sobota, 13 kwietnia 2024

krem Vilgain Sweet Nuts Chocolate Coconut Pecan

Na ten krem zdecydowałam się w ostatniej chwili przed opłaceniem - jak mi się wydawało - gotowego już zamówienia. Wtedy pomyślałam, że mam ogromne szczęście, iż go dostrzegłam. Ciekawiło mnie, jak wyjdą pekany w kremie, acz po Maslove Pekan 100 % Zmielony Pieczony raczej nie chciałam kupować kremu tylko z pekanów (i Vilgain takiego nie ma). Gdy jednak parę kremów tej marki już przejadłam, przestał wydawać mi się tak atrakcyjny. Obstawiałam, że będzie bardzo podobny do Vilgain Cheat Spread Chocolate Cinnamon, który mnie nie zachwycił. Po cichu liczyłam, że nie będzie tak rzadki i mlecznoczekoladowy, że pójdzie w kierunku gęstszego Vilgain Sweet Nuts Coconut Chocolate. I cóż... nie wiedziałam, czego się spodziewać po słodyczy i czekoladowości. W sumie nie wyglądało, że będzie bardzo słodki - miał 13g "w tym cukry" na 100g. Ale kto ich tam wie... Krótko przed otwarciem go pomyślałam, że gdybym znała smak podlinkowanych przed zakupem, z tego już bym zrezygnowała, ech. Smutno mi się zrobiło, że ucieszyłam się, że to już ostatni smakowy krem tej marki, która wyglądała tak obiecująco... No, ale może wtedy ominęło by mnie coś dobrego? Sama siebie próbowałam na różne sposoby pocieszać, bo miałam mieszane uczucia.

Vilgain Sweet Nuts Chocolate Coconut Pecan to ciemno czekoladowy krem migdałowy z prażonych na sucho migdałów z orzechami pekan i rozdrobnionym kokosem.

przed i po uporaniu się z olejem
Po otwarciu poczułam intensywny zapach, w którym nieco dominował słodki kokos. "Nieco", bo migdały były tuż za nim. Wydawały się tak słodkie, jakby były w miodzie. Pojawił się też maślany wątek, kojarzący się z migdałowo-miodowym nugatem, a także czekolada. Próbowała dołączyć do kokosa i migdałów na pierwszym planie, ale nie udawało się jej. Została w tyle jako ocierająca się o plastik czekoladka z nadzieniem "masło orzechowe" z lekko prażonych migdałów (niczym wyidealizowana migdałowa wersja Reese's?). 

Na wierzchu wydzieliła się średnia ilość oleju - zlałam około 4,5 łyżeczki, a trochę (chyba mniej niż 0,5 łyżeczki) wymieszałam, bo ruchomy wierzch był pełen dodatków i nie dało się zlać wszystkiego idealnie. Jak się szybko okazało, krem nie potrzebował w zasadzie nawet tej małej ilości, bo był dość rzadki i tłusty. 
Masie blisko do stanu półpłynnego, była ruchoma i kojarzyła się z tłustym zlepkiem mnóstwa dodatków. W zasadzie chwilami miałam wrażenie, że ona opiera się na kawałkach pekanów i wiórkach kokosa, a gładszy krem migdałowy stanowił tylko spoiwo. Na oko wyglądał właśnie gładko, żadnego miazgowego efektu, a tylko widoczne kropeczki (skórek migdałów? może też kakao).
Krem był ciągnący, miejscami mniej rzadki, ale gęstym za nic go nazwać nie mogę.
W trakcie jedzenia dał się poznać jako właśnie miękki i tłusty w oleisty sposób. Rozpływał się w umiarkowanie-szybkawym tempie, minimalnie zaklejając usta. Łatwo rzedł. Choć nie był zupełnie lejący, ale brak mu konkretu i masywności, a nawet kremowości. W sensie... samemu, gładkiemu kremowi-bazie. I też nie do końca gładkiemu, bo szybko okazał się jakby chropowaty, bardzo proszkowy. Ta "baza" - czy raczej spoiwo - zlepiała całe mnóstwo kawałków różnej wielkości.
Kawałki to orzechy pekan i kokos. Jedne i drugie wystąpiły pod postacią wielkich kawałów, kawałków średnich i bardziej przemielonych, malutkich. Kokos to nie tylko wiórki, ale też wióro-kawały, naprawdę gigantyczne słupki. Orzechy pekan były częściowo z delikatnymi skórkami.
Dodatki dodały chrupkości - gryzłam je, gdy krem się już rozpuścił. Orzechy wyszły tłusto-miękko świeżo (obstawiam, że jeśli je podprażyli, to minimalnie), były delikatne. Kokos okazał się twardszy, chrupko-prażony, a końcowo też trzeszcząco-skrzypiący. Zęby cały czas miały co robić - to pasta do gryzienia, co po dłuższym czasie zaczynało trochę męczyć.
Nie przemawia do mnie konwencja kremu do gryzienia, ani taka rzadkawo-oleista baza-spoiwo, która końcowo aż otłuszcza usta.

W smaku najpierw rozchodziła się wyrazista słodycz, kojarząca się z miodem i karmelem z miodu, do której prędko dołączyła naturalna słodycz kokosa. Słodycz wydała mi się wręcz przenikliwa, nieco piekąca w język jak jakiś pikantniejszy miód.

Kokos szybko umocnił swój udział. Pomyślałam o słodziutkiej miazdze kokosowej, kokosowym kremie z jakiś wyidealizowanych pralinek i wiórkach, które dopuszczają do głosu czekoladę. W harmonii splotła się z kokosem poprzez słodycz. Ta rosła nieustannie. Czekolada w zasadzie cały czas była niedookreślona, łagodna, maślana... Kokos podpowiadał mleczność, chwilami aż zaskakująco mocną.

Prażona nuta migdałów trzymała się tyłów przez pewien czas. Była spokojna, ale i ona powoli zaczęła wkraczać na pierwszy plan. Zrównała się z kokosem, także idąc w słodkim kierunku. Pomyślałam o prażonych i karmelizowanych w miodzie migdałach. Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach zrobiło się za słodko, mimo że raz po raz przewinęła się też lekka goryczka, gorzkawość.

Od wyłaniających się pekanów rozchodził się ich subtelny smaczek, ale nie czuć ich tak ewidentnie, raczej podkreślały ogólną migdałowo-orzechowość. Migdały zwróciły się w nieco wytrawniejszym kierunku, acz zwolniły i zostały za kokosem, bardziej mieszając się z czekoladą. Ta jednak niebezpiecznie zmierzała w plastikowym kierunku. Do głowy przyszły mi czekoladki "babeczki z masłem orzechowym" - tylko że zrobionym z migdałów. Migdały obudziły w czekoladzie lekko gorzkawy akcent. Nie gorzkość, ale charakter, który też trochę pomógł złagodzić słodycz. Gdy udało mi się raz czy drugi zagarnąć prawie samą masę, bez chrupaczy, odnotowałam echo oleju kokosowego.

Smak kokosa, który odchodził od jego kawałków też był słodki, ale nieco inaczej. Trochę rozbijał przesłodzony smak całości, ale... nie tonował słodyczy.

Pekany i kokos w większości stały bowiem obok zasłodzenia, jakie fundowała masa. Nie okiełznały jej - chyba nawet przeciwnie. Przy nich jej słodycz chwilami wydawała się wręcz przenikliwa.

Końcowo krem wydawał się aż muląco-czekoladowo słodki, trochę karmelowo-miodowy, ale wyraźnie migdałowo-kokosowy. Gryzione dodatki niby były przedłużeniem tego, ale... trochę zerowały słodycz.

Pekany podczas gryzienia okazały się dość podobne gdy chodzi o charakter do migdałowej bazy - naturalnie bardzo słodkie. Do tego wręcz świeżo - jeśli były prażone, to minimalnie. Wydały mi się maślano-gorzkawe, neutralne w obliczu słodkiej masy. Gorzkawe to w sumie tylko pojedyncze większe kawałki ze skórką.
Z chrupaczy, gdy ich mieszanina została na koniec, dominował kokos. Ilościowo i pod względem charakteru, wyrazistości smaku.
Gryziony kokos smakował słodko wiórkowo, co podkreśliło lekkie podprażenie. On także tonował słodycz, jaką zostawił słodki krem.

Po zjedzeniu został posmak bardzo, bardzo słodki, wręcz zamulenie, mimo że w zasadzie najwyraźniej czułam tylko co pogryzione pekany i kokosa. Czułam przesłodzoną czekoladę o karmelowo-plastikowym charakterze, liche echo goryczki - splot kakao i migdałów, może pekanów. Pobrzmiewał w niej też olej kokosowy. Migdały jako one same złączyły się z kokosem w słodkim wirze, kojarząc się z kremem, nugatem, nadzieniem jakiś słodkości. Wiórkowo-pekanowy, neutralniejszy wątek też się pojawił, acz stał jakby obok przesłodzenia.

Krem mnie nie usatysfakcjonował ani w smaku, ani pod względem konsystencji. Był rzadkim zlepkiem mnóstwa kawałków, co uczyniło go czymś do ciągłego gryzienia, gryzienia i jeszcze raz gryzienia, że aż wyszedł mało kremowo. Był tłusty w oleisty sposób i brakowało mu kremowości (ale przynajmniej nie kojarzył się z orzechowym kisielem, jak inne Vilgain). Kawałki były zacne, ale wolałabym ich mniej w gęstszej bazie. W smaku kawałkom do zarzucenia nie mam absolutnie nic. Bazie-kremowi natomiast owszem. Był za słodki w mulący, nachalny sposób. Karmelowo-miodowe nuty czekoladę przesłodziły i poszła we wręcz plastikowym kierunku (a liczyłam na ciemną i gorzkawą). Migdałowo-kokosowy splot podobał mi się bardzo, był wyważony i zacny, tylko że właśnie za bardzo dosłodzony (może też to kwestia tego, że zdecydowali się na zbyt wyrazisty w smaku cukier?), a szkoda. Potencjał więc w kremie był, ale niestety bardzo ukryty.
Wady podobne co Vilgain Sweet Nuts Coconut Chocolate, ale jeszcze bardziej "zlepowo-dogryzienia". Wspomniany ogólnie był nieco bardziej zgrany (i słodki w mniej nachalny sposób - podlinkowany posłodzono cukrem trzcinowym, nie kokosowym, więc może w tym tkwi "clue"?), kremowy i bardziej do mnie przemówił. Samą masę dzisiaj przedstawianego produktu bardzo przesłodzono - wszak spory procent składu to dodatki będące jakby obok smaku, jaki fundowała.


ocena: 6/10
kupiłam: Vilgain.pl
cena: 34,90 zł (za 200 g)
kaloryczność: 657 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: prażone migdały, orzechy pekan 30%, rozdrobniony kokos 27%, cukier kokosowy, miazga kakaowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.