Uwielbiam odkrywać nowe marki czekolad, acz najchętniej zamawiałabym je po 2 tabliczki w ramach większych zamówień ze sklepów z czekoladami. Zamawianie większej ilości bezpośrednio od producenta jest bardziej ryzykowne, jednak gdy przypadkiem znalazłam na Instagramie ciekawą ukraińską markę Soar, uznałam, że dam im szansę. Mając już tabliczki u siebie, nie bardzo wiedziałam, od której zacząć, aż w końcu drogą eliminacji padło na tę.
Soar 80 % Belize Dark Chocolate / Темний шоколад to ciemna czekolada o 80% zawartości kakao z Belize; słodzona cukrem kokosowym.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach różnych, cierpko-goryczkowatych ziół. Świeżych i suszonych, a niektóre mogły być palone. Wybijał się z nich na przód tymianek. Osłodził go niedookreślony, miodowo-drożdżowy wypiek. Pieczonością umocnił myśl o ziołach palonych. Czułam też paloną kawę, acz złagodzoną i osadzoną w orzechowe realia, że pomyślałam o kawowym maśle orzechowym. W orzechowości, oprócz niego, pojawiły się charakterniejsze orzechy włoskie i pekan, chyba też brazylijskie. W oddali przemknęły mi soczyste, ale słodkie tak, że chyba w miodzie... brzoskwinie? I... pomarańcze miodowo-kandyzowane?
Choć na pierwszy rzut oka tabliczka wyglądała może i ładnie, forma takich kulek mnie wydała się niewygodna.
Dziwnie lśniąco-matowa tabliczka była bardzo twarda, a przy łamaniu adekwatnie głośno trzaskała. Czasem jakby wierzch którejś z wypukłości dziwnie odpryskiwał.
W ustach rozpływała się maziście i powoli, konsekwentnie pokrywając podniebienie nieco lepkawymi smugami. Te jednak zaraz odpuszczały za sprawą soczystości. Czekolada była tłusta w sposób maślany, ale od tego odwracała uwagę nie tylko soczystość, ale też lekka pylistość, wyłaniająca się z czasem. Końcowo wydała mi się trochę ściągająco-taninowa.
W smaku pierwsza rozeszła się średnio wysoka słodycz. Miała chłodno-rześki charakter, przez który pomyślałam o jasnym, słodkim... syropie z brzozy? Dziwnie chłodno-rześkim, niemal słodzikowym miodzie. Miodzie akacjowym?
Bardzo daleko wychwyciłam obietnicę gorzkości i taninową cierpkość... i drożdże? Pomyślałam o wyrabianym właśnie winie albo winie, w którym one jakoś wybiły.
Słodycz wzbogaciła się o soczystość. Rosła, idąc w kierunku żółtych owoców, ale przerobionych na nadzienie... jakiś sowicie wypieczonych, kruchych rogalików? Rogaliki wprowadziły karmel. Był palony, ale wciąż łagodny. Znacząco podniósł słodycz do poziomu średnio-wysokiego, pochłaniając drożdżową nutkę. Stała się drożdżowym, słodkim wypiekiem.
Poprzez palono-pieczony wątek odważnie wkroczyła gorzkość. Miała ugodowy, ale wyrazisty charakter. Pomyślałam o czarnej kawie, zaparzonej na świeżo zmielonych ziarnach, przyprawionej w nieoczywisty sposób... Tymiankiem? Tymianek sam w sobie mógł być nieco palony, acz to na pewno on. Kawa połączyła się dzięki niemu i paloności z ziołami.
Zioła w pierwszej chwili wydały mi się palone, jednak zaraz z mojej głowy wizja palonych, suchych gałązek umknęła na rzecz ziół... zawilgoconych? Rosnących gdzieś w cieniu, wilgotnych od chłodnego otoczenia.
Soczystość i tanina podchwyciły te leśne klimaty, serwując mi trochę jeżyn i czarnych porzeczek. Odnotowałam też wiśnię, która zmieszała się z nimi w lekkim, cierpkawym kwasku i specyficznej słodyczy.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa za sprawą tej wilgoci ziół wrócił chłodek, a wraz z nim miodowa nutka. Tym razem jednak mniej oczywista, idąca w kierunku... miodowo-kawowego masła orzechowego? Gorzkość zmalała, a kawa się nieco rozmyła. Ciemne owoce podobnie, zamieniając się w niemal cukrowe "jelly" - galaretkę do masła orzechowego.
Raczej fistaszkowe masło orzechowe przywołało jednak więcej charakterniejszych orzechów włoskich. Chyba czułam też tłustsze pekany i orzechy brazylijskie. Przejęły pieczoną nutę rogalików i zmieniły ją w prażenie. Karmel, już odrobinę bardziej palony, podkradał się pod nie raz po raz.
Kontrastowo owoce wyrwały do przodu (choć na pierwszym planie tylko zaznaczyły się grzecznie obok ziół i kawy z drożdżowymi wypiekami). Te kwaskowate i ciemne jednak nie dogoniły mknących żółtych. Czułam brzoskwinie i mango, ogólnie jeszcze coś egzotycznego - jakby spieszyło im się pokazać przed końcem jak najwięcej. Słodycz chwilowo przełamał lekki kwasek limonki.
Zaraz jednak słodycz wróciła z nową siłą, znowu zamykając żółte owoce w jakiś wypiek owocowo-drożdżowy. Z odrobiną skórek cytrusów? Kandyzowanych, niedookreślonych? Może pomarańczowych? Słodki wypiek spróbował jeszcze przełamać tymianek. Poczułam się, jakbym go przepiła kawą, a zaraz władowała do ust kolejny kęs.
Po zjedzeniu został posmak żółtych owoców, przeplecionych cierpkimi jeżynami oraz orzechów. Masła orzechowego fistaszkowego z dodatkiem włoskich? Pojawił się też kruchy wypiek o karmelowo-drożdżowych zapędach, a także cierpkość kawy z ziołami. Słodycz wydała mi się chłodna, rześka i miodowo-słodzikowa, trochę gryząca w język. Mieszało się to z taninowo-drożdżowym odczuciem.
Czekolada była bardzo, bardzo ciekawa, acz mnie brakowało trochę wyrazistszej gorzkości i może kwasku. Wyszła dość łagodnie. Miała jednak intrygujące nuty kawy z tymiankiem, drożdżowo-miodowych wypieków nadzianych owocami żółtymi. Czułam brzoskwinie i mango, przeplecione ciemnymi owocami, trochę leśnego chłodu i dużo orzechów. Przede wszystkim fistaszkowe masło orzechowe i orzechy włoskie, ale też różne orzechy po prostu. Paloność kawy, ziół, pieczenie zacnie wszystko zgrały tak, że mimo tej łagodności, nie było nudno. Chłodny wydźwięk słodyczy zapewne pochodził od cukru kokosowego. Jestem zaskoczona, że tak dobrze to wyszło, bo zazwyczaj wydaje mi się za intensywny, tłamszący samo kakao. Tu się sprawdził!
Pol Contreras Vilaprino Belize 80 % Cosecha 2019 Chocolate negro / Dark Chocolate serwowała mokre kamienie, skały i ziemię z czarną herbatą, kremem orzechowym i orzechami włoskimi, mieszające się ze złożonym, niejasnym splotem owoców (placki malinowe, różowe winogrona, porzeczki i bez jako syropy). Ją posłodzono cukrem panela, przejawiający się jako mocny, przypalony karmel - stanął nieco obok tych wszystkich nut i to mi trochę przeszkadzało. Ogólnie bowiem nuty kakao były cudnie mocarne. Soar wydała mi się lepiej posłodzona też trudnym cukrem, ale ogólnie łagodniejsza, więc ciutkę mniej zachwycająca.
ocena: 9/10
kupiłam: soar.ua.choco na Instagramie
cena: 5€ (około 21 zł; za 80g)
kaloryczność: 538 kcal / 100g
czy kupię znów: chciałabym móc do niej wrócić
Skład: ziarna kakao, cukier kokosowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.