Zdarza się, że wciąż potrafią mnie trochę zaciekawić niektóre czekoladowe setki, jednak nie mogę powiedzieć, bym sama z siebie miewała na nie obecnie ochotę. Jak już się jakaś ciekawa trafi, np. gdy ją dostanę, to tak, ale na pewno sama bym nie kupiła. Beskid to jedna z tych marek, którym ufam i jestem pewna, że wiedzą, co robią. Kiedy otrzymałam ich "setkową" propozycję na Jawę, ucieszyłam się, bo kakao stamtąd zawsze wychodzi pysznie.
Beskid Chocolate Czekolada Rzemieślnicza Gorzka Indonezja Java Criollo 100 % to ciemna czekolada o zawartości 100% kakao criollo z Jawy (wyspa w Indonezji); konszowana 72h; wersja od roku 2024.
Po otwarciu rozbrzmiał kwaskawo-słodki, soczysty zapach pomarańczy i miechunek. Być może wpisujących się w bardzo soczysty, nieprzesłodzony dżem? Albo... trochę wchodzących w skład jakiś kwiatowo-owocowych, ale ciężkawych perfum? W nich pojawiła się odrobina wanilii, a obok stanęły waniliowe krówki. Czułam też trochę karmelu, że za nic nie zgadłabym, iż to czekolada 100%. Dodatkowo odnotowałam orzechową maślaność nerkowców. Słodycz była znacząca, choć nie brakowało też poważniejszej nuty... dymiących cygar? Czegoś skórzanego - drewnianych mebli z takowymi obiciami? W tle przewinęła się jeszcze kwaskawa śmietana i ciężkie kwiaty: róże i chryzantemy.
Tabliczka była bardzo jasna jak na setkę. W dotyku wydała mi się tłustawa w polewowy sposób. Była bardzo twarda i trzaskała głośno, jakby obiecując gęstość.
W ustach rozpływała się wolno i faktycznie bardzo gęsto. Dała się poznać jako mazista i bardzo lepka, aż chwilami przytykająca, a także kremowa. Była to kremowość tłusta i zbita niczym chłodne masło.
W smaku przywitała mnie maślaność, która przygotowała sobie miejsce i rozgościła się, po czym przywołała do siebie drobną słodycz... Krówki? Swoją obecność zaznaczył za nimi marginalny kwasek, który wydał mi się trochę nie na miejscu.
Słodycz delikatnie rosła, rozwijając krówkowy motyw. Do głowy przyszła mi krówka waniliowa, słodka w szlachetny, nienachalny sposób.
Jednocześnie polał się wyraźniejszy kwasek - jak się okazało, pomarańczy deserowych. Wtłoczyły soczystość, w której przemknęła cierpkość, należąca do miechunek. Soczyste owoce wydały mi się kwaśne dość skąpo - kwaśność nie szalała.
Zadbały o to słodkie kwiaty, które nie naruszyły soczystości, ale trochę wygłaskały kwaśność słodyczą. Do głowy przyszły mi... róże i chryzantemy? Tak się splotły, że błysnęła myśl o jakby kwaskawo-słodkich perfumach.
Gorzkość była jeszcze niższa. W oddali pojawiła się niewyraźna nuta palącego się cygara, dymu. Tym samym paloność ogółu okazała się dość znacząca, ale nie miała zamiaru rządzić ani przez chwilę.
Maślaność zmieniła się w nerkowce. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa to właśnie orzechy nerkowca znalazły się na pierwszym planie. Za nimi wychwyciłam też inne, całą mieszankę, ale nie mogłam ich dokładniej ponazywać. To raczej ogólnie orzechowy wątek.
W owocach pojawiło się trochę więcej słodyczy. Poczułam egzotyczną rześkość, nasuwającą na myśl multiwitaminę, ale jako naturalne, kwaskawe smoothie. Widziałam zmiksowany, gęsty napój z żółtych owoców, w tym moreli.
Raz po raz wymykała się silniejsza kwaśność. Zupełnie, jakbym jadła okrągłe, duże śliwki żółte o słodkim niemal miodowo, miąższu i kwaśnej skórce. Kwaśność ta wydobyła z maślano-orzechowej strefy nabiał.
Oto pokazał się jogurt i echo śmietany. Pełniły, podobnie jak maślaność i nerkowce, łagodzącą funkcję. Pomagały im... kwiaty? Do głowy przyszły mi jakieś zdrowe, nerkowcowe krówki (bo nuta ta była zbyt rozmyta zarówno na po prostu krówki, jak i po prostu nerkowce) oraz jogurt... morelowy z orzechami? Pekanami i nerkowcami?
Gorzkość nawet nie próbowała o siebie zawalczyć. W zasadzie to nawet nie gorzkość, a leciuteńkie jej wspomnienie. Dymu czułam coraz mniej - zmieniła go skóra. Miała w sobie coś... ciepłego? Niczym skóra nagrzana na słońcu? Wyobraziłam sobie nasłonecznione pomieszczenie z drewnianymi meblami ze skórzanymi obiciami.
Pokierowało to kwiaty w cięższym kierunku. Oczami wyobraźni zobaczyłam karmelowo słodką konfiturę różaną, do której dla przełamania dodano sok z cytryny.
Końcowo kwaśność wychynęła mocniej jako kumulacja żółtych śliwek, miechunek i pomarańczy, wzmocnionych przez jogurt - także go dodano do smoothie.
Po zjedzeniu został posmak egzotycznych owoców koloru pomarańczowego, o kwaśno-cierpkim, ale wciąż słodkim charakterze oraz jogurtu. Ten zapewnił harmonię owocom i nerkowcom. W tle pojawiła się też poważniejsza skóra. Słodycz w zasadzie wycofała się, acz coś orzechowo-krówkowego pobrzmiewało nadal.
Beskid Indonesia Java Criollo 80 % była bardziej owocowa w zapachu, a w smaku bogatsza w dżemowo-konfiturowe nuty, bo to właśnie jako konfitura głównie wystąpiły w niej róże. Było w nich coś perfumowego, a ogół jawił się jako bardziej mleczny - dzisiaj przedstawiana kojarzyła się z jogurtem i świeższymi, ciężkimi kwiatami. Była też oczywiście mniej karmelowo słodka. Orzechy w dzisiaj przedstawianej wydały mi się trochę ograniczone, ale podobne.
Już jakiś czas po degustacji tknęło mnie, że skądś to znam. Przecież w 2023 jadłam Beskid Chocolate Java Criollo 100 % w zupełnie innym opakowaniu, ale nie mocno innym smaku. Podlinkowana wydawała mi się odrobinkę bardziej cytrusowa i zahaczająca o ziemię w pewnej chwili, acz to znikome różnice. Coś jednak tym razem stanęło na drodze do tego, by wystawić jej 10.
Nie mogę powiedzieć, by zachwyciła mnie tak jak wspomniana 80%, jednak oceniam ją biorąc pod uwagę, że to setka - to że ja wolę czekolady z cukrem, nie znaczy, że nie doceniam przystępnego wykonania takiej tabliczki.
ocena: 9/10
kupiłam: beskidchocolate.pl (dostałam)
cena: 27 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 464 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarno kakao
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.