Ta czekolada wydaje się tak nie moja, że wciąż się dziwię, że w ogóle tu trafiła. Dostałam ją od ojca, ale zamiast od razu mu ją zwrócić czy oddać Mamie, przyjęłam ją, myśląc, że w sumie mogę spróbować. Pomyślałam o niej jako o tabliczce ni cookies&cream, ni stracciatella i się zastanowiłam, czy coś takiego jako czekolada w ogóle mogłoby się udać. Tknęło mnie, że już w sumie może się to okazać bardziej funkcjonalne niż lody czy jogurty w tym wariancie, w których kawałki czekolady zazwyczaj wychodzą jak blaszki bez smaku (zazwyczaj? tu z kolei zastanowiłam się, kiedy coś takiego ostatnio jadłam... że już nawet nie pamiętam, a od wielu osób słyszałam, że w tych wariantach czekoladowe kawałki wychodzą smacznie). A jednak mimo wyglądu, to nie miała być tabliczka stracciatella, a z nibsami, o czym dowiedziałam się, już ją mając. Nibsów nie lubię nawet w ciemnych, a białe z nimi lepiej nie wychodzą. Na co więc się porwałam? Sama nie wiedziałam. Obstawiałam, że spróbuję, a reszta pójdzie do Mamy.
(Côte d'Or) Cote D'Or Melk BonBonBloc Vanille & Crispy Cacao to mleczna czekolada z (39%) nadzieniem waniliowym z (4%) kawałkami karmelizowanego kakao / nibsami; produkowana przez Mondelez.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach wanilii, wpisanej jednoznacznie w lody śmietankowe o smaku waniliowym. Wysoka słodycz tego splotu mieszała się z cukrowością samej czekolady, która stanęła tuż za nimi. Chyliła się trochę ku plastikowi.
Po podziale na znaczeniu jeszcze przybrały lody waniliowo-śmietankowe, ujawniając mocno wanilinowe skłonności. Czekolady jednak nie zagłuszyły,
Wielka i gruba tabliczka w dotyku wydała mi się bardzo tłusta. Była masywna ze względu na grubość, ale nie twarda. Nie trzaskała i wydawało się, że najchętniej to by się w ogóle rwała. Cały czas miałam wrażenie, że zaraz zacznie rozpuszczać się w dłoniach (realnie tego nie robiła).
Przekrój ujawnił, że miękkie i plastyczne nadzienie w zasadzie idzie po całości, a nie tylko wypełnia wybrzuszenia kostek. Gdy zaś połamie się czy przegryzie kostkę, widać, że nie pożałowano go. I pokazały się też pojedyncze drobne punkciki kakao. Sama czekolada też stanowiła grubą warstwę - da się ją zdjąć nożem jako tako z kremu ze względu na miękkość, co zrobiłam, by popróbować tych części osobno.
Robiąc kęsa, stykałam się z ogólną miękkością.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo, w tempie szybko-umiarkowanym. Była kleista i maziście-kremowa, a także bardzo tłusta w śmietankowy sposób. Szybko ujawniała nadzienie, łącząc się z nim spójnie.
Krem był jeszcze tłustszy. I to o znacząco, w śmietankowo-oleisty sposób. Okazał się też o wiele bardziej miękki, a do tego plastyczny. Wydał mi się gładki i lepki. Znikał szybciej niż czekolada. Nibsy zaznaczały się na języku po pewnym czasie, ale nadzienie mocno je otulało, więc łatwo nie zwracać na nie uwagi, aż reszta się rozpłynęła. Od niektórych rozchodziła się pewna wodnistość - obstawiam otoczkę z cukru ("karmelizowanie").
Nibsy gryzłam na koniec, tylko na próbę może ze dwa gryząc wcześniej "obok czekolady" - oddzielenie ich od reszty stanowiło wyzwanie ze względu na bagnistą kleistość całości. Przy tych o wiele bardziej zaznaczała swoją obecność cukrowa otoczka - jakby po prostu były obklejone drobnym cukrem. Przez niego aż trudno było skupić się na samych nibsach.
Gryzłam je więc na koniec, gdy wszystko się rozpłynęło. Były wówczas średnio twarde i krucho-chrupiące; suche. Niektóre jeszcze potrafiły bardziej rzężąco-chrupnąć ze względu na cukier, który zdążył zniknąć tylko częściowo.
W smaku mleczna czekolada przywitała mnie mocno mlecznym smakiem. Już sekunda-dwie później wysoka słodycz wyprzedziła mleko. Cukrowość szybko zaczęła dominować, spłycając smak czekolady do cukrowo-plastikowej polewy, w której mleko nie nadążało.
Spróbowana osobno jakby próbowała udawać Milkę, ale w jeszcze bardziej budżetowej wersji.
Nadzienie jednak trochę podbiło mleczny wątek, umacniając go nie tylko mlekiem, ale też wręcz śmietanką. Ta zabrzmiała równocześnie z waniliową nutą. Skojarzyło mi się to z lodami o smaku waniliowym na bazie mleka i śmietanki. Wyraźnie "o smaku", bo wanilia zdradzała pochodzenie z aromatu. Słodycz rosła nieubłaganie, a nadzienie w dodatku podyktowało jej ciężki, wręcz wanilinowy charakter.
Na czas debiutu nadzienia czekolada trochę się wycofała. To nadzienie stanowiło o mleczności ogółu.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zrobiło się za słodko i aż drapało w gardle. Powodowała to głównie cukrowa czekolada. Mimo ogólnej cukrowości i tego, że nadzienie choć starało się być po prostu waniliowym, jawiło się jako wanilinowo sztuczne. Wyłaniające się, niegryzione nibsy za sprawą karmelizowania jeszcze podwyższyły cukrowość.
Za nieubłaganą słodyczą cukru i waniliowo-wanilinową ciężkością odnotowałam też mglistą oleistość. Nadzienie zaczęło robić się trochę bardziej mdławe, niby było mleczne, ale jakby mleko i śmietanka osłabły z sił. Wykorzystała to sztuczność waniliny i plastikowość czekolady.
Końcowo czekolada wydała mi się bowiem jeszcze bardziej plastikowa i wręcz czysto cukrowa.
Nibsy gryzione na koniec jeszcze pamiętały cukrowość otoczki - przy niektórych zaplątały się drobne kryształki białego cukru, który wyraźnie czuć. Nibsy same w sobie okazały się palone i gorzkie, nawet sporadycznie lekko kawowe. Po kumulacji słodyczy i ciężko-plastikowym echu, wyszły jednak zgaszone, bardzo delikatne. Trochę tonowały słodycz, ale tylko tę smakową - w gardle drapało i tak.
Gryzione obok czekolady w zasadzie prawie nic nie wniosły. Otoczenie bardzo je stłamsiło, zgubił się smak nibsów, za to bardzo dobrze czuć po prostu cukier.
Wolałam więc zostawiać je na koniec.
Po zjedzeniu został posmak cukru i sztucznej wanilii, przywodzącej na myśl lody śmietankowo-waniliowe, ale rozrzedzone wodą. Czułam też leciuteńką goryczkę nibsów oraz cukrową, lekko mleczną plastikową polewę, która udaje czekoladę.
Całość była mocno kiepska - nie tylko dlatego, że nie w moim typie. Cukrową, tandetną czekoladę wypełniało przesłodzone, oleiste nadzienie. Oddawało tanie lody waniliowe na śmietance i mleku. Tak, było mocno waniliowe, ale wyszło dość sztucznie, wanilinowo. Mimo że krem napędzał mleczność, była to mleczność stłamszona słodyczą, z tandetną naleciałością. Nibsy wyszły zaskakująco niewyraźnie. Mimo że gorzkawe, to zagubione. Dodano ich chyba za mało i za bardzo je podrobiono, by mogły pomóc reszcie. A w ogóle ich "karmelizowanie", czyli jakieś oklejenie cukrem uważam za kpinę. Po co?
Zjadłam kostkę, a resztę oddałam Mamie. Opisała: "No strasznie słodka całościowo była. Ta czekolada na wierzchu taka polewowa trochę, a nadzienie niezbyt waniliowe. Powiedziałabym, że śmietankowe. Najfajniejsze to w niej były takie kawałki chrupiące. Karmel? Bo chrupały fajnie i przebijały resztę. To były karmelizowane nibsy?! Nie zgadłabym, ale ja się nie znam. Taka tania, ale zwyczajna".
ocena: 3/10
kupiłam: dostałam od ojca
cena: nie znam
kaloryczność: 549 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, oleje roślinne (palmowy, słonecznikowy, rzepakowy), odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, laktoza, serwatka w proszku, kawałki kakao / nibsy 2%, tłuszcz mleczny, emulgator: lecytyna sojowa; ekstrakt waniliowy, naturalny aromat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.