Gdy stanęłam przed okazją wybrania do kupienia czekolad z amerykańskiej strony internetowej, celowałam w te niedostępne i/lub nieznane w Europie, kierując się opisami nut, wypisanymi przez producentów. Układając czekolady do komody, na nazwę tę firmy uśmiechnęłam się, ale jeszcze niczego nie podejrzewałam. Dopiero przygotowując posta pod recenzję zobaczyłam skład i rozjaśniło mi się, że nie chodzi o miesiąc miodowy, czas potencjalnie przyjemny, intymny... a miód po prostu. Władowałam się w degustacyjną czekoladę z miodem?! A przecież wystarczyło wejść na stronę producenta... Dlaczego tego nie zrobiłam?! Żeby nie było: miód uważam za zacną, szlachetną rzecz, ale już parę razy przekonałam się, że jest zbyt intensywny do czekolady i potrafi zagłuszać jej nuty, sam też nie prezentując się tak, jak mógłby. Acz czy z tą będzie tak samo, było tylko moimi domysłami. Co wiedziałam na pewno? Honeymoon powstało w 2016 roku w akademikowej kuchni w Stanach. Cam i Haley bardzo rozwinęli swoje hobby, obecnie mają całą fabrykę i wspierają małe, rodzinne gospodarstwa oraz lokalnych pszczelarzy (kupują od nich, ale także łożą pieniądze na badania nad pszczołami). Cenią sobie walory smakowe, ale też zdrowotne, dlatego używają surowego miodu, nie cukru. Ich hasło to: "Honey, Meet Chocolate". Ich pomysł na siebie mi się podoba, ale... czy czekolada z miodem nie będzie mi za bardzo miodowa, a za mało bogata w nuty kakao?
Honeymoon Chocolates 77% Semuliki Forest Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 77 % kakao z Ugandy, z lasu Semuliki, słodzona surowym miodem.
Po otwarciu poczułam bardzo intensywny zapach pikantnego miodu na ciemnym chlebie, być może chlebie zrobionym na miodzie oraz piernika ze śliwką. Śliwka trochę wymykała się z niego, sugerując też wątek świeżo owocowy. Czułam mnóstwo kwiatów w różnych wydaniach: ciężkawe, cmentarne, którym towarzyszyła ziemia połączyły się z niemal kwiatowym, rześkim melonem miodowym. Do tego pojawiły się migdały w miodzie. Słodycz nie była wysoka, ale wydawała się wszechobecna. Kompozycja wyszła poważnie, gorzkawo, i szlachetnie niczym mousse czekoladowy.
Tabliczka wydała mi się średnio masywna i trochę lepkawa w dotyku. Przy łamaniu okazała się... ani twarda, ani zupełnie nietwarda, trochę krucha. Robieniu kęsa za to już towarzyszyło poczucie zawilgocenia i pewnej prawie miękkości. Wydawała z siebie niezbyt głośne chrupnięcia. W przekroju pokazały się jakieś białe drobinki.
W ustach potrzebowała chwili by zacząć się rozpływać, a potem robiła to w miarę łatwo, przyspieszając do tempa średniego. Choć zbita, brakowało jej czekoladowej gęstości. Była trochę maziście i niby tłusta niczym masło, ale z przełamaniem, na które przełożyła się piaszczystość, ziarnistość. Do tego doszła lekka lepkość miodu. Mimo to, jakby próbowała zdobyć się na trochę bazowej kremowości. Drobinki rozpuszczały się wraz z nią integralnie i w zasadzie nie czuć ich. Początkowo myślałam, że to scukrzony miód, ale zachowywały się jak niewymieszany tłuszcz. Końcowo czekolada znikała wręcz wodniście.
W smaku pierwszą poczułam lekką goryczkę oraz pikanterię miodu, początkowo jedynie z nieśmiało zaznaczoną słodyczą. Ta zaraz wzrosła, acz w sam miód wkradła się wtedy lekka goryczka właśnie jakby miodowa. Zaraz gorzkość ogólna ją wchłonęła, dając się poznać jako dosadna niczym woń skórzanej odzieży.
Miód zaskoczył na słodszy tor i zapewnił lekki wzrost słodyczy oraz wizję piernika przyprawionego do ostrości i wilgotnie-lepkawego od miodu. Pomyślałam o dzikim, leśno-kwiatowym, ostrym miodzie. Niby był drapiący, ale nie zasładzający.
Miód i piernik mieszały się z ziemią. Pomyślałam o czarnej, na skraju lasu, gdzie padają promienie słońca i rozgrzewają ją. Ziemię urozmaiciły migdały z zaznaczonymi, gorzkawymi skórkami. Gorzkość wydała mi się wiodącym motywem. Cały czas trwała na pierwszym planie.
Słodycz zaserwowała odrobinkę soczystości, ale zero kwasku. Pojawiły się wielkie, słodkie śliwki o jasnofioletowym kolorze. Dołączyły do nich idealnie dojrzałe, słodkie i w pewien sposób kwiatowe melony miodowe i bardzo dojrzałe gruszki. A jednak takie, które... lekką aluzję do kwasku potrafią jeszcze zrobić?
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa owocowość przycichła, zmieniając się w miodowy chleb ze śliwką. I piernik z odrobinkę kwaskawą śliwkową warstwą? Owocowy wątek zaczął cichnąć.
Gorzkość osłodziła się. Nie osłabła, ale dopuściła do siebie słodycz. W pewnym sensie miodowość wydawała się sama w sobie lekko goryczkowata. Ta jednak gorzkość ogólna ułożyła się w mousse czekoladowy. Słodki, ale niekoniecznie miodowy. Miód bowiem stał się nieoczywisty, wręcz ukryty.
Owoce pouciekały, ostało się ich tylko cichuteńkie, ledwo uchwytne echo.
Po moussie czekoladowym w gorzkości właśnie wzrosła palona nuta. Piernik zupełnie ustąpił ciemnemu chlebowi. Ten zawarł leciutki kwasek. Może... właśnie i miód poszedł w kwaskawym kierunku? Na końcówce wyłonił się wyraźniej wraz z... pikanterią?
Po zjedzeniu został posmak piernikowo-chlebowy i lekko śliwkowo-melonowy. Niby rześki i słodki, ale jednocześnie ciężki. Czułam motyw mousse'u czekoladowego oraz dzikiego, pikantnego miodu.
Całość wyszła bardzo ciekawie i zaskakująco czekoladowo. Wizja mousse'u była bardzo jednoznaczna i zarysowana na porządnie gorzkiej bazie. Skórzana odzież, ziemia i ciemny chleb mieszały się ze słodszym piernikiem. Słodyczy towarzyszyła miodowo-piernikowa pikanteria, co nadało mu szlachetności. Mimo że słodycz cały czas miała wiele do przekazania, nie było bardzo słodko, a już na pewno nie słodziaśnie. Kwaśność nie wystąpiła, ale nie pasowałaby tu, więc nie narzekam. Akcenty śliwek oraz melonów i gruszek ciekawie urozmaiciły bardzo czekoladową bazę, acz ogół był owocowy w minimalnym stopniu. Miód niewątpliwie czuć, ale nie przeszkadzał czekoladowości.
Zastrzeżenia mam tylko do takiej... nietwardej, piaszczystej i dziwnej struktury. Smakowo było zacnie, ale cały czas miałam wrażenie, że mimo iż nie przesadzona, słodycz, a w zasadzie nawet nie sama słodycz, co motyw miodu za bardzo się rządził.
Melona, miodowe przebłyski czułam w Beskid Chocolate Uganda Semuliki Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao, ale też wiele czerwonych owoców. Takie kompozycje wychodzą cudnie, gdy miód jest tylko nutą, przebłyskami. W dziś przedstawianej miał za wiele do powiedzenia jak dla mnie, acz nie znaczy to, że to było złe.
ocena: 8/10
kupiłam: barandcocoa.com (za czyimś pośrednictwem)
cena: $12.00 (za 62g; około 46 zł; wyszło, że nie ja płaciłam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie
Skład: kakao, surowy miód, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.