środa, 10 kwietnia 2024

Puchero Chocolate Nicaragua 70 % El Castillero Single Origin ciemna z Nikaragui

Na myśl, że czeka mnie jeszcze tyle nieodkrytych marek czekolad, od razu się uśmiechałam. Kolejną taką miało być Puchero. Ich opakowania przyciągnęły mój wzrok tym, jak elegancko i zarazem naturalnie wyglądają. O marce więcej poczytałam już po zakupie, a przy przygotowywaniu posta. Kupując patrzyłam raczej na region kakao i obiecywane nuty. Hiszpańskie Puchero istnieje od 2015 roku, kiedy to małżeństwo Paloma i Marco zainspirowani swoimi podróżami po południowo-wschodniej Azji zaczęli działać z kawą "single origin". Po 3 latach zajęli się jednak czekoladą, eksperymentując ze smakami. W ofercie mają nawet croissantową tabliczkę jako współpraca z madrycką piekarnią rzemieślniczą. Takie mnie jednak nie interesowały. Skupiłam się na czystych ciemnych - jako że i właśnie ponoć twórców marki bardzo kręciły eksperymenty z prażeniem, konszowaniem itp. ziaren. Kakao, z którego zrobiono dzisiaj przedstawianą czekoladę, kupiono od małego producenta z południa Nikaragui, który nazywa się tak, jak region nad rzeką San Juan, gdzie ma farmę, czyli El Castillero.

Puchero Bean-To-Bar Chocolate Nicaragua 70% El Castillero Single Origin to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Nikaragui, z regionu El Castillero.

Po otwarciu poczułam delikatny zapach suszonych owoców: daktyli i fig, wtłoczonych w czarną ziemię i przeplecionych soczystym wątkiem. To jakby... wiśnie złagodzone kwiatami? Może też trochę kwaskawych, czerwonych moreli. Również złagodzone kwiatami białymi i rześkimi. W tle czułam też lekką, paloną gorzkość, trochę orzechów pekan i ziemnych oraz żytni razowy chleb. Wysoką słodycz podkręciły też soczyste gruszki. Całość wydała mi się bardzo rześka i trochę nasuwała na myśl świeże rośliny.

Wyglądająca na kremową tabliczka, była masywna w dotyku i bardzo twarda przy łamaniu. Trzaskała głośno, obiecując, że jest bardzo pełna. Przy odgryzaniu kęsa za to przejawiała skłonności do łatwego zmięknięcia.
W ustach rozpływała się maziście i powoli. Zmieniała się w bardzo gęsty i lepkawy krem. Rzeczywiście był masywna, acz ochoczo miękła jakby powierzchownie. Z czasem roztaczała lekką soczystość, która jednak nie zaburzyła gęstości.

W smaku przywitała mnie słodycz suszonych owoców: jasnych fig i daktyli. Figi  prze moment lekko dominowały. Zaraz jednak zwróciłam uwagę, jak w daktylach rozwija się soczystość - to na pewno soczyste i miękkie sztuki, którym blisko do daktyli świeżych.

Już po chwili jednak jedne i drugie zaczęły powoli zasnuwać się gorzkością. Poprzez nią wkroczyła czarna ziemia. Towarzyszyły jej orzechy pekan i fistaszki, które zadbały o szlachetność i niesiekierowość.

Daktyle wydały mi się aż piekąco słodkie i już otarły się o przesadę, gdy... Do suszonych owoców dołączyła rześkość, świeżość. Słodycz jednak cały czas rosła... zmieniała tylko wydźwięk lżejszy. Pomyślałam o kwiatach jaśminu. Wilgotnych i zapraszających jeszcze więcej soczystości.

Poczułam jakby lekko kwiatowe gruszki i słodko-soczyste morele. Może lekki akcent melona w tle? Wszystkie te soczyste owoce były jakby nieco złagodzone kwiatami.

Gorzkość na pierwszy plan wyniosła palona nuta. Sama w sobie nie była silna, ale na zasadzie kontrastu do soczystości i słodyczy podbiła gorzkość. Przemknęła myśl o żytnim chlebie razowym, wypieczonym aż nieco przesadnie. Wśród orzechów pojawiły się jeszcze migdały o spokojnych charakterze. Słodycz dopowiedziała piekący w język od daktylowej słodyczy czekoladowo-migdałowy krem, którym posmarowano kromkę chleba na zakwasie.

Gorzkość zdominowała wszystko, po czym nagle osłabła, przytaczając nieco wręcz poprzypalane po bokach chrupkawe gofry.

Rześkie owoce z kolei trochę osłabły. Ich miejsce zajęły kwiaty - kwiaty wodne? Soczystości jednak nie przegoniły, choć może trochę ją kryły. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o wiśniach i czerwonych morelach, ukrytych w kwiatach. Jako że zakwas zasugerował im kwasek, były lekko kwaskawe i nieśmiałe.

Gofry pozwoliły przywołać więcej słodyczy. Wróciły daktyle - tym razem odważniej. Rześkość i lekka spalenizna dopowiedziała im jednak... syrop klonowy? Częściowo suszone daktyle zmieniły się w syrop daktylowy. Słodycz daktylowo-klonowa otuliła gofry, jakby tak... posmarować je daktylowym kremem czekoladowym. 

W złagodzonej gorzkości odnotowałam przyprawy - też jednak rześkie. Pomyślałam o odrobinie lukrecji i/lub anyżu. Przyprawy przechwyciły lekko piekący element od słodkich daktyli.

Owoce na moment wyłoniły się z kwiatów. Morele już chciały iść w kierunku suszonych owoców, jednak wiśnie zmieniły się w dżem, stając tym samym suszonemu klimatowi na drodze. Wyobraziłam sobie gofry z kremem czekoladowym (migdałowo-daktylowym?), słodkimi syropami i chlapniętą na nie sowitą porcję dżemu... wiśniowo-morelowego? 

Owocowe zapędy kwiaty końcowo znów stłumiły. Zaprezentowały się nenufary, kwiaty wodne, bardzo rześkie.

Palono-ziemisty wątek pobrzmiewał delikatnie, aż nagle skierował uwagę na pieczone orzechy pekan. Jakby tak i one pojawiły się przy gofrach, mieszając się z migdałami. Od ich brzegów z kolei rozszedł się lekki wątek pozytywnej spalenizny, mieszający się w jedno z przyprawami.

Po zjedzeniu został posmak jakiś dosłodzonych wiśni i deserowych (lekko kwaskawych) gruszek, a także kwiatów - rześkich i wodnych. Czułam daktyle, które z racji rześkości kompozycji mieszały się z syropem klonowym. Ten wprowadził też lekko paloną nutę, z kolei trzymającą sztamę z ziemią. Wszystko zwieńczył czekoladowy krem bazujący na daktylach i orzechach z migdałami.

Całość była bardzo intrygująca i smaczna. Daktyle i figi, zmieniające się w syrop daktylowy i klonowy, mnóstwo kwiatów wodnych i gruszek, moreli wyszły bardzo słodko, ale też rześko. Soczystość oraz delikatne akcenty kwasku wiśni i moreli idealnie to przełamały. Gorzkość może nie była wysoka, ale znacząca. Ziemię, orzechy pekan i ziemne, migdały w końcu mocno złagodziły gofry, ale było to pozytywne złagodzenie. Spodobała mi się myśl o kremach czekoladowych: czekoladowo-migdałowym i daktylowo-czekoladowym. Soczystość tej czekolady wyszła ciekawie roślinnie. Ogół jawił się czekoladowo do potęgi.

Pomyślałam o Chapon Cacao Rare Chuno Nicaragua, która w sumie też była nieco roślinna, acz inaczej, bo od liści i drzew. W tej czułam i sporo kwaśności, i o wiele więcej owoców: też moreli, ale i innych, np. brzoskwiń jako m.in. sok owocowo-marchwiowy. Słodka była od wanilii i karmelu, więc inaczej. W niej czułam migdały, mleko - jakby analogicznie do orzechów i migdałów oraz gofrów w dzisiaj prezentowanej. Puchero było blisko do poziomu smaczności wspomnianej (Puchero wyszła mi nieco za mało gorzko).


ocena: 9/10
cena: 6,32 € (za 70g; około 27 zł)
kaloryczność: 590 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym do niej wrócić

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.