sobota, 8 lutego 2025

Puchero Bean-To-Bar Chocolate Tanzania 85 % Kokoa Kamili Single Origin ciemna z Tanzanii

O hiszpańskiej marce Puchero wspomniałam już przy Puchero Chocolate Nicaragua 70 % El Castillero Single Origin. Przygotowując jednak tego posta, zastanowiłam się, co by tu jeszcze można było dodać i ponownie zgooglowałam. Trafiłam na ich stronę, na którą zawitały jeszcze... kremy orzechowe 100%. Ciekawe, ciekawe. Wiedziałam jednak, że ja ich nigdy nie zamówię, nie zza granicy, ale tak ciekawostkowo, dobrze wiedzieć, że są. Mnie czekała za to czekolada o zawartości, która podobała mi się o wiele bardziej od wspomnianej już nikaragujskiej. 

Puchero Bean-To-Bar Chocolate Tanzania 85% Kokoa Kamili Single Origin to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao z Tanzanii, z doliny Kilombero.

Po otwarciu poczułam bardzo, wręcz niespotykanie słodkie wiśnie. Otulił je pudrowy motyw i kwiaty, a także chyba wanilia. Pomyślałam o jakimś malinowym pudrze lub malinowych cukierkach pudrowych. A także o... przesłodzonym ciepłym kompocie z jasnofioletowych śliwek? Do tego doszły słodkie, nie za mocno pieczone, jasne ciastka z malinami i orzechami, chyba pekanami. W tle, mimo natłoku słodyczy i niskiej gorzkości, pojawiła się świeżość, rześkość trzcin i roślin znad jeziora, które pilnowały, by nie zrobiło się za ciężko. Dosłownie czułam w tym wszystkim ciepło letniego powietrza.

Konkretna tabliczka przy łamaniu okazała się średnio twarda. Trzaskała też średnio głośno, za każdym razem obiecując gęstość.
W ustach rozpływała się umiarkowanie wolno i bardzo maziście. Utrzymywała poczucie konkretu i masywność, popisując się gęstością. Była maślano tłusta i długo gładka. Do tego doszła kremowość oraz miękkość, choć jakby tylko zewnętrzna. Z każdą chwilą narastała soczystość, za sprawą której masa zmieniała się w zawiesinę. W niej ujawniła się końcowo proszkowość.

W smaku przywitała mnie słodycz, która w pierwszym momencie wydała mi się niezbyt zdecydowana. Roztoczyła sporo kwiatów i... miodu-niemiodu? Miodowego pudru? Wyobraziłam sobie grudki scukrzonego miodu w... ciastkach? Miodowo-malinowych ciastkach. Zaplątała się w nich dziwna goryczka, jakby dodane do nich liofilizowane owoce się poprzypalały, ale nie była to spalenizna sama w sobie.

Zaraz rozeszła się inna, pożądana gorzkość, od razu startując z wysokiego poziomu. Wygładziła wspomnianą goryczkę, a ja pomyślałam o węglu i odrobinie dymu. Paloność jednak wcale nie była mocna, a wręcz delikatna. Szlachetna goryczka pokazała się, po czym zajęła się budowaniem tła, nie mając zamiaru dominować, mimo że co do jej siły nie było wątpliwości.

Zza gorzkości, zza dymu wyłaniało się trochę orzechów - raczej tłustszych, łagodniejszych pekanów, ale zdarzały się też bardziej gorzkawe włoskie. Niektóre może stare, suchsze?

Do słodko-malinowego wątku dolatywać zaczęły kwaśniejsze wtrącenia wiśni. Mimo że owocowa strefa wciąż oferowała dużo pudru, pojawił się też kwasek i soczystość... jakby poniekąd hamowana. Soczystość owoców liofilizowanych i dopiero nasiąkających? Pomyślałam o cierpkich węgierkach, ale zaraz umknęły.

Goryczka z wszechobecną słodyczą podrzuciła mi myśl o aptece, a dokładniej syropach i tabletkach w wariantach owocowych: głównie wiśniowo-malinowych, ale chyba też śliwkowym.

Gorzkość zetknęła się z ciastkowo-kwiatowym motywem i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przełożyła się na myśl o cierpkawych, kruchych ciastkach kakaowych. Odnotowałam lekką drożdżowość, a w tle... zapowiedź maślaności?

Słodycz uparcie trzymała się pudrowego tonu, acz znów poczułam też trochę więcej kwiatów. Dodały pewności siebie śliwkom. Przez pewien czas dziwnie słodkie wiśnie, cierpkie węgierki i spore, liofilizowane śliwki - chrupkie początkowo, a po chwili nasiąkające - wśród owoców dominowały, po czym... zmieniły się w kompot śliwkowy. Utrzymał się chwilę na nadrzędnej spośród owoców pozycji, po czym przeistoczył się w mniej jednoznaczny motyw pudru owocowego. Wyobraziłam sobie czekoladko-trufle z owocowymi kremami i obtaczane czerwono-różowym pudrem.

Przypieczętowały to kwiaty... kwiaty rześkie, acz też słodkie. Słodycz utrzymywała soczystość, ale już inną - pomyślałam o niemal miodowych rodzynkach. I suszonych, kompotowych śliwkach?

Końcowo gorzkość naparła na to wszystko. Nagle wzrosła i przyciągnęła uwagę. Pomyślałam o zamszu, który porządnie przesiąkł dymem. Za nim jednak pobrzmiewała maślaność i... metaliczność? Jakby proch strzelniczy? Zamsz, który wyszedł na przód, wprowadził poczucie ciepła. Orzechy niby wróciły, ale one z kolei złagodniały - wróciły odmienione jako... nerkowce?

Ciepełko podchwyciła słodycz, która za sprawą kwiatów pokazała mi letni dzień nad dzikim jeziorem. Ciepłe powietrze, sporo roślin, w tym kwiatów to obraz letniego dnia, w którym popija się... sok śliwkowy?

Po zjedzeniu został posmak zamszowo-dymny, częściowo mocno nerkowcowy, z maślanym echem oraz owocowy, ale w złożony sposób. Czułam sporo słodko-cierpkiego kompotu śliwkowego i dziwnie słodkich wiśni, a także maliny jako sok i nutę pudru, liofilizowanych, sproszkowanych owoców, zmieszanych z drapiąco słodkimi kwiatami.

Czekolada smakowała mi, ale mam sporo zastrzeżeń. Była słodka w taki sposób, że nie powiedziałabym, iż to 85% i w dodatku słodzona cukrem trzcinowym. Obstawiałabym biały. Słodycz miała bardzo pudrowy, ciastkowo-kremowy wydźwięk. Owoce, a więc wiśnie, maliny i śliwki jawiły się jako dosłodzone, wkomponowane w ciastkach, trufle, przerobione na puder czy końcowo jako sok, liofilizowane. Sporo kwiatów też jeszcze dołożyło słodyczy, ale akurat zacniejszej. Końcowa wizja dnia nad jeziorem czy zamszu przesiąkniętego dymem bardzo mi się podobały. Gorzkość, węgiel, zamsz, trochę orzechowych akcentów - o, szkoda, że właśnie gorzkość była taka wycofana, mimo że silna. Ileż bym dała, by to ona, z tymi nutami wyszła na przód!

Owocowy lukier, puder i czerwone owoce w dosłodzonym wydaniu kojarzę dobrze z Krak Chocolade Tanzania Kokoa Kamili 2021 70 %, a ciastka, węgierki i wiśnie czułam w The Swedish Cacao Company Tanzania 74 % Kokoa Kamili, 2021 Harvest, która też wyszła mi za słodko. Tak sobie po nich myślę, że tanzańskie kakao chyba łatwo idzie w takie niemoje klimaty, więc producenci naprawdę muszą odwalić sporo roboty, by mnie w sobie rozkochało w pełni.


ocena: 8/10
cena: €6,32 (za 70g; około 27 zł)
kaloryczność: 611 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.