Po Frey Supreme Crunchy Dark Hazelnut uznałam, że z ochotą kiedyś w góry zabiorę jeszcze jakąś ich tabliczkę. Jako że od dłuższego czasu chodziła za mną czekolada ciemna z rodzynkami i orzechami laskowymi, a Milka Mmmax Trauben-Nuss / Raisins & Hazelnuts oczywiście nie usatysfakcjonowała, ta wydawała się idealna. Przyznać się jednak muszę, że kupując nie wczytałam się, czym jest dokładnie. Gdybym to zrobiła, pewnie decyzja o kupnie byłaby trudniejsza, bo od razu wydała mi się zbyt przeładowana tym wszystkim. I tak jednak uznałam, że jest godna na bardzo obiecujący szczyt w Tatrach Słowackich.
Choć zaplanowałam trochę inny początek trasy, wyruszyłam niebieskim szlakiem z Tatranskiej Strby do Rozdroża przy Popradzkim Stawie, ale od razu odbiłam tam w stronę Koprowej Przełęczy. Wciąż szlakiem niebieskim, o staw nawet nie zahaczając. Droga wyraźnie szła w górę, ale wcale nie czułam w nogach wysokości. Sporo w lesie, potem część niestety wyeksponowana na słońce, ale chmury ratowały sytuację. Na szczyt z Koprowej Przełęczy było trochę dreptania po skałach, czasem dość wysokich, ale podejście mi się podobało. Na samym Koprowym Wierchu trochę ludzi było, ale tłumem nie mogę tego nazwać. Bez trudu znalazłam wyjątkowo wygodną skałę z zachwycającymi widokami i na niej zabrałam się za dziś prezentowaną czekoladę.
Frey Supreme Crunchy Dark Fruit & Nut Dark chocolate with raisins, hazelnuts and almonds, topped off with crunchy hazelnut brittle to ciemna czekolada o zawartości 44% kakao z miazgą z orzechów laskowych (gianduja?) oraz z rodzynkami, orzechami laskowymi i migdałami oraz "brittle" z orzechów laskowych, czyli kawałkami karmelizowanych orzechów ("na wierzchu" - jak rozumiem, na wierzchu dodatków, nie tabliczki); wyprodukowana przez Delica AG.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach prażonych, słodkich w naturalny sposób orzechów laskowych i rodzynek. Nieco dalej za nimi znalazła się cukrowa, acz ze szlachetniejszym echem, czekolada. Nie powiedziałabym, że ciemna, jednak mleczna na pewno też nie. W oddali ujawniło się echo migdałów i palonego cukru. Ostatnie nasiliły się przy podziale i w trakcie jedzenia.
Twarda tabliczka w dotyku sprawiała wrażenie trochę ulepkowatej. Na spodzie widać w niej średnią ilość trudnych do rozpoznania dodatków.
Przy łamaniu trzaskała krucho i głośno. Także przekrój sugerował, że dodatków było średnio dużo (ale to tylko złudzenie). Część łamała się wraz z nią, część zostawała w którejś z części. Wyłoniły się migdały w skórkach, kawałki laskowców i trochę rodzynek.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, mięknąc po chwili. Dała się poznać jako aksamitna, kremowa i maślana, ale nie za mocno tłusta. Podniebienie pokrywała coraz bardziej mazistymi smugami i ujawniała dodatki. Trzymały się jej długo. Okazało się, że summa summarum była nimi sowicie wypełniona, a jednak nie miałam wrażenia, że to zlepek-ulepek, a czekolada z dodatkami.
Tylko na próbę ze dwa czy trzy razy pogryzłam je obok czekolady, większość zostawiałam na koniec.
Miałam wrażenie, że dominowały kawałki orzechowego brittle, czyli w zasadzie zlepki orzechów w karmelu. Bardzo dużo było też rodzynek. Migdałów (głównie całych, ale zdarzyły się też słupko-kawałki) z kolei tak sobie, a małych, średnich i dużych kawałków orzechów laskowych mało.
Od kawałków orzechowego brittle wraz z czekoladą trochę rozpuszczał się trochę cukier, ale niewiele wniósł. Im zdarzyło się raz po raz stukać o zęby. Rodzynki zaś tchnęły w całość lekką soczystość.
Orzechy laskowe - głównie średnie kawałki i ćwiartki, acz zdarzyły się też połówki - wyszły nieco delikatniej, ale i one przyjemnie chrupały.
Kawałki orzechowego brittle to mikroskopijne kawałeczki mocno skarmelizowanych orzechów laskowych. Były twarde, chwilami wręcz kamienne i rzężące ze względu na skorupko-lepiszcze z palonego cukru, jaka je pokrywała i w jaki kawałeczki były powtykane.
Rodzynki przedstawiły się jako jędrne i soczyste, a zarazem kleiste.
W rozmieszczeniu nie było żadnego ładu. Choć opis głosi, że brittle dodano na wierzch, nie odczułam tego. Przeplatało się z resztą. Ta była rozmieszczona bardzo różnie. W pewnych miejscach skumulowały się np. rodzynki, w innych kawałki orzechów. Ogólnie jednak odczułam niedosyt laskowców i w sumie też migdałów.
W smaku pierwszą poczułam wysoką słodycz o lekko waniliowym zabarwieniu. Cukier także się ujawnił, acz odnotowałam też drobną nutkę orzechów, przekładającą się na nugatowe skłonności całości.
Całość trochę przesiąkła laskowcami. Przemknęło mi echo palonego cukru, który trochę rozchodził się od pojawiających się co i raz kawałków brittle.
Do głowy dość często, choć nie przy każdym kęsie, przychodził mi zdrowy, rodzynkowy karmel. Rodzynki dawały o sobie znać, włączając drobną, słodką soczystość.
Słodycz rosła konsekwentnie i znacząco, ale nie męczyła bardzo ze względu na dodatki. Za nimi przewinęła się bardzo łagodna gorzkawość.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa cukrowa słodycz raz po raz zaznaczyła się w gardle, a baza tak złagodniała, że robiła małe aluzje do mleczności. Ta jednak zaraz umykała w słodyczy i nasilającym się wątku dodatków. W zależności od tego, jakie akurat znalazły się w ustach, końcowo baza robiła się albo bardziej cukrowa (chyba głównie przy brittle), albo bardziej cierpkawa za sprawą kakao. Czasem ta leciutka cierpkość robiła z dodatkami za przeciwwagę cukru (z echem waniliowego nugatu?)
Gdy baza zniknęła, gryzłam dodatki. Niemal zupełnie przygłuszały czekoladowe echo. Smakowo dominowało to, czego akurat znalazło się w ustach najwięcej, acz ogólne wrażenie miałam takie, że brittle miało najbardziej imperatywne zapędy.
Brittle, czyli zbitki karmelu i kawałeczków orzechów laskowych miały bardzo intensywny smak. Zaserwowały mocno wysmażone w cukrze-karmelu orzechy. Na siłę dało się rozpoznać laskowe, ale nie w przypadku każdej ich zbitki, i jak już, to palone do goryczki. Podobnie zresztą jak cukier, który zdecydowanie nad nimi dominował.
Kawałki orzechów laskowych były mocno prażone, chwilami przeprażone, z echem epizodycznej goryczki. Czuć je, choć w obliczu całej reszty, jawiły się jako bardzo nieśmiałe.
Migdały dla odmiany wyszły wręcz surowawo. Były neutralne, leciutko słodkie. Okrywały je skórki, które wpisały się w neutralność.
Rodzynki w większości były bardzo, bardzo słodkie, niektóre wręcz zasładzające. Powiedziałabym, że to sułtanki. Mimo słodyczy, dodały także soczystość, a czasem nawet leciutki kwasek.
O ile rodzynki, migdały i orzechy laskowe przyjemnie ze sobą współgrały, tak np. zestawienie rodzynek z cukrowo-smażonym brittle chwilami wydawało się osobliwe.
W posmaku dominowały głównie dodatki - dokładniej to, co akurat pogryzłam. Największą łatwość w utrzymaniu się, miało jakby smażone brittle, potem rodzynki, a dalej migdały i na końcu laskowce. Osnuwała je przesłodzona, ale nie drastycznie czekolada. Miała w sobie coś z... kakaowego zdrowego karmelu z rodzynek? I trochę z nugatu z domniemaną śmietankowścią.
Czekolada całościowo w sumie była smaczna, ale jak dla mnie napchali do niej za wiele, przez co zrobił się mały śmietnik. Nie wszystkie dodatki do siebie pasowały. Nie odpowiadało mi też zbyt chaotyczne, nierówne ich rozmieszczenie. Wolałabym, by było więcej migdałów i orzechów laskowych, ale całych, a brittle wcale bym się pozbyła. Sama czekolada choć przesłodzona, w zasadzie jako baza się sprawdziła z tym swoim niemal mlecznym zacięciem. Ja jednak wolałabym więcej gorzkości.
W górach szła całkiem nieźle, w domu skończyłam, co zostało, ale jej zasładzanie już trochę bardziej mi przeszkadzało.
ocena: 7/10
kupiłam: Allegro
cena: 22,89 zł (za 180g)
kaloryczność: 538 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, miazga kakaowa, rodzynki 8%, siekane i mielone orzechy laskowe 6%, tłuszcz kakaowy, brittle z orzechów laskowych 4,5% (cukier, orzechy laskowe), migdały 4%, masło klarowane, emulgator: lecytyna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.