środa, 3 kwietnia 2024

Zotter Red Roses + Raspberries / Rote Rosen + Himbeeren mleczna 40% z różanym marcepanem i kremem malinowym z białą czekoladą

Długo nie mogłam zdecydować, którą czekoladę nadziewaną Zottera wybrać jako kolejną do jedzenia. Wszystkie wydawały się podobnie ok, ale nie w 100% moje. W końcu jednak nadszedł moment, gdy po prostu wiedziałam, że powinna to być właśnie dzisiaj przedstawiana tabliczka. Różane smaki uwielbiam, więc nie wątpiłam, że degustacja będzie udana. A jednak zwlekałam z nią z dziwnego powodu, który uświadomiłam sobie, gdy otwarcie czekolady się zbliżało. Otóż bałam się, że nie dorówna bardzo zacnej Almond Roses, a ja będę czuła niedosyt. 

Zotter Red Roses + Raspberries / Rote Rosen + Himbeeren to mleczna czekolada o zawartości 40% kakao nadziewana (30%) różanym marcepanem z migdałów, olejku różanego i wody różanej oraz (30%) kremem malinowym na bazie malin i białej czekolady malinowej.


Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach słodkiej, mocno mlecznej czekolady o niemal chlebowym charakterze, mieszającej się z marcepanem. Ten wydawał się zaskakująco alkoholowy, trochę likierowy. Przełamała go soczysta kwaśność malin. Subtelne róże mieszały się z nim i słodyczą integralnie. Choć kompozycja miała ciężkawe zapędy, owoce wniosły rześkość i soczystość, chwilami próbując odciągnąć uwagę od róż. Kiedy wąchałam spód, migdały miały większy udział. Po przełamaniu i w trakcie jedzenia za to, różany marcepan niemal na równych prawach mieszał się z malinami, przy których wzrosła słodycz - chwilami mleczno-białoczekoladowa.

Tabliczka mimo masywności, wydała mi się nieco delikatna. Przy łamaniu lekko trzaskała, chrupała. Nadzienia przedstawiły się jako miękkawe. Marcepan wyglądał na grudkowato-rzadkawy, a krem malinowy mazisty, ale ani miękki, ani twardy (ale bliżej mu do miękkawości). Gdy robiłam kęsa, czekolada nieco wgniatała się w środek. Choć warstwy powinny być równe, nadzienia czerwonego trafiło mi się więcej.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym. Była maślano tłusta i kremowa. Pokrywała podniebienie smugami i z ochotą odsłaniała nadzienia.
Szybciej wyłaniało się spod niej soczyste nadzienie malinowe. Było nieco zagęszczone czekoladą i przypominało mleczne, bardzo zbite lody owocowe. Było śmietankowe i bardzo soczyste. Okazało się plastyczne i gładkie. Z czasem robiło się nieco zawiesinowe. Dopiero pod koniec odnotowałam w nim pylistość i pojedyncze drobinki - jakby zmielone pestki? Znikało równo z czekoladą oraz rzadkim marcepanem.
Marcepan był bardzo wilgotny i miękki. Z racji rzadkości, łatwo się rozchodził, przy czym dał się poznać jako plastycznie-grudkowaty. Trzeszczał i skrzypiał w soczysty sposób. Pojedyncze drobne grudki zostawały na sam koniec, wraz z raz po raz pojawiającymi się drobinkami pestek malin.
Całość wyszła bardzo spójnie i harmonijnie.

W smaku czekolada przywitała mnie wysoką słodyczą palonego karmelu, który powoli mieszał się z naturalnym mlekiem i maślaną nutą. Wydała mi się lekko chlebowa, a z czasem jej słodycz się opamiętała. Przemknęła ciepła nuta orzechów, lecz nie zdążyłam się na niej skupić, bo okazało się, że czekolada przesiąkła nadzieniami.

Marcepan wkroczył poprzez właśnie orzechowy akcent, czyniąc go poważniejszym, po czym lekko zaakcentował róże. Wtórowały mu soczyste, słodkie maliny.

Róże zaznaczyły się, pobrzmiewając jako ciężkawy, słodki motyw. Pomyślałam o naturalnych perfumach. Marcepanowi podszepnęły alkoholową nutę (realnie nie ma go w składzie), mimo że same nie były bardzo wyraziste.

Nadzienie malinowe jednak nie kazało na siebie długo czekać i już po paru chwilach rozbrzmiało słodko-soczystym smakiem. Maliny czuć przede wszystkim, ale też mleczność. Pomyślałam o lodach malinowych, podkręconych jagodami i cytryną. Na pewien czas prawie zdominowało całość. Zagłuszyło róże, które przejawiały się tylko jakby... gnilne wtrącenia?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz ryzykownie wzrosła, a maliny otarły się o lekką pudrowość. Chyba przemknęła mi biała czekolada, jednak na taki wzrost słodyczy zaraz zareagował marcepan. Za jego sprawą przewinęły się jeszcze myśli o malinowym syropie (lub nawet likierze?).

Migdały przedstawiły się jako delikatne, naturalnie słodkawe, ale zawierające charakterniejszą nutę marcepanu. Ta jeszcze umocniła myśl o alkoholu, na co przystała róża. Mocno podniósł też słodycz. Gdy marcepan zaczął się porządnie rozchodzić, na pierwszy plan do migdałów lekko zapuszczała się róża. Woda, olejek różany były delikatnie wyczuwalne (jak dla mnie były niesatysfakcjonujące). Poniekąd wpisywały się w słodycz, czyniąc ją ciężką.
Marcepan spróbowany osobno wydał mi się za słodki. Ku mojemu zaskoczeniu, róże nieco się wtedy rozmywały - wyszło na jaw, że maliny w całości jeszcze je podkręcały.

Róże z czasem wydały mi się wchodzić w świeższy wątek - soczystość i drobny kwasek malin ciekawie tu pomogły. Słodycz jednak i tak aż trochę końcowo drapała. Czekolada mleczna wydała mi się jeszcze słodsza, acz wciąż wyraźnie mocno mleczna i sama w sobie orzechowo-migdałowa.

Po zjedzeniu został posmak róż - wody, olejku, płatków. Pomyślałam o szlachetnych perfumach. Mieszały się z marcepanem o nieprzesadzonej słodyczy i kwaskawą soczystością owoców - malin i cytryny. Czułam też echo czekolady i mleka.

Całość wyszła dobrze, acz nie po mojemu. Złudnie alkoholowy marcepan i naturalne róże przyjemnie ze sobą współpracowały, czekolada mleczna to miłe zwieńczenie, acz chwilami wydawała mi się za delikatna w kwestiach kakao (które by się tu sprawdziło!). Owocowy krem był w porządku, niby pasował, ale nie przekonał mnie, bo za bardzo się rządził. Maliny wyszły w nim słodziutko, naturalnie, ale i trochę pudrowo-syropowo, a jednocześnie kwaśno chwilami nieadekwatnie. To niby przełamywało słodycz, ale jakoś nie grało. Myślę, że sama malinowa kwaśność byłaby wystarczająca - szkoda, że Zotter podkręcił ją cytryną. Ta warstwa mogłaby być cieńsza, by róże mogły się lepiej wyeksponować. A jak tak tylko pobrzmiewały, chwilami dziwne nuty podszeptywały malinom. Róż jako właśnie wyraziste róże czułam niedosyt.
To jednak i tak całkiem smaczna, słodka, ale nieprzesłodzona i nieco poważniejsza kompozycja. Nie dorównała jednak Zotter Almond Roses, w której splotu róż, migdałów i czekolady nie zaburzały owoce. Myślę jednak, że dzisiaj prezentowana wielbicielom owocowych tabliczek posmakuje o wiele bardziej niż mnie (i może na tym samym poziomie, co wskazana).

Słodycz i niedosyt róż, dziwne echo przeszkadzały mi po większej ilości, że choć myślałam, że zjem całość - 30g nie zmęczyłam i oddałam Mamie (ciekawostka: zamiast deklarowanych 70g, tabliczka miała 77g). Jej smakowała. Opisała: "Bardzo smaczna, taka bardzo kwaskawa, słodka i po prostu smaczna, ale nic więcej nie umiem o niej powiedzieć, nie czułam tam niczego konkretnego. Ta kwaśność owocowa, ale nie czułam wyraźnie malin. Marcepan trochę uciekł".


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 18,90 zł (cena półkowa za 70 g)
kaloryczność: 485 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: marcepan 26% (migdały, cukier, syrop cukru inwertowanego), surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, maliny 5%, inwertowany syrop cukrowy, woda różana 3%, odtłuszczone mleko w proszku, suszone maliny 2%, mleko, sproszkowane maliny 1%, syrop skrobiowy, emulgator: lecytyna sojowa, suszone jagody, sól, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), sproszkowana wanilia, olejek różany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.