Razu pewnego ojciec zapytał, czy chcę "fajną czekoladę z rodzynkami i orzechami", bo jakaś tam promocja była 2 w cenie 1, a wybierał sobie... No, generalnie już wiedziałam, że nie będzie to nic szczególnie w moim typie, ale i tak zapytałam, jaka dokładniej. W pierwszej chwili chciałam powiedzieć, że nie chcę, ale przypomniałam sobie, że w górach Milka Mmmax Ganze Haselnusse / Whole Hazelnuts całkiem nieźle się sprawdziła, a od jakiegoś czasu chodziła za mną czekolada i z orzechami laskowymi, i rodzynkami. Wszak ciemna, ale jak się nie ma, co się lubi... Niestety, gdy tuż przed wyruszeniem w góry wczytałam się w skład i dowiedziałam się, że dodano nie całe, a siekane orzechy, zrobiłam się mniej optymistyczna. Tabliczkę zdecydowałam się wziąć ze sobą w wyższe góry, gdzie temperatura nie była zabójczo wysoka i nie groziło jej popłynięcie, na trasę, na której nie chciało mi się robić kilku sesji kilku czekoladom. Ta miała być bowiem zajmująca i intrygująca sama w sobie. Upatrzyłam ją sobie już dawno temu - była jako jeden z wariantów wycieczki w góry z liceum (padło na coś innego), co w połączeniu z tym, że słyszałam, że to jedna z trudniejszych do przejścia przełęczy w Tatrach Słowackich, intrygowało. Punktem startowym był Stary Smokowiec, z którego musiałam minąć nudną drogę do Hrebienoka, a potem schroniska rozmieszczone już w o wiele ciekawszej scenerii: Bilikova Chata koło wodospadów, Rainerova Chata (najstarszy obiekt turystyczny zachowany w Tatrach) i Chata Zamkowskiego, aż w końcu Téryho chata, gdzie też zrobiłam małą przerwę i otworzyłam czekoladę.
Tabliczka to 270g.
Po otwarciu poczułam cukrowo-mleczny zapach o uroczym, acz drapiącym charakterze. Da się rozpoznać, że to Milka i jak zwykle kojarzył mi się trochę z czekoladkami z nadzieniem mlecznym dla dzieci, tylko że wymieszanym z wyraźnym motywem słodkich, kadzidlanych rodzynek. Orzechy zaznaczyły się nieśmiało bardzo daleko. Można by jednak je przeoczyć, bo w dodatku były niejednoznaczne.
Tabliczka w dotyku jakby obiecywała miękkawość, jednak była dość twarda. Czuć, że ze względu na grubość. Dodatków nie pożałowano, czego aż tak nie widać na spodzie (w ogóle to sugeruje on, że to orzechów można spodziewać się więcej, ale to złudzenie), natomiast już w przekroju owszem. Często trafiała się dosłownie rodzynka wciśnięta na rodzynkę. Orzechów, w dodatku posiekanych, dodali znacznie mniej.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie dość szybkim, ale nie błyskawicznym. Miękła i zmieniała się w kremową, tłustawo-przytykającą maź.
Uparcie otulała dodatki, których obecność zaznaczała się na języku.
Tylko na próbę pogryzłam je obok czekolady - wolałam zostawiać je na koniec, gdy czekolada się już rozpłynęła. Uważnie gryzłam najpierw orzechy, potem rodzynki.
Orzechy gryzione niby były trochę chrupiące, ale chyliły się ku miękkawości i wyszły nijako. Bardzo je posiekali - na kawałki małe i malutkie. Skórek nie miały.
Rodzynki już wcześniej wtłoczyły trochę soczystości. Końcowo też mi ją zaserwowały. Były jędrne i świeże, miąższyste. Trafiłam jednak też na twarde i jakby spłaszczone.
W smaku od razu uderzyła wysoka, cukrowa słodycz. Zaraz zadrapała w gardle, co ujawniło za cukrem obecność specyficznej, "orzechowo-jakiejś" (zawsze ją tak sobie określam), milkowej nuty.
Mleko pojawiło się po chwili. Niby wyraziste, ale podlegle cukrowi.
Raz mocniej, raz słabiej dawały o sobie znać dodatki. W zasadzie tylko rodzynki - czekoladowa baza trochę nimi miejscami nasiąkła. Orzechy niegryzione nie ujawniały się - chyba że... Coś raz czy drugi im się udało? Mogło to być jednak odczuwanie życzeniowe (bo czułam te kawałki na języku).
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa rodzynki nieco przemodelowały słodycz bazy, do splotu mleka i cukru o uroczym charakterze dodając kadzidlaną soczystość.
Pomyślałam o czekoladkach z nadzieniem mlecznym dla dzieci, ale z rodzynkami, przy czym typowa milkowość słabła.
W gardle i tak jednak zaczęło drapać, choć trzeba przyznać, że nie palić. Wyłaniające się dodatki nieco rozgoniły smakową słodycz, ale ta i tak dawała się we znaki.
W obliczu zacnych, naturalnych rodzynek czekoladowa baza bliżej końca wydała mi się trochę bardziej po prostu cukrowa. Gdy trafił się kęs z mniejszą ilością dodatków, w gardle czułam wręcz palenie słodyczy. Specyficzny milkowa "orzechowość z czymś" prawie schowała się za nutką rodzynek.
Gdy próbowałam gryźć rodzynki obok czekolady, czuć je dobrze, ale sama baza jawiła się jako bardziej plastikowa. Z kolei orzechy obok czekolady nikły, nic nie wnosiły.
Orzechy laskowe gryzione po zniknięciu czekolady okazały się trochę nijakie, acz czuć prażony motyw i naturalną słodycz. Bardzo się skupiając, da się rozpoznać laskowe.
To jednak gdy gryzłam same orzechy. W zestawieniu z rodzynkami ich smak się ukrył.
Gryzione na koniec rodzynki poniekąd kontynuowały słodycz, ale wynosząc na pierwszy plan tę kadzidlano-soczystą. Jestem pewna, że to sułtańskie. Były bardzo słodkie, tylko sporadycznie przemknął w niektórych lekki kwasek.
Po zjedzeniu został posmak rodzynek, otulonych milkową, cukrowo-mleczną czekoladą. Prażoną nutkę orzechów czasem lekko czuć, ale nie były zbyt jednoznaczne. Drapanie słodyczy w gardle było za to bardzo jednoznaczne.
Czekolada sama w sobie to typowa Milka, acz jakby nieco mniej słodka. Ogólnie jednak i tak po prostu nie dla mnie, ale jej fani nie powinni mieć z nią problemów. Jedyna jej zaleta to dużo dobrych rodzynek. Sprawiły, że całość była nawet dla mnie nieco bardziej do przyjęcia (zjadłam jakieś 7 kostek, w tym jedną w domu do weryfikacji odczuć). Orzechy, jakie dodano, to chyba kpina - nie dość, że mało, to jeszcze okrutnie posiekane że aż nijakie. Obstawiam, że z całymi orzechami mogłoby być... Smacznie. Za słodko, ale smacznie i w górach mogłoby się sprawdzić. Swoją drogą, przy tej czekoladzie odkryłam, że Milka podniosła swoją zawartość kakao z 30 na 33%. Ładnie!
Resztę oddałam Mamie, która opisała ją: "Od razu, jak dostałam, sporo zjadłam, ale końcówki już jednak nie chcę, bo to taka zwykła czekolada, to dla Andrzeja (mojego ojca) będzie. No taka w porządku, ale słabo czuć, że to Milka. A ja nastawiłam się na Milkę tym razem, no, jak to po Milkę sięgając. Chyba przez rodzynki wyszła tak inaczej. Nie drapała! I to może być plusem i minusem, zależy, czego się oczekuje. Rodzynki były w niej po prostu fajno-zwyczajne. Dobre jak to rodzynki. Orzechy - bez sensu je tak siekać, bo w ogóle nie czuć. Z całymi byłaby naprawdę smaczna, a tak to po prostu zwyczajna, ale tak w pozytywnym sensie, tak zwyczajnie-smaczna, taka właśnie na 6".
ocena: 6/10
kupiłam: dostałam
cena: (jak ojciec niczego nie pokręcił, to jakieś 8-9 zł za sztukę przy zakupie dwóch tabliczek po 270g)
kaloryczność: 508 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, rodzynki 19%, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, serwatka w proszku, kawałki orzechów laskowych 5%, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, pasta z orzechów laskowych, aromat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.