sobota, 28 października 2023

Dzika Czekolada Chałwa

Przypadkiem trafiłam na stronę niewielkiej manufaktury czekolady, Dzika Czekolada i ustaliłam z jej właścicielem, że dostanę paczkę w ramach współpracy, w której znajdzie się nie tylko czekolada (Dzika Czekolada Philippines - Regalo 80 %), ale też chałwa. Po chałwie Koska Diabetic / Diyabetik Helva chodziła za mną dobra, klasyczna, bez udziwnień. Było to zanim w Auchanie kupiłam kolejne. Przesyłka dzikości się opóźniała, a ja przed latem postanowiłam wziąć się za Koska Tahin Helva / Halva Sade / Plan i wówczas przyszła do mnie paczka z chałwą robioną ponoć po turecku, ręcznie. Pomyślałam, że miło będzie je tak ze sobą zestawić, choć nie ukrywam, że miałam mały przesyt różności niezbyt moich (nieczekolad) w ostatnim czasie.

Dzika Czekolada Chałwa to chałwa ręcznie wyrabiana; u mnie bez dodatków, acz w ofercie są chałwy z różnymi dodatkami na wierzchu (np. prażonymi pistacjami, orzechami laskowymi, migdałami itp.). W moim przypadku opakowanie zawierało 200g.

Jeszcze przed otwarciem poczułam bardzo intensywny zapach sezamu. Po otwarciu zaś dosłownie zwalał z nóg, dając się poznać jako lekko gorzki i prażony. Obok tego nie zabrakło charakteru cukrowo-słodko chałwowego. Miała niby ciężkawy klimat, lecz wyłapałam też pewną rześkość. Jakby świeżość sezamu?

Już na pierwszy rzut oka chałwa zaskoczyła mnie intensywnym, złotym kolorem - tak odmiennym od anemicznie bladych chałw sklepowych.
Najpierw wierzch trochę osuszyłam chusteczką, bo chałwa wykazywała wysoką tłustość - pokryła olejem cały pojemniczek.
Chałwę z kubeczka wyciągnęłam przy pomocy noża, wykrajając ją, co było średnio trudne. Krojąc, usłyszałam bardzo głośny chrzęst i skrzypienie cukrowo-chałwowe. Raz czy dwa chyba zarzęziły kryształki cukru. Masa była pozornie, powierzchownie dość twarda, ale ustępowała łatwo z racji tego, jak bardzo włóknista, wręcz jakby włosowata była. Okazała się też łatwoo podzielna, bo rozwarstwiała się i krucho rwała na konkretne, szkliste włókna.
W trakcie jedzenia jej włókna były twardo-skrzypiące i dość twarde; częściowo bardzo twarde. Gdy ugryzłam, trafiłam na wysoką twardość jakby włókna z cukru. To było cukrowo-szkliste, raz czy dwa mignęła mi myśl o lizakach (w głowie pojawiły mi się szkliste walentynkowe serca, choć uczucie, jakie to wywołało było dalekie od miłości). Do zębów ogólnie chałwa średnio się kleiła, lecz pojedyncze włókna twardniały i obklejały zęby bardziej niż inne. Chałwa rozpływając się, wydawała się jakby opływać bardziej miękkawą i pylistą, raczej rzadką zawiesiną. Wydawało się, że wewnątrz niej, bazowo, jakby twardnieje cukrowa nitka. Wydawała się średnio jak na chałwę tłusta, a właśnie bardzo... szklista. Rozpuszczała się dość szybko. Trzeszczała i skrzypiała podczas gryzienia niczym cukier i szkło (nie mam tu na myśli "szkiełka z cukru", jakie jest np. w Lindt Whisky). Trafiło mi się w niej kilka wręcz ostrych, kłujących i nieprzyjemnych włókien.
Wydaje mi się, że to może być typowa chałwa turecka albo bliska takiej - właśnie z takich włosów. Do mnie jednak taka AŻ tak szklista, twardo-cukrowa i włóknista struktura nie przemówiła.

W smaku pierwszy wyrwał się wprawdzie cukier, lecz sezam zaraz też się pojawił. Słodycz rozeszła się jako splot cukru i właśnie naturalna słodycz sezamu. Ta troszeczkę złagodziła szarzę.

Sezam zaprezentował swój intensywny, średni prażony, gorzki smak, a słodycz jakby go otuliła, opłynęła... Coraz to kolejne fale słodyczy nie wydawały się już tak chamsko cukrowe, a właśnie niosące sezamową chałwowość oraz jakby ciepło palonego cukru (nie mam na myśli karmelu). I tak jednak ustanowiły słodycz na bardzo, bardzo wysokim poziomie, co zaskutkowało rozgrzewaniem gardła. Po paru kęsach słowa "paleniem w gardle" bardziej pasują.

Mniej więcej w połowie gryzienia czy rozpuszczania kęsa pojawiała się gorzkość sezamu i wraz z jakby ciepłem prażenia zaraz nasiliły się, acz... To już właśnie bardziej to ogólne poczucie ciepła niż prażenie, ale na pewno podkreślające sezamowość wraz z goryczką i... budzące pewną rześkość? Odnotowałam ledwo uchwytny kwasek cytryny, soczystość w całym tym paleniu słodyczy.

To spowodowało, że na końcówce cukrowość, choć trzymająca się chałwowego klimatu, wydała mi się o wiele za mocna, męcząca. Wyprzedziła sezam sam w sobie, eksponując się z ciężko-palonej, wręcz gorącej strony.

Po zjedzeniu został posmak szlachetnego, słodkiego sezamu o gorzkim echu oraz palenie cukru, jakby wpisanego w ogólne ciepło, też uczucie zgęstnienia śliny.

Chałwa była w smaku w porządku, ale mnie nie chwyciła. Muszę jej przyznać, że wyszła ciekawie, bo czysto sezamowo-cukrowo i niecodziennie rozgrzewająco (co jednak zachwytu we mnie nie wzbudziło). Szybko mnie zasłodziła - słodycz miała jawnie cukrowy charakter, choć na szczęście jakby nieco ozdobiony palonym ciepłem, a kwasek - niby ledwo uchwytny - nie pasował, nie pomógł. Zacna sezamowość chwilami wydawała się zbyt stłamszona imperatywnym cukrem. Ta konsystencja to też jakoś nie moja bajka - pierwszy raz miałam do czynienia z taką i obstawiam, że taka ma być. Włókna jakby ze szkła i cukru, trzeszczenie / skrzypienie i to rozwarstwianie się, rwanie - pewnie jak to chałwa turecka, a jednocześnie taka twardość tych włókien i aż tak łatwe rozwarstwianie się mi nie leżało. Choć nigdy nie jadłam, w internecie parę razy widziałam tureckie chałwowe kłębki z nitek, tzw. pismaniye. To nie chałwa, acz coś podobnego. Mam wrażenie, że produkt Dzikiej Czekolady znalazł się gdzieś pomiędzy zwykłą chałwą, a właśnie tymi kłębkami. Jedząc tak o, zmęczyła mnie już po jakiś 10 gramach, lecz nie była zła, bym miała jej zupełnie podziękować po tej ilości - wymyśliłam sobie na nią sposób. Osobiście wolę jednak Koska Tahin Helva / Halva Sade / Plan. W ogóle chyba wolę, jak jednak coś - cokolwiek, choćby i odrobina waniliny, której nie lubię - powstrzymuje taki sam cukier. Oceniam bez przekonania. Punkt podciągnęłam za taką dziwność, inność.

Większość (158g oddałam Mamie). Oczywiście nie zjadła od razu. Po pierwszych 60 gramach powiedziała: "Jaka dziwna! Nigdy takiej nie jadłam. Struktura okropna, takie twarde i ostre nitki w niej są, jakby ze szkła z cukrem, to mi się nie podoba. Ale smak... Smak jest już dziwny pozytywnie, chociaż nie wiem, czy bym chciała zjeść jej więcej. Jest wyraźnie sezamowy, czuć gorycz sezamu, ale i ta słodycz taka mocna aż pali. Bardzo w gardle aż piecze, przesadziłam z tymi 60 gramami na raz, ale z tej jej dziwności, inności nie mogłam się powstrzymać". Po kolejnej porcji stwierdziła, że "dobra i ciekawa, ale za słodka".

Doszłam do wniosku, że jej słodycz po prostu potrzebuje jakiegoś hamującego otoczenia, stąd 32 g dodałam do jogurtu typu greckiego Piątnicy wymieszanego z 2 łyżkami surowego kakao.

Gorzki od kakao jogurt podkreślił w chałwie właśnie goryczkę sezamu, wydobywając tym samym sezamowość spod cukru. Ten wciąż był mocnym zawodnikiem, jednak że miał chałwowo-palony klimat, w tej kompozycji nie męczył... Tak bardzo, bo i tak zasłodził. Lekki (bo osłabiony kakao) kwasek jogurtu podsycił rześką soczystość chałwy, acz tego rozgrzewania cukrem nie zabił. Deser ogólnie więc nie był ciężki, jednak przesłodzony na pewno.
Dość szybko rozpuszczająca się, krucho rozwarstwiająca się chałwa niby jakoś się odnalazła, ale z kolei twarde i aż kłujące włosowate włókna jakby ze szkła i jakby popuszczanie cukrowej wody już mi przeszkadzało. I to bardzo.
Wyszło spoko, choć nie zachwyciło. Do zjedzenia, ale... na dłuższą metę to za bardzo męczy. Założyłam, że dodam 40g, ale 32g wystarczyło.


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od dzikaczekolada.pl
cena: normalnie cena to 10 zł za 100 g
kaloryczność: 550,5 kcal / 100 g nie podana, choć z moich wyliczeń to będzie jakieś 544 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: sezam 55%, cukier, 45%, sok z cytryny

1 komentarz:

  1. Mam ochotę na chałwę po tym wpisie :D a skład szczerze mówiąc git

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.