poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Cardenas Chocolate Tierra Hermosa Manabi - Ecuador 72 % 2022 Harverst ciemna z Ekwadoru

Kolejna nieznana mi dotąd marka na stronie Club del Chocolate przyciągnęła mój wzrok eleganckimi, acz nie w mojej kolorystyce, opakowaniami oraz nazwą. Nie wiem dlaczego, kiedy tylko zerknę na nią kątem oka, zawsze zamiast "Cardenans" muszę przeczytać "Cardinal" - haha - acz byłam pewna, że z kardynalstwem czy np. błędami kardynalnymi ta tabliczka nic wspólnego nie będzie miała.
Marka jest ekwadorsko-brytyjska, bo Cardenans mieści się w Wielkiej Brytanii, acz jest ściśle związana z Ekwadorem. Z niego pochodzi Susana Cárdenas A., twórczyni. O tym, że zna się na kakao świadczy jej doświadczenie - w 2013 w Ekwadorze założyła Montecristi Chocolate, które wygrało sporo nagród na Akademii Czekolady. Cárdenas Chocolate to jej projekt rozpoczęty w 2017 w Wielkiej Brytanii. 
Markę współtworzą więc ona, czekoladniczka Susana, i producent kakao Leonardo. Ponoć oboje wierzą w tradycje i dziedzictwo, gdy chodzi o tworzenie z kakao. Za sprawą naturalnych, nieprzetworzonych składników chcą zaoferować to, co znali dawni mieszkańcy miejsc, gdzie rośnie kakao. Szukają dosłownie klejnotów wśród kakao, czasem trochę zapomnianych czy ukrytych, współpracują z lokalnymi społecznościami. Ja kupiłam czekoladę o pięknej nazwie "Tierra Hermosa", co znaczy "Piękna Ziemia", a odnosi się do regionu Manabi, z którego zakupiono kakao do niej. 

Cardenas Chocolate Tierra Hermosa Manabi - Ecuador 72 % 2022 Harverst to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao z Ekwadoru, z regionu Manabí.

Po otwarciu uderzył mnie zapach wina i rozgrzanej ziemi. Czerwone wytrawne, ale ze słodkimi niuansami mieszało się z białymi kwiatami... które to z kolei czerwoność wina podały w wątpliwość. Alkoholowy klimat wyszedł dość ciężko. Kwiaty zapewniły słodycz, acz owoce, które czułam, wyszły kwaśno. Czerwone na pewno - chyba głównie porzeczki, ale też sporo egzotycznych. Prowadził ananas, za nim jakieś mniej jednoznaczne. Wychwyciłam jeszcze śliwki, zapewniające temu wszystkiemu harmonię. Wyraźnie czułam też jakby orzechowe, ciemne herbatniki, podkreślone odrobiną czarnej, brudnawej ziemi.

Wyglądająca na kremową i lekko pylistą, gruba i twarda tabliczka trzaskała konkretne, jakby była nieco sucha i bardzo, bardzo gęsta. 
W ustach rozpływała się wolno, ale ochoczo. Była kremowa, mazista. Zmieniała się w zbitą grudkę o maślanej, ale nie zbyt wysokiej tłustości. Uwagę od niej odciągała szorstkość, ujawniająca się z czasem. Mimo lekkiej soczystości, jakby spływającej z wierzchu kawałka zachowującego kształt, całość jawiła się jako pełna i gęsta.

W smaku pierwsze zakrzyknęło i przykuło uwagę wino. Czerwone słodkie, acz ulokowała się w nim też lekka wytrawność. 

Zaraz dołożyły jej kwiaty. Były białe i lekkie, pomyślałam o jaśminie, może rumianku... I już zasiały wątpliwość w kwestii tego, czy wino było na pewno tylko i wyłącznie czerwone. W tle przewinęło się też białe. Oba wplatające, zapowiadające soczyście-ciężkawe nuty owoców. Przewijały się nienachalnie, raz po raz - przede wszystkim czerwone i/lub czerwono-egzotyczne.

Słodycz wciąż rosła. Znacząco podniósł ją delikatnie palony karmel, który wszedł na pierwszy plan. Jawił się jako dość ciężki.

Jakby od tyłu, trochę nieśmiało słodyczy przeciwstawiły się orzechowe, ciemne herbatniki. W pewnym sensie też były słodkie, ale inaczej - spokojniej, jakby w sposób zgaszony. Orzechowość wprowadziła bardziej neutralny wątek, a herbatnikowość motyw delikatnego pieczenia.

Poprzez pieczoność wemknęła się ciepła nuta rozgrzanej ziemi.

Z kwiatów królował jaśmin, acz otoczyły go inne kwiaty, równie wonne, wyraziste. Pomyślałam o jasnych i różowych różach. Za różami mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pojawiać się zaczęły przebłyski soczystości lekko kwaśnych owoców.

Owoce coraz dosadniej zaznaczały swoją obecność. Z kwiatami związała się egzotyczna, rześka, mimo wysokiej słodyczy pitaja. Winne akcenty trochę jej uległy, zelżały, acz wciąż były obecne i dosadne.

Kontrastowo do soczystości i cały czas rozwijającej się słodyczy, w końcu mocniej zabrzmiała też gorzkość. Oddawała gorącą ziemię. Podkręciła ją cierpkość wina. Nie była to jednak siekiera - orzechy łagodziły też ją. Palony akcent wpisał się w to rozgrzanie ziemi, więc ogółem był niski. Pomyślałam o orzechach laskowych, a te z kolei przekierowały część ziemi w strony bardziej kawowe.
Po mocniejszym debiucie orzechy jednak nieco przycichły. Coś łagodzącego jednak wciąż się utrzymywało - drobna maślaność? Ta nie wiązała się jednak z karmelem w żaden sposób. On wciąż był palono-cukrowy... choć już nie taki czysty. Wyobraziłam sobie ciemne herbatniki karmelowe.

Przy pitai czerwone owoce nabrały odwagi. Czerwone wino nadało im trochę ciężkiej słodyczy, samo przedstawiając się jako i wytrawne, i słodkie. Wino czerwone przy ich pomocy wyskoczyło na moment na pierwszy plan, a po tym... w zasadzie jakby... wmieszało się w kwaskawe owoce. Dodatkowo trochę je osłabiły wyraziste świeże i kwaskawo-soczyste okrągłe śliwki, które pojawiły się znikąd. Kwaśność nie była wysoka, a jakby punktowa.

Z czasem do egzotyki, jaką zapewnił smoczy owoc, dołączył ananas. Bardzo, bardzo słodki. Mieszając się z kwiatami, wysupłał z oddali nutkę białego wina i szampana. Alkohole zaczęły się mieszać, rozgrzewać porządnie, ale przez to zmieszanie trochę tracić na jednoznaczności i... w końcu sama alkoholowość też się zagubiła w owocach i kwiatach.

I bardzo wysokiej słodyczy karmelu - ta okazała się nie tylko ciepła, a rozgrzewająca, może to jeszcze echo alkoholu też rozgrzewało... podporządkowała się rozgrzanej ziemi i gorącej, czarnej kawie, że końcowo wcale tak strasznie słodko nie było. Mimo że wydawało się, iż ku temu kompozycja zmierza. 

Po zjedzeniu został posmak karmelu i kwiatów, dbających o rześkość, świeżość. Za nimi skrył się szampan i niejednoznaczne, słodko-wytrawne wino już raczej białe, z echem czerwonego, które usadowiło się w jakby winnych czerwonych porzeczkach, a nie wystąpiło jako ono samo. Alkoholowe rozgrzewanie, wręcz pikanteria lekko szczypały jednak język. Owoce dziwnie wirowały z alkoholami, trochę się w nie ogólnie wplątując. Słodycz tonowała lekka gorzkość, cierpkość kawy z herbatnikami ciemnymi (karmelowymi?).

Czekolada wyszła bardzo ciekawie - tak ciepło-słodko, rozgrzewająco, że alkoholowe nuty wychodziły w niej prawie na pierwszy plan, jakby właśnie tym podkreślone. Wino czerwone związane z czerwonymi owocami, a potem białe i szampan, zmieszane z owocami egzotycznymi i kwiatami płynęły obok zachowawczej, ziemiście-herbatnikowej gorzkości. Tę tonowały orzechy i przez chwilę maślaność. Mieszanka czerwonych owoców, pitai, śliwek i ananasa wyszła ciekawie, a ogrom kwiatów - jaśminu, rumianku, róż - po prostu pysznie. Żałuję jednak, że za słodko - gdyby nie tak wysoka słodycz, a gorzkość i kwaśność były silniejsze, ocena byłaby maksymalna. Kwaśności czułam niewiele, mimo wytrawniejszych zapędów wina.
Dosadność karmelowej słodyczy i reszta nut trochę przypominały mi czekolady Pacari.


ocena: 9/10
cena: 8,64 € (za 50g; około 37 zł)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.