Jednej soboty przyjechawszy, ojciec wręczył mi tyle czekolad, że aż się wystraszyłam. Wszystkie były albo nadziewane (no... niby ciemne), albo mleczne i białe, więc kompletnie nie w moim stylu, ale sporo z nich wcześniej uzgodniliśmy, że przyjmę, spróbuję i czego z Mamą nie zjemy, wróci do niego. Poszedł jednak dalej i kupił też te, o których nie wiedziałam, w tym dwie białe nowości Lidla. Mama zerknęła i powiedziała, że z ananasem i kokosem na pewno nie chce, więc nieotwierana wróciła do ojca, a ta została u nas. Mama uznała ją za w miarę ciekawą, a szczerze mówiąc... i mi połączenie to wydało się niespotykane. Nie jednak atrakcyjne. Jak się jednak czekolada u nas znalazła, uznałam, że chociaż spróbuję. Z tego, co przeczytałam na opakowaniu, czekoladę warto włożyć do lodówki. Ja uznałam, że spróbuję opcji i normalnej, i takiej, acz tylko dlatego, by się utwierdzić, że czekolady "lodówkowane" są nie dla mnie. Poza tym, w tym poście i tak sporą część oddam Mamie.
Fin Carre Limited Edition Enjoy Chilled Type Mango Passion Fruit Hola Amigos to biała czekolada "o smaku mango-marakui z 3% liofilizowanymi kawałkami z zagęszczonego przecieru z mango i soku z marakui"; edycja limitowana na lato 2024 "jedz schłodzoną"; marki własnej Lidla.
Po otwarciu poczułam się, jakbym wąchała bardzo słodki, mocno owocowy serek homogenizowany. Jego specyficznie dusznawy charakter był aż szokująco jednoznaczny, podobnie jak duet marakui i mango (dokładnie w tej kolejności). Były niby kwaśne, ale wtopione we wręcz cukrową słodycz. Soczystość dlatego wydała mi się ciężkawa. Za wspomnianymi już doszukałam się jabłkowego echa.
Tabliczka w dotyku wydała mi się okrutnie proszkowo-tłusta. Dotykając ją, miałam wrażenie, ze zaraz zacznie się topić.
Łamała się w zasadzie prawie rwąc. Nie była jednak miękka, ale jakby spieszyła się, by zmięknąć.
Już na spodzie widać mnóstwo dodatków, a przekrój tylko to potwierdził. Widać w niej kawałki i drobinki ciemniejsze oraz jasno i intensywnie żółte. Co więcej sama czekolada nie była czysto biała, a nieco żółtawa (acz nie wiem, czy bo białe tak miewają, czy od owoców).
Czekolada przy odgryzaniu kęsa już miękła tak, że w ustach natychmiast robiła się miękka. Rozpuszczała się szybko, eksponując mazistą tłustość i proszkowość. Wciąż kojarzyła mi się z tłustym serkiem homogenizowanym. Popłynęło trochę soczystości i jeszcze więcej proszku. Na język szybko wyległy kawałki dodatków.
Niektóre częściowo też się soczyście rozpuszczały, inne bardziej nasiąkały.
Ciemniejsze kawałki łatwiej prawie się rozpuszczały i były bardziej skrzypiące - to marakuja (marakujowe kawałki?). Intensywnie żółte raczej miękły i dały się poznać jako farfoclowate, takie, którym skrzypnąć tylko się zdarzyło, i soczyste nieco mniej - to mango.
W smaku pierwszy pokazał się cukier, który wprowadził zdecydowanie przesłodzony serek homogenizowany. Owoce też szybko, choć subtelnie, dały o sobie znać. Poczułam specyficzną ciężkość takiego serka, którą wzmocniła bezlitośnie rosnąca słodycz. Serek umocniło mleko.
Mango odezwało się pierwsze, właśnie ujawniając się w słodyczy. Sama czekoladowa baza lekko smakowała owocami, ale nie wyszło to soczyście. Echo słodkiego mango wydało mi się trochę pudrowe - właśnie jak serek o smaku mango - ale naturalne.
Do motywu serka homogenizowanego podpłynęła bardziej śmietankowa, biało czekoladowa nutka, ale tej czekoladzie daleko do smaku typowej białej (czy nawet białej owocowej - to jak serek w tabliczce). Z łatwością jednak zadrapała w gardle.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa odnotowałam dziwny posmak - kwaskawo-jakiś, dziwnie goryczkowaty, niedookreślony i niezbyt przyjemny. Po chwili zrozumiałam, że to chyba marakuja tak dziwnie zmieniona w czekoladowo-serkowej toni.
Od kawałków owocowych nasilał się ich smak. Mango po prostu się umocniło w soczysty, świeższy sposób, zaś marakuja dopiero po czasie zaprezentowała się bardziej jednoznacznie. Od ciemnych kawałków rozchodziła się jej soczysta kwaśność i cierpkość.
Końcowo czekolada sama w sobie mocno drapała cukrem w gardle, a sama wciąż wydała mi się owocowo-serkowa, ale też trochę... woskowo-tandetna, polewowa.
Było czuć, że mango to mango - powiedziałabym, że przecier ze słodkiego, chwilami kwaskawego, bardzo dojrzałego owocu, a marakuja to marakuja - kwaśna i orzeźwiająca.
W zestawieniu, gdy trafiłam w jednym kęsie na jedno i drugie, dominowała intensywna, kwaśna marakuja.
Po zjedzeniu został posmak mango i marakui, wtłoczonych w mieszankę przesłodzono-taniawej białej polewy i serka homogenizowanego.
po lewej z lodówki |
Wygląd trochę uległ zmianie - przypominała kawałek polewy z lodów na patyku lub no, kawałka czekolady z lodów, niż czekoladę (choć zdjęcie niezbyt dobrze to oddaje).
Na pewno czekolada stwardniała - łamała się (a nie rwała) i nie była miękka przy odgryzaniu kawałka. Konsystencja czekolady jedzonej poniekąd nie uległa większej zmianie, bo i tak było tłusto i miękko, proszkowo, ale rozpływała się wolniej. Nawet trochę maziście i bardziej wodniście... z kolei jakoś bardziej polewowo - albo po prostu da się temu wszystkiemu "przyjrzeć", gdy rozpuszcza się wolniej.
W smaku wersja z lodówki wydała mi się mniej słodka, ale i tak przesłodzona i drapiąca w gardle. Zasładzała jednak o wiele wolniej. Bazowo bez zmian czuć w niej i mango, i marakuję, a obok motywu serka homogenizowanego pojawiły się lody śmietankowe z polewą z białej czekolady. Owocowość nasilała się z czasem, wraz z kawałkami. Te same w sobie smakowały tak samo, jak w wersji nielodówkowanej.
Posmak był taki sam, a wzbogacony jakby... chłodem? Jak przy czekoladzie np. z loda na patyku.
Nie przemawia do mnie schłodzenie czekolady - fakt, że konsystencja była mniej miękka i nie rozpływało się to tak szybko, ale z kolei chłód sam w sobie mi przeszkadzał. Między jedną a drugą wersją nie było zbyt wielkiej różnicy, a tylko w tempie rozpuszczania - wersja w temperaturze pokojowej uderzała wszystkim na raz, zaś schłodzona eksponowała to powoli i słodyczy, ale każda czekolada wsadzona do lodówki zachowywała by się podobnie.
Czekoladę uważam za ciekawą, ale nie dla mnie. Miękkość, tłustość i szybkie rozpuszczanie się białych - no nie cierpię tego. Tu doszła jeszcze proszkowość. Na plus jednak ilość dodanych kawałków. W smaku jak dla mnie ogólnie stanowczo za słodko, ale chwali się, że owocowe nuty były wyraziste i naturalne. Oba owoce czuć wyraźnie - mango robiło za długostansowna, pobrzmiewającego prawie cały czas, a marakuja chwilami wycofywała się, by potem uderzyć kwaśnym wyskokiem. Smak serka homogenizowanego obiektywnie w sumie może i fajny efekt. Do mnie nie przemówił, ale doceniam jako ciekawostkę. To tak bardzo niemoja czekolada...
Mama zjadła resztę i podsumowała: "Przesadziłam z ilością, ale zjadłam nie dlatego, że była taka pyszna, a nic innego nie miałam słodkiego. Fakt jednak, że tak pierwsze 4-5 kostek było smacznie, potem jednak coraz gorzej. Coraz bardziej słodko, ale nie tylko. Tak te różne nuty i posmaki w końcu zaczynały przeszkadzać i kontrast za bardzo tak... No przeszkadza. Czekolada sama w sobie tak słodka, że już po chwili drapie w gardle i aż chwilami trudno ją jeść. A jednak jest i rześka, i soczysta, i kwaśna. Wszystko to jednocześnie! Kwaśność w niej się pojawia chwilami, z czasem też jakaś taka goryczka... Może to ta marakuja? Bo mango wyraźnie i przyjemnie czuć. Marakuja chyba dziwnie wyszła z białą czekoladą. Były w niej takie punkciki owocowe, niektóre bardzo kwaśne jak cytryna. A owoce, mango i jakiś kwaśniejszy, goryczkowaty (marakuja?) już w zapachu czuć. Zapach na pewno jednoznacznie piękny. Całość... no ja nie lubię w sumie białych, ale ta była ciekawa, i jak na Lidla, jak na tę cenę, jak ktoś lubi białe, to ona chyba fajna. Ale całej lepiej nie jeść. Tylko, że no, czekolada w sumie nie jest do zjedzenia na raz. 7 to chyba dobra dla niej ocena. Mnie się jednak z serkiem homogenizowanym niestety nie kojarzyła. Jadłam część schłodzoną, część już ocieploną i nie, nie było różnicy innej niż w tempie rozpływania się i poziomie słodyczy, ale to normalne dla czekolad z lodówki. Pic na wodę z tym schłodzeniem, po prostu widać producent nie umie zrobić czekolady, która by upały wytrzymywała".
ocena: 7/10
kupiłam: dostałam (a ojciec kupił w Lidlu)
cena: sprawdziłam: 4,99 zł
kaloryczność: 565 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, śmietanka w proszku, słodka serwatka w proszku, laktoza, 1,5% zagęszczony przecier z mango, 0,9% zagęszczony przecier jabłkowy, 0,6% zagęszczony sok z marakui, emulgator: lecytyny; ekstrakt waniliowy, naturalny aromat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.