piątek, 17 stycznia 2025

Czarna Czekolada Honduras 77 % ciemna z Hondurasu

Jestem pod wrażeniem wyników, jakie osiąga Pani Anna, twórczyni Czarnej Czekolady, robiąc czekoladę w domowych warunkach, acz nie ukrywam, że przed tą dosłownie ściskałam kciuki, by trafiła się dobrze zatemperowana. Uwielbiam czekolady z Hondurasu, ale są bardzo rzadkie - tu kolejny plus, że udało się zdobyć zacne ziarna stamtąd! I bardzo ucieszył mnie fakt, że podano na opakowaniu szczegóły odnośnie procesu wytwarzania: konszowanie trwało 48 godzin, a prażenie 20 minut w 130 stopniach Celsjusza.

Czarna Czekolada Honduras 77 % to ciemna czekolada o zawartości 77 % kakao z Hondurasu.

Po otwarciu poczułam sporo gorzkich ziół, wśród których na pewno były szałwia i podbiał, mieszających się z drzewami i ogniskiem. Kompozycja wydała mi się ciepła do tego stopnia, że słodkie banany, które odpowiadały za drobną soczystość, również jawiły się jako pieczone w ognisku. Pojawił się też mocno palony karmel. W tle zaś zaprezentowały się suszone figi i suszona żurawina (taka dosłodzona, kupna), nieco podwyższające słodycz (acz ogółem i tak nie była wysoka) oraz soczyste, kwaskawe wino czerwone wytrawne.

Masywna tabliczka była bardzo twarda i przy łamaniu trzaskała głośno. 
W ustach rozpływała się powoli, maziście-kremowo i tłusto maślano. Była jakby nieco... lepko-wodnista? Cechowała się gładkością, a końcowo wydała mi się lekko wodnista. Po zniknięciu pozostawiała cierpkie, taninowe ściągnięcie.

W smaku pierwsze błysnęło kwaskawe, czerwone wino. Wytrawne i soczyste, po czym czmychnęło na tyły.

W tym czasie gorzkość zawirowała ze słodyczą. Kojarzyła się z dymem, choć był to raczej dym z czymś (czego nie mogłam uchwycić). Była wysoka, bezkompromisowa, a słodycz... próbowała dotrzymać jej kroku. Trzymała się blisko, serwując mi mocno palony karmel. Karmel, który przejawiał aż goryczkowate skłonności.

Odnotowałam maślaność, która jakby sprawdzała, z której strony się wkraść... po paru chwilach jednak zrezygnowała.

Część słodyczy przybrała na soczystości - tak pokierował ją winny kwasek. Przemknęły mi cierpkie czarne porzeczki i aronia. Zaraz jednak soczystość osłodziła się znacząco za sprawą różnych owoców. Przez myśl przeleciały mi suszone figi i pojawiły się dojrzałe banany. Kwasek starał się utrzymać jako suszone czerwone owoce, m.in. żurawina (i inne nieuchwytne?) oraz ciemne, cierpkie owoce, które trochę się wycofały (ale wciąż się wtrącały).

Gorzkość przez chwilę zapewniła mnie mocno o swoim dymnym charakterze, po czym za sprawą soczystego towarzystwa, zmieniła się w zioła. Pomyślałam o suszonych i siekanych ziołach: podbiale, szałwii i jakiś mniej określonych. Gorycz ziół mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa była pierwszo- i drugoplanowa - rządziła prawie zupełnie. Dopuszczała jednak do siebie cierpką soczystość.

A to zmotywowało słodycz. Przeplotła kompozycję jako coraz więcej słodkich bananów. Kwasek wina - delikatny, ale wciąż cały czas obecny - zasugerował soczyste nektarynki. Wino trochę się usunęło, robiąc im sporo miejsca. Wyobraziłam sobie smoothie na bazie nektarynek, z bananem i dodatkiem cierpkawych aronii i porzeczek czarnych. Z suszonych owoców czułam coraz mniej.

Dym znów zabrzmiał mocniej. Zioła trochę rozgoniła słodycz. Dym kontynuował gorzkość, ale już w bardziej ugodowy sposób. Pojawiła się nuta drzew... i drewna palonego. Dymiło się znad niego. Zrobiło się ciepło.

Ciepło podkradło się pod owoce, a ja pomyślałam o bananach z ogniska. Zaraz jednak banany tak przemieszały się z drzewną nutą, gorzkość coraz bardziej łagodniała, że do głowy przyszło mi jeszcze ciepłe ciasto bananowo-migdałowe. Nasączone winem i z pojedynczymi żurawinami? I soczystością w tle na pewno.

Może do ciasta podano, trochę niestandardowo, wytrawne czerwone wino? Soczystość zdawała się coraz bardziej rozmyta.

Wykorzystał to karmel, który wrócił z nową mocą. Wspomniane już ciasto zwieńczył właśnie palony karmel. Bardzo palony, palony do goryczki i... przypominający o ziołach? 

Po zjedzeniu został posmak ziół (szałwii i podbiału) z bananami, ale też palonego drewna i dymu, drzew związanych z ciepłem. Pobrzmiewało też echo cierpkawego wina, które wzbogaciła soczystość... nektarynek i suszonych, ale właśnie soczystych owoców? Jakby rodzynko-winogron? Takich, które zdarzają się podsuszone na kiści, wśród świeżych. Czułam też taninę jak po czerwonym wytrawnym winie.

Czekolada była przepyszna. Trochę jednak zbyt maślano-maziście-wodnista, mogłaby znikać wolniej - gdyby tak miała ciut lepszą konsystencję, maksymalną ocenę zdobyłaby bez trudu. Splot gorzkich ziół, dymu i ciepła, wirujących z nie taką czystą słodyczą palonego karmelu, potem ciasta migdałowo-bananowego i wyraziste zestawienie owoców wyszło cudownie. Banany soczyste, banany z ogniska i ciasto bananowe, figi, żurawina i nektarynki z odrobiną czarnych porzeczek i aronii cudnie zgrały się z kwaśnym, wytrawnym winem. Całość była bardzo gorzka w dobrym sensie, kwaskawa i głęboko, ale nie mocno słodka. 

Trochę przypominała karmelowo-figową, pełną nut drzew i migdałów A. Morin Honduras noir 70% Edition Limitee, ale koniec końców miały kompletnie inny wydźwięk.


ocena: 9/10
cena: 25 zł (za podawane 80g, realne 85g)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: chciałabym móc do niej wrócić

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.