Choć nazwa tej marki kojarzyła mi się z kawą, zamówione tabliczki jej nie zawierały. Historia marki Moka sięga roku 2006, kiedy to Jeff Abella i Ishan Tigunait pojechali do Kamerunu. Poznali się w ramach prac humanitarnych Himalayan Institute w Afryce. Zakochali się w tamtej części świata i odkryli, jak wiele pyszności można tam hodować. Oczywiście z odpowiednią infrastrukturą - wszystko musieli sobie zbudować od podstaw. Rolnicy i lokalna społeczność zaangażowała się w projekt, a mały zespół szybko się rozrósł. Nadal leży im na sercu ekologia, wiele zawdzięczają energii słonecznej i inwestują w innowacyjną technologię z poszanowaniem środowiska. Podobało mi się to wszystko i czułam, że to samo dane będzie mi napisać o czekoladzie. Moka Farm leży w Kamerunie, jednak współpracowników mają w kilku krajach uprawy kakao i kawy (bo i i nią również się zajmują), a także w USA, więc w zasadzie istnieją międzynarodowo. Mile, że w dzisiejszych czasach to nie takie trudne i ludzie mogą dzielić pasję z innymi ze wszystkich zakątków świata. Mnie w dodatku bardzo cieszyło, że w zasadzie zjadłam ją na dniach po Puchero Bean-To-Bar Chocolate Tanzania 85% Kokoa Kamili Single Origin, która nie dość, że miała tyle samo tanzańskiego kakao. Nawet spółdzielnia, od której je obie marki zakupiły, była ta sama (Kokoa Kamili).
Moka Origins Tanzania Dark Chocolate 85% Single Origin Kokoa Kamili to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao z Tanzanii, z doliny Kilombero.
Po otwarciu uderzył intensywny zapach wiśni - niby kwaśnych i soczystych, a jednak otulonych słodyczą, że wyobraziłam sobie jakieś wiśnie w miodzie. Do których podkradł się alkohol? Miodowo słodkie wino? Wypływało z ziemistej, przeplecionej orzechami, bazy. Na pewno były tam orzechy pekan, nerkowce i włoskie. W tle czułam jeszcze maliny i chyba śliwki - także bardzo słodkie, przechodzące w czekoladkowo-truflowe realia. Obecność zaznaczyły jednak też cytrusy, pielęgnujące kwaśność wraz z... maślanką? Jogurtem? Bardzo odlegle przemknął mi też jakiś drożdżowy wypiek.
Masywna tabliczka w dotyku sugerowała gładkość i kremowość, a przy łamaniu trzaskała głośno w chrupki sposób.
Czekolada w ustach rozpływała się powoli, dając się poznać jako wręcz leniwa (ale nie oporna) i trochę kleista, choć jednocześnie kremowa. Była idealnie gładka i mazista, a także maślano tłusta. Mimo to, pozostawiała trochę suche wrażenie. Z czasem tłustość przełamała lekka soczystość. Końcowo trochę ściągała.
W smaku pierwszą poczułam delikatną słodycz wykwintnego, miodowego ciasta. Ciasta, które postawiono na stole obok bukietu suszonych kwiatów. W cieście tym zaznaczyły się kruszonka i maślano-drożdżowy akcent.
Z tła zaczęły przebijać się pierwsze owocowe przebłyski, łączące integralnie słodycz z kwaskiem. Nie były bardzo jednoznaczne, ale wychwyciłam wiśnie. Do tego swoją obecność zaakcentowała delikatna gorzkość.
A słodycz w tym czasie mocno wzrosła poprzez kwiaty. Choć pojawiły się jako suszone, zaraz pokazały się ze świeższej strony. Nagle jakbym znalazła się w kwitnącym ogrodzie! Miód także nie dawał o sobie zapomnieć, zapewniając kompozycji wyrazistą słodycz, ale nie przesładzając jej.
Owoce przytoczyły też trochę kwasku. Czułam przede wszystkim maliny i wiśnie, acz w oddali zamajaczyły mi też cytrusy. Mimo kwasku, od wpływem słodyczy maliny zaczęły jednak zmierzać w pudrowym kierunku, a wiśnie... zmieniać się częściowo w słodkie wino? Nagle zmieniły się w czekoladko-trufle, z takimi właśnie nadzieniami. Słodycz zatrzymała się na średnim poziomie.
Maślaność i drożdżowość zniknęły na rzecz orzechów, obok których rozeszła się odważna gorzkość. Orzechy stały się bazą - czułam przede wszystkim pekany i nerkowce, acz sporadycznie trafiały się też włoskie. Dodawały powagi, nawet pewnej goryczki, co wykorzystała ziemia. Asystowała orzechom, czasem zrównując się z nimi.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość podkręciła cytrusowy akcent w tle, zwracając uwagę na skórkę cytrusów. Dokładniej cytryny, zmieszanej z grejpfrutem?
Kwaśność jednak nie poprzestała na owocach: dodała do kompozycji maślankę i jogurt grecki. Lekko cierpkie, ale delikatne. Trochę łagodziły gorzkość, acz wciąż jakby na jej prawach. W ich "przepychankach" wychwyciłam jeszcze węgiel i na chwilę wrócił akcent drożdżowo-maślany. Zaraz jednak zmienił się w kwaskawy nabiał.
Nabiał nie utrzymał się za długo, bo cytrusy zmotywowały czerwone owoce z początku i wyprzedziły go. Maliny, a za nimi wiśnie, przybrały na soczystości. Czyżbym jeszcze zarejestrowała niedojrzałe śliwki? Za ich sprawą polało się też więcej kwaśności, zajmującej pierwszy plan.
Ogólna słodycz już od dłuższego czasu nie rosła, acz po kwaśniejszym epizodzie jakby mocniej przypomniała o sobie kwiatami. Kwiaty ściągnęły zaś wiśnie z powrotem w bardziej truflowo-czekoladkowe realia, że pomyślałam o wiśniach w alkoholu, a dokładniej winie.
Ziemia i orzechy końcowo towarzyszyły kwaśności na pierwszym planie. Gorzkość złagodniała za sprawą pekanów i nerkowców, ale trwała się dzielnie. Orzechy częściowo zahamowały kwaśność, a maliny i wiśnie zrezygnowały z części soczystości. Osiadły w słodszych realiach, przywodzących na myśl nadzienia owocowo-miodowe jakiś czekoladek oraz pudrowość. Albo... owocowo-orzechowe ciasto, posłodzone miodem, z kruszonką. Przypieczętował to splot miodu i kwiatów.
Po zjedzeniu został posmak wiśniowych czekoladek z winem, jakiś słodkości malinowo-miodowych, echo pudru i miodu splecionego z kwiatami. Czułam motyw czegoś drożdżowego - ciasta? A także sporo orzechów - może właśnie też jako ciasto orzechowo-miodowe - oraz cierpką ziemię. Za nią zaznaczył się też kwaskawy jogurt.
Czekolada była bardzo smaczna, wyraźnie gorzko-kwaśna, mimo słodyczy, która też pozwoliła sobie na wiele, ale trzymała się średniego poziomu. Oparła się na miodzie i kwiatach, ale znalazła się też w owocach i słodkościach owocowych - czekoladkach, może też cieście. Akcenty maślano-drożdżowe, maślankowo-jogurtowe ciekawie urozmaiciły gorzkość. Przy niej czułam ziemię i dużo pekanów, nerkowców, włoskich. Świetnie pasowały do splotu wiśni i malin, które pokazywały się z różnych stron, i których soczystość podkręciły cytrusy. W zasadzie było w niej kilka głównych nut, ale pokazujących mnóstwo oblicz. Najpierw pomyślałam, że struktura mogłaby być nieco mniej maślana i chciałam wystawić jej 9, ale w końcu uznałam, że smak tak nadrobił, że jednak ocena maksymalna się należy.
Wyszła o wiele lepiej niż zbyt delikatna, pudrowo-słodka Puchero Bean-To-Bar Chocolate Tanzania 85 % Kokoa Kamili Single Origin.
ocena: 10/10
kupiłam: barandcocoa.com (za czyimś pośrednictwem)
cena: $10.00 (za 68g; około 38 zł; wyszło, że nie ja płaciłam)
kaloryczność: 618 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym do niej wrócić
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.