Tę czekoladę, choć wydaje się nie w moim stylu, sama chciałam. Poprosiłam o nią ojca, czy by nie kupił przy okazji, władowując się tym samym nieświadomie także w Fin Carre Limited Edition Enjoy Chilled Type Mango Passion Fruit Hola Amigos (którą zjadła Mama). Do końca nie wiem, czy sama bym kupiła dziś prezentowaną. Jakoś latami brakowało mi bananowych słodyczy, więc tu dałam upust swojemu chciejstwu sprzed wielu lat. To nic, że jak takie słodycze zaczęły się pojawiać, odkryłam, że zazwyczaj są nieprzyjemnie sztuczne i niesatysfakcjonujące, a mi zwyczajnie nie po drodze ze zwykłymi słodkościami. Gdy o czekolady z bananami chodzi, jadłam parę dobrych. Pytanie tylko, czy takie lidlowe cuś mogło być dobre? Przed otwarciem zdążyłam już ze dwa razy zwątpić. A jednak nawet wspomnianej już biało-owocowej Fin Carre musiałam przyznać, że zrobiona została porządnie. I ona też utwierdziła mnie, że czekolada nie musi siedzieć w lodówce. No, trochę postanowiłam i tak spróbować, ale obstawiałam, że większość zjem w górach. Bo miałam nadzieję, że będzie co jeść, a nie z Torras 0% Sugar Added / Bez dodatku cukru Dark & Banana Czekolada gorzka z bananami, która okazała się ogólnie bardzo kiepska. Z Przysłopu Miętusiego obrałam niebieski szlak na Małołączniak, a więc drogę wiodącą przez las i kamienie, potem zacienione skały i kamienie, aż wreszcie w pełnym słońcu po kamieniach na sam szczyt. Sam Małołączniak na szczęście jest dość rozległy, więc mimo że sporo było tam ludzi, jakoś się rozeszli i nie miałam problemu ze znalezieniem sobie miejsca na zdjęcia.
Fin Carre Limited Edition Enjoy Chilled Milk Chocolate Type Banana Ciao Cacao to mleczna czekolada o zawartości 30% kakao "o smaku bananowym z 2,5% kawałkami liofilizowanego przecieru z banana"; edycja limitowana na lato 2024 "jedz schłodzoną"; marki własnej Lidla.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach bananów, na który złożył się głównie trochę sztuczny aromat bananowy, ale też naturalny przecier. Dominowały nad cukrowo słodką, ale jednocześnie mocno mleczną, czekoladą. Nie zagłuszyły jej jednak zupełnie.
Tabliczka w dotyku zdradzała tłustość i wyglądała jak polewa. Przy łamaniu wydawała ciche chrupnięcia i sprawiała wrażenie trochę kruchej. Była twardawa na przeciętnym poziomie.
Na jej spodzie i w przekroju widać sporo małych i średnich bladożółtych kawałków.
Gdy robiłam kęsa i zahaczyłam o kawałek banana (o co nietrudno), chrupko trzeszczał.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym. Dała się poznać jako miękka i gęsta, a także maziście-lepka. Tłustość była znacząca i miała maślano-śmietankowy charakter. Chwilami wydawała się wręcz kleista. Bazowo była gładka, a z czasem wyłaniały się z niej kawałki bananowe. Nasiąkały i częściowo się rozpuszczały obok czekolady, niosąc lekką soczystość.
Kawałki bananowe zostawiałam na koniec, tylko w przypadku chyba ze dwóch czy trzech kęsów pogryzłam je na próbę obok czekolady.
Gryzione kawałki bananowe okazały się początkowo jeszcze w porywach skrzypiące i lekkie. Szybko jednak wilgotniały i przedstawiały się jako soczyste i rozchodzące, jak to glutkowaty przecier. Trafiłam też na parę bardziej zawartych, pojedynczych nieco gąbczastych, ale też nie twardych, kawałków banana.
Gryzione obok czekolady po prostu trochę więcej skrzypiały, acz tak zachowywały się tak samo.
W smaku przywitały mnie banany i bardzo wysoka słodycz, częściowo związana z bananami, ale jednocześnie nieco cukrowa. Bananowość okazała się trochę sztuczna, jak to aromat bananowy, ale nie była napastliwa. Wysoka i wciąż rosnąca słodycz odebrała jej dosadność, więc nie denerwowała za bardzo. Nuta aromatu bananowego ewidentnie płynęła z samej bazy, niezależnie od kawałków.
Zaraz pomogło mleko. Ono miało sporo do powiedzenia i bez trudu znalazło się na pierwszym planie. Podkręciło naturalny wydźwięk, a ja pomyślałam o mleku bananowym.
Pokazała się też nutka przecieru bananowego, walcząca o naturalniejszy wydźwięk. Wydaje mi się, że czekolada miejscami przesiąkła też trochę przecierem. Wyraźnie jednak jego smak wyłaniał się wraz z kawałkami.
Słodycz rosła i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zaczęła trochę drapać w gardle. Smakowo jednak nasilająca się bananowa nuta starała się ją tłumaczyć. Przy pomocy mleka, trzymała się owocowego, naturalnego tonu.
Wraz z wyłanianiem się kawałków, na znaczeniu przybierał ich smak - naturalnego, słodkiego przecieru bananowego. Chwilami wychodził na przód, zagłuszając prawie zupełnie aromat, i aż wychylał się przed samą mleczno czekoladową bazę, nie zabijając jej. Pojawiła się słodka soczystość, a przecier jeszcze podkręcił samą mleczno czekoladowość. Nie była bierna!
Słodycz cukru z czasem zupełnie uległa bananowej, lecz wciąż czułam drapanie w gardle. Mleko nic sobie nie robiło ze słodyczy, było bardzo wyraziste. Jakbym jadła jakiś czekoladowo-mleczny deser bananowy z bananów.
Kawałki bananowe na koniec zaprezentowały się jeszcze odważniej, a bardzo mleczna czekolada tylko pobrzmiewała jako echo. Gdy się nimi zajęłam, serwowały 100% smaku przecieru i stonowały smakową, ryzykowną słodycz ogółu. Po ogromie słodyczy, w kawałkach raz po raz przemknął lekki kwasek.
Po zjedzeniu został posmak przecieru bananowego, ale wrócił też akcent sztucznego aromatu. Mieszał się z intensywnym mlekiem i ogólną, wysoką słodyczą. Drapanie w gardle także czułam.
Do lodówki na próbę włożyłam dwie kostki. Wersja lodówkowana pachniała podobnie, ale znacznie słabiej.
![]() |
po prawej z lodówki |
W ustach rozpływała się wolniej. Potrzebowała chwili, a potem już zaraz odrzuciła twardość i zmieniła się w aksamitnie-mazistą, gęstą i miękką masę. Kawałki dodatku zachowywały się tak samo, co w wersji nie z lodówki.
W smaku w zasadzie wyszła bardzo podobnie do wersji nie z lodówki, tylko, że poszczególne nuty wolniej się rozchodziły, a aromat bananowy trochę ociągał się z wyłonieniem. Acz czułam go i tak, tylko może z sekundowym opóźnieniem.
Wersja z lodówki wydawała mi się zachowywać dokładnie tak, jak zachowywałaby się każda inna czekolada włożona do lodówki. Nic w niej specjalnego nie było.
Czekolada bardzo mnie zaskoczyła, bo okazała się autentycznie smaczna. Wyraźnie bananowa, niemęcząco sztuczna, a do tego intensywnie mleczno czekoladowa. Słodycz aż drapała w gardle, ale poniekąd wydawała się uzasadniona. Ze względu na nią obniżyłam ocenę, bo w sumie, patrząc na cenę i skład, mogłaby być ogólnodostępną czekoladą bananową idealną, przykładową. Aromat miejscami mógłby się bardziej chować, ale na szczęście przecier dobrze sobie z nim poradził. Kawałków wydawało się, że było o wiele więcej, niż w rzeczywistości i była czekolada z dodatkiem (a nie zlepek-ulepek). Przyjemnie jadło mi się ją w górach, jako trochę zbyt zasładzająca ciekawostka, ale też to, co kończyłam w domu sprawiało mi przyjemność (choć okupioną drapaniem w gardle).
Wyszła o wiele lepiej niż Terravita Czekolada Mleczna + Banan / Milk Chocolate with pieces of Banana Chips. Wystawiłam jej to samo, co smaczniejszej i szlachetniejszej Beskid Chocolate Czekolada Mleczna Banan, bo raz, że Fin Carre miała lepiej rozegrany dodatek (kawałki zatopione w środek, nie poprzyklejane wielkie plastry), a dwa - cena robi różnicę.
ocena: 9/10
kupiłam: dostałam (a ojciec kupił w Lidlu)
cena: sprawdziłam: 4,99 zł
kaloryczność: 530 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku odtłuszczone, miazga kakaowa, słodka serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, przecier z banana, miazga z orzechów laskowych, emulgator: lecytyny; ekstrakt waniliowy, naturalny aromat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.