Ten krem zdecydowałam się otworzyć jakoś dwa tygodnie, czyli stosunkowo krótko, biorąc pod uwagę, ile mam kremów i czekolad, po Zotter Red Roses + Raspberries / Rote Rosen + Himbeere. Do tego, poczęstowałam się syropem malinowym do kaszy manny razowej od Mamy (sama jej go kupiłam, ale okazał się tragiczny mimo zacnego składu i chciałam sprawdzić, jak bardzo jest źle, haha). Co ciekawe, zupełnie nie planowałam żadnej malinowej serii - ułożyła się sama z siebie. Acz sprawiło to, że w kwestii malin krem ten nie miał za dużej konkurencji. Trzymałam tylko kciuki, by nie wyszedł podobnie co krem z truskawkami Grizly Láska Nebeská / To Właśnie Miłość.
NUTREND Denuts Cream Raspberry Cheesecake flavour with Lyophilized Raspberries to krem z orzechów arachidowych i nerkowca z białą czekoladą, jogurtem i liofilizowanymi malinami, stylizowany na sernik malinowy.
Po otwarciu ze słoika pierwsza wyrwała się subtelna nuta malin o słodko-kwaśnym, soczystym charakterze, acz szybko osiadły w arachidowej bazie. Orzeszki ziemne wydały mi się średnio mocno, ale wyraźnie prażone. Mieszały się z maślanością nerkowców - mniej jednoznacznych, ale do rozpoznania - które wplotły też mleczność. Z tą wiązała się dosadna nuta białej czekolady o dość ciężkim charakterze. Drobny kwasek podsunął jogurt, a z racji znaczącej (choć nie przesadzonej) słodyczy, rzeczywiście do głowy przyszedł sernik z malinową nutą.
Trochę się zdziwiłam, że na wierzchu nie wydzieliło się ani trochę oleju - to jednak chyba charakteryzuje pasty orzechowe z dodatkiem owoców.
Wierzch wyglądał miejscami suchawo, ale taki nie był. Już dotknięcie łyżeczką ujawniło, że jest lepki i wilgotny, tłustawy.
Krem był bardzo gęsty i masywny, konkretny. Masa wydawała się lekko suchawa, więc trudno ją mieszać. Przy nabieraniu łyżeczką jednak wykazywała miękkawość - bardzo gęstą, ale twardym za nic bym tego kremu nie nazwała. Zbyt kremowym jednak też nie... Kleił się i lepił. Był bardzo zwarty. Wyglądał na gładki, widać w nim tylko kropeczki - np. czerwone i niemal czarne punkciki malin.
W trakcie jedzenia potwierdził swoją masywność i zbitość. To masa bardzo, bardzo gęsta i syta. Krem zalepiał usta na średnio długi czas, rozpływając się raczej leniwie. Dał się wówczas poznać jako trochę tłustawy, acz w nieoczywisty sposób. Okazało się, iż ani trochę nie jest suchy. W ustach poczułam za to kremowość, w czym miało udział zagęszczenie białą czekoladą. Z czasem wykazywał leciuteńką soczystość, a także proszkowość. W zasadzie krem był na tyle pylisty, że podgryzany lekko trzeszczał, skrzypiał. Wciąż jednak wydawał się aksamitny; miazgowy natomiast nie. Szedł w ciężkim kierunku, ale nie jak ciężki krem, a jak konkretny, tłusty jak na sernik, sernik czy serek homogenizowany, otłuszczający usta.
Okazało się, że wszystko, a więc maliny także zmielono w nim prawie zupełnie na gładko, że na koniec nie było na czym zawiesić zębów. Pojedyncze mikroskopijne kropeczki zdawały się znikać wraz z resztą, acz minimalną chrupkawość może i wniosły. Sporadycznie. Co ciekawe, trafiłam na parę - też rozpuszczających się - grudek-kuleczek jogurtu w proszku. Nie miały jednak wpływu na ogólny odbiór.
W smaku przywitały mnie wyraziste, średnio prażone orzeszki ziemne, które po chwili otuliła mleczność.
Przy większości zagarnięć łyżeczką, maliny już w tym momencie lekko dawały o sobie znać. W tle mignęła skąpa kwaskawość malin liofilizowanych, acz ogólnie szły raczej w kierunku pudrowo słodkich.
A na mlecznej fali w tym czasie wyłoniły się delikatne, naturalnie słodko-maślane nerkowce. Na chwilę zrównały się z fistaszkami, jednak już po chwili nieco odpuściły i odeszły na tył.
Z ich słodyczą spójnie połączyła się biała czekolada. Spowodowała wzrost słodyczy, ale także bardzo umocniła mleczny wątek. Odnotowałam wręcz mleko w proszku. Kompozycja zrobiła się bardzo mleczna - mleko w zasadzie stało na jednym poziomie wyrazistości, co orzechy.
Nie przy każdym zagarnięciu, ale dość często pojawiały się wyraźniejsze, kwaśniejsze pstryczki malin. Nutka owoców nie pchała się na przód, ale była wyraźna i pilnowała, by słodycz nie przegięła. Nie wyszło to jednak soczyście, a bardziej jak słodki serek homogenizowany malinowy lub sernik z takiego.
Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach prażone arachidy chyba na zasadzie kontrastu do biało czekoladowej słodyczy i malin, jeszcze przybrały na znaczeniu. Raz po raz wydawały się pokazywać swe bardziej wytrawne, może lekko fasolkowe oblicze. Ogólnie dominowały, ale w pewnej chwili osiągały apogeum, a potem...
Zmieniały się w arachidowy, masłoorzechowy sernik. Biała czekolada i ogrom mleka po przemieszaniu się ze złożonym, lekkim kwaskiem też poszły w tym kierunku. Wizja malinowego sernika i serka homogenizowanego malinowego umocniła się. Ich słodycz, choć nie bardzo wysoka czy męcząca (bo w końcu nieźle poprzełamywana) wyszła dość ciężko.
Z czasem maliny wyłoniły się wyraźniej. Były słodkie w uroczo-pudrowy sposób. Raz po raz czuć w nich bardziej liofilizowany, kwaśny akcent, ale nie było go za wiele. Maliny podporządkowały się wizji malinowego sernika czy serka.
Mocno maślanego sernika - nerkowce właśnie w maślaność i mleczność poszły. To arachidy bez dwóch zdań były wyraźnie wyczuwalne do końca jako one same. Jakby tak sernik miał z nich gruby, konkretny spód.
Po zjedzeniu został posmak głównie orzechów nerkowca o maślanym charakterze w towarzystwie niewielu już orzeszków arachidowych. Otaczała je mleczność, jogurtowa serkowość-sernikowość i słodko-kwaskawe echo malin. Wszystko, zwłaszcza skojarzenie z sernikiem, zwieńczyła mocno mleczna biała czekolada. Dosłodziła w ciężki sposób, ale nie przegięła.
Całość zaskoczyła mnie pozytywnie. Po Grizly Láska Nebeská / To Właśnie Miłość zwątpiłam w połączenie orzechów i owoców, jednak dzisiaj prezentowany krem pokazał, że to może wyjść ciekawie i smacznie. Nuta malin była tu właśnie tylko nutą, nienachalną, ale w przypadku Denuts wnosiła sporo, układając jakby kompozycję. Jakbym miała jeść sernik, byłby to czysty, nie owocowy, ale jednak w przypadku takiego kremu, łatwiej chyba o skojarzenie z sernikiem uzyskać za sprawą owoców. Mleczno-jogurtowy wątek był wyrazisty i pochłonął białą czekoladę tak, że nie narzucała się i nie przesłodziła tego wszystkiego, mimo że nie było jej mało. Orzechowości też nie brak - arachidowe były bardzo wyraziste, nerkowce mniej, ale żadne się nie zgubiły. Nie mogę powiedzieć, by kompozycja mnie w sobie rozkochała czy wyszła tak dobrze, jak połączenie orzechów i bananów w przypadku KoRo Cashewmus Banana Bread, ale uważam ją za bardzo udaną. Ze swoimi "ale", jednak wynikającymi bardziej z subiektywnych odczuć niż wykonania (biała czekolada, malinowy sernik - u mnie zawsze takie klimaty będą na nieco przegranej pozycji).
ocena: 7/10
kupiłam: Nutrend_Official na Allegro
cena: 29,90 zł (za 250g)
kaloryczność: 565 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: orzeszki ziemne 30%; orzechy nerkowca 30%, biała czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, serwatka w proszku, emulgator: lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy), jogurt w proszku (mleko odtłuszczone, kultury jogurtowe), mleko w proszku, maliny liofilizowane 2%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.