poniedziałek, 10 lutego 2025

Henry Lambertz Cream Liqueur Dark Chocolate with cream liqueur with Irish whiskey ciemna 50 % z kremem truflowym z likierem śmietankowym z whiskey

Kiedyś lubiłam dobre czekolady z alkoholowymi nadzieniami - do takich przyzwyczaił mnie Zotter, ale też nigdy nie gardziłam Lindtami z kostkami, wyglądającymi jak kapsułko-beczułki. Tabliczki Lambertz, gdy moją uwagę na nie zwrócił ojciec, skojarzyły mi się z połączeniem tego. Fakt, gdy doszedł głos rozsądku i wspomnienie kiepskawych Henry Lambertz Lebkuchen Zartbitter; + Henry Lambertz Zimtsterne Vollmilch i to, że obecnie tak mi się gust pozmieniał, poczułam, że te nowe mogą być zwyczajnie nie dla mnie. A jednak pomyślałam, że najwyżej Mama zje - może okażą się dla niej? Ona ciągle ma słabość do alkoholowych słodyczy, mimo że słabość nie łączy się z częstym jedzeniem - też bowiem zauważa pogarszanie się wszystkiego, a sama robi się o wiele bardziej wymagająca. Dziś prezentowana czekolada wydawała mi się bardziej w jej guście, niż moim. Czym jest irish cream, w zasadzie ciągle zapominam i muszę na nowo szukać w Google. Samo irish cream to likier na bazie śmietanki i whisky. Dopiero po dodaniu go do kawy powstaje irish coffee. Hm, no, wciąż to było bardziej w Mamy typie niż moim (choć gdy czekoladę dostałam, myślałam, że wnętrze będzie kawowo-alkoholowe - mój błąd).

Henry Lambertz Cream Liqueur Zartbitter Schokolade mit Sahnelikor mit Irischem Whiskey / Dark Chocolate with cream liqueur with Irish whiskey to ciemna czekolada o zawartości 50% kakao nadziewana (35%) kremem truflowym z likierem śmietankowym, "uszlachetnionym" irlandzką whiskey.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach likieru śmietankowo-cappuccinowego z nieco poważniejszym echem mocnego alkoholu. Po podziale i w trakcie jedzenia whisky rzeczywiście przychodziła do głowy. Alkohol wpisał się w ciężką, cukrową słodycz. Istotny element stanowiła jednak też sama czekolada o palono-kawowym i nieco likierowo-syropowym wydźwięku oraz palonej gorzkości. Jej splot wraz ze śmietanką robił też pojedyncze aluzje do kawy i kokosa. Ogół jawił się dość czekoladkowo.

Polewowa tabliczka była twarda, acz przy łamaniu trzaskała średnio głośno w chrupki, właśnie w polewowy sposób. Czekolada stanowiła grubą warstwę i przy podziale wgniatała się w znacznie delikatniejsze nadzienie. Każdą kostkę wypełniała średnia ilość kremu o tłusto-mazistej, plastycznej strukturze. Był lepki i zbito-rzadkawy.
W ustach czekolada rozpływała się w średnio-szybkim tempie, wykazując maślaną tłustość i mazistość. Wydała mi się ulepkowata, mimo że kremowa i gęsta.
Nadzienie szybko wyłaniało się spod niej i cały czas wydawało się trochę przytoczone grubą czekoladą. Cechowała je miękkość i rzadkawość, a do tego wysoka, maślano-śmietankowa tłustość i zawiesinowość. Było mazisto-maziające się i wręcz śliskawo gładkie. Łatwo rzedło jeszcze bardziej i znikało znacznie szybciej od masywnej czekolady, która zostawała na koniec.

Występ zaczynała czekolada. W smaku od początku była bardzo słodka i już sama w sobie nieco likierowo-syropowa. Co więcej, ewidentnie przesiąkła nadzieniem, nawet gdy chodzi o części kostek, które go nie dotykały. Ogólnie kryła w sobie śmietankowe echo. Po chwili w ustach rozeszła się też palona gorzkość. Rosła dosadnie, pomagając sobie cierpkością. Nic sobie nie robiła ze słodyczy, która szybko też dosłownie podskoczyła, eksponując cukrowy charakter.

Nadzienie szybko się odezwało jako śmietankowy likier o wysokiej słodyczy. Bardzo śmietankowy. Gdy wycisnęło się spod czekolady, skupiło na sobie sporo uwagi, ale czekolada cały czas miała bardzo dużo do powiedzenia. Na pewien czas jednak oddała spore pole do popisu środka - jakby stojąc na straży tego, co się wyrabia.
Słodycz środka zahaczyła o cukrowość, co wzmocniło echo mocnego alkoholu. Dzięki temu jednak mimo że było bardzo słodko, nie męczyło to przesłodzeniem. Whisky raz po raz faktycznie przychodziła do głowy, acz w moim umyśle powstał obraz likieru śmietankowo-cappuccinowego. Przy czym kawę to raczej sugerowała czekolada z wierzchu. Słodycz czekolady nakręcała się ze środkiem wnętrza.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa alkoholowość wraz ze słodyczą aż nieco rozgrzewała, mimo że alkohol nie był straszliwie mocny. Po prostu miał dosadny charakter. Powaga whisky mieszała się jednak ze słodziutkim likierem coraz bardziej śmietankowym, co wyszło aż mdło-tłusto. Czekolada przy tym kremie robiła aluzje do niewyrazistej kawy.

Wraz z  tym, jak nadzienie znikało, czekolada bardziej wracała do gry aż w końcu dominowała. Mimo to, jego smak pobrzmiewał dość długo. Po jednak tak intensywnym, słodko-alkoholowym kremie, wydawała się spłycona i bardziej polewowa. Obok cukrowej i wysokiej, że końcowo już trochę męczącej słodyczy jednak, na zasadzie kontrastu do bardzo śmietankowego nadzienia, bardziej zaakcentowała się palona gorzkość. Miała jednak bardziej tandetno-czekoladkowy ton. Podszepnęło go echo whisky. 

Po zjedzeniu został posmak słodkiego likieru śmietankowego z aluzją do cappuccino, a na pewno z tłustą śmietanką, wzmocnionego odrobiną whisky oraz palono-cukrowej, polewowej czekolady. Słodycz i mocny alkohol aż zaznaczyły się na języku.

Całość była zrobiona tak sobie, bo dużo grubej czekolady przytłaczało nadzienie, a przez jego intensywny charakter, końcowo czekolada wydawała się gorsza. Sama w sobie była przeciętna i bazowa, więc taka jej ilość to trochę za dużo. Od czekolady z nadzieniem oczekuje się raczej dużo nadzienia. A to... było w sumie oddające tytuł - czuć śmietankowy likier, dużo śmietanki i poważniejszy alkohol, a jednocześnie nic chamskiego i zbyt zacukrzającego, mimo wysokiej słodyczy. Smak nadzienia był dobrze wyważony. Ogół więc wyszedł pozytywnie, ale nie porywająco, bo z wieloma kwestiami do poprawy. A jednak no to zwyczajnie nie moja bajka. Zjadłam połowę, ale potem słodycz, tłusta śmietanka, alkoholowość i forma przestały sprawiać mi jakąkolwiek przyjemność, ale rozumiem, że czekolada komuś może smakować bardziej. Dziś opisywana jednak była nudno-niezła, w momencie gdy Henry Lambertz Piña Colada Milk Chocolate with Pina Colada truffle filling wygrała z nią tym, że była niespotykana.

Połowę oddałam już Mamie, ale jej w ogóle nie podeszła i resztka trafiła do ojca. Opisała ją: "Sama czekolada okropna, taka jak polewa z czekoladek, której nie chce się jeść, co środkowi tylko przeszkadza. Tu jednak i środek mi nie podszedł. W ogóle to go jakoś mało, że aż się gubił. A efekt... jakby takie lekko alkoholowe masło".


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam od ojca
cena: nie znam
kaloryczność: 525 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa,17,5% likier śmietankowy z 0,1% irlandzkiej whiskey ( zawiera mleko), tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, syrop glukozowy, mleko w proszku pełne, mleko w proszku odtłuszczone, emulgator: lecytyny z soi; substancja żelująca: agar; naturalny aromat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.