawało się, że trzeszczałby (od kakao i nie do końca rozpuszczonego cukru), gdybym go gryzła. Mimo to, realnie wyszła dość gładko. Tłusta jak masło, trochę jak mięknący ciężko-gęsty biszkopt.

W smaku w pierwszej chwili poczułam cierpko-spalony wątek, w którym odnalazła się kawa. Kawa średnio wyrazista i... z dodanym pyłkowym kakao? Tak, bo kawa niosła bardzo delikatną gorzkość. Dołączyły do niej orzechy, a cierpkość i spalony akcent należały do kakao (jego bardzo prostego smaku). Szybko okazało się, że to nie ono tworzy bazę, jedynie dodaje coś do niej. Całkiem sporo wniosły orzechy, mieszające się z silnym podłożem, jakim była maślaność.

Od tych przypieczonych klimatów odchodziła słodycz. Przy niej mignęła mi perfumowość, trudna do określenia - ale zdecydowanie przesadzono z jakimś aromatem. Poczułam biszkopt ("takie coś ogólne, abstrakcyjne"), jasny, może orzechowy, może drożdżowy, ale... właśnie z nutą perfum. Słodycz szybko rosła. Okazała się intensywna i prosta, cukrowa. Zdecydowanie za silna i w dodatku dziwnie wyeksponowana. Wydawała się tworzyć bazę wraz z niemal mlecznymi, maślanymi tonami. Słodki, miękki, maślany biszkopt (ciasto; nie znam się na tym - to moje wyobrażenie) uginał się i... nasiąkał? Oczami wyobraźni zobaczyłam przesiąknięte owocami biszkopty (ciastka, jak w jaffa cakes).

W drugiej połowie rozpływania się kęsa odezwały się owoce. Morelowa, do bólu zasłodzona konfitura... zaczęła odnosić się do wcześniej wymienionych skojarzeń. Jakieś biszkopty z morelowym dżemikiem? Naaromatyzowane przesadnie, i... przypalone? Palono-kakaowe, suche nuty narzuciły owocom raczej suszoność. Pomyślałam o morelach suszonych, rodzynkach i jakiś pomarańczowych kandyzowanych, ponieważ cukrowa słodycz zdążyła jeszcze trochę wzrosnąć.

Cierpkość kakao cały czas o sobie przypominała, niestety owocowa nuta wpisała w nią perfumy. Nie udało jej się nadać tej czekoladzie charakteru, jakiejkolwiek szlachetności czy nawet po prostu wydźwięku ciemnej, przez mocną, mleczno-maślaną, może trochę drożdżową bazę.

Po wszystkim czułam lekkie przesłodzenie, takie po prostu zbyt chamskie, jak również pyłkową, stateczną gorzkawość kawy z cierpkim kakao oraz nutkę owocowo-biszkoptową z perfumami. Cierpkość pylistego kakao odtłuszczonego utrzymywała się chyba najdłużej.
Po zjedzeniu niecałej kostki na ustach z kolei pojawiło się nieprzyjemne otłuszczenie. Ogólnie czułam się nią zatłuszczona. A jednak nie była to taka potwora, by po kostce porzucić całkiem.

Od BIO bardzo się różniła! Otóż dzisiaj opisywana była po prostu prostsza i bardziej słodka w sposób charakterystyczny dla zbyt dużej ilości białego cukru, bardziej maślana. Delikatnie gorzkawa, może trochę kawowa, ale z wyczuwalnym prostym kakao. Jej owocowe nuty były delikatne (przy czym pojawiła się morela, wspólna dla obu) - BIO to o wiele więcej owoców i miód. W obu czułam perfumowość, ale zwykłą cechowała znacznie mocniejsza. Co więcej, Zwykła była tłustsza w każdym możliwym tego słowa znaczeniu, dla mnie już zdecydowanie zbyt tłusto-męcząca. Tłuszcz przykrył smak, przez co była też nudna. Wzięłam ją sobie na uczelnię, gdzie jestem o wiele mniej wymagająca w kwestii czekolady, bo mimo wielu wad, nie była taka zła. Ot, przeciętna czekolada z paroma fajniejszymi przebłyskami, a cena chyba... kakaowcowi spod liścia wyciągnięta.
Patrząc z kolei na skład... poczułam się oszukana i długo siedziałam z miną "WTF" i uniesionymi wysoko brwiami.
Może i smaczniejsza albo raczej zjadliwsza od Heidi 75%, ale biorąc pod uwagę ceny i składy, za nic oceny wyższej nie przyznam; gdyby kosztowała mniej (tak do 6 zł), 5 by miała bez trudu.


ocena: 4,5/10
kupiłam: Auchan
cena: 11,99 zł
kaloryczność: 601 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, masło klarowane, lecytyna sojowa, aromat, odtłuszczone mleko w proszku

2 komentarze:

  1. Zapach nieskomplikowany w pozytywnym sensie. Prosty i przyjemny. Sucho-pylisty krem, hmm. Czemu nie pogryzłaś, żeby się przekonać, czy Twoje domysły dot. trzeszczenia są rzeczywiste? Chyba że pogryzłaś i do tego odnosisz kolejne zdanie. "Jakieś biszkopty z morelowym dżemikiem" kojarzą mi się z Paryskimi morelowymi <3 Ofc przesłodzenie ciemnej czeko to zło, ale mam wrażenie, że odebrałabym tę czekoladę jako smaczną. Co myślisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pozytywnym to by był, gdyby nie był perfumowo-przearomatyzowany. Takie coś to we flakoniku, nie w tabliczce do zjedzenia.
      Mam skrajną awersję do takiego jedzenia czekolady, jednak faktycznie mikroskopijny kawałek pogryzałam. Tak, stąd kolejne zdanie. Może niejasno to opisałam, ale też 100%owej pewności nie mam. Pewnie musiałabym gryźć więcej niż mikroskopijną drobinkę, a po co miałam się zmuszać? A gdyby rzeczywiście bardzo trzeszczała? Po co miałabym sobie dodatkowo zochydzać jedzenie jej?

      Mnie też się tak to-to kojarzyło. Ale znam je "z oddali", więc... :P

      Myślę, że lepiej ode mnie mogłabyś ją odebrać, ale perfumowość by Ci przeszkadzała. Kojarzysz, co Ci pisałam o metalicznych orzechach (jako sztuczności)? Ta była o wiele perfumowo-sztuczniejsza od nieco zalatującej sztucznymi orzechami tej Nestle od Ciebie. Nie wiem, jak bardzo czułaś w niej sztuczność. Ta Cote D'Or też wydawała się podobnie słodka (może minimalnie mniej), ale zobacz, że obiecuje 70 %, a nie 51%.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.