wtorek, 24 października 2023

Orfeve Bejofo 75 % Noir de Noir / Extra Fine Madagascar ciemna z Madagaskaru

Jak wspomniałam przy Orfeve Bejofo 75 % Brut de Noir / Crispy Madagascar zdobyłam także wersję zrobioną według tradycyjnej receptury. Po tym, co czułam pod nieprzyjemnymi kryształkami cukru w przypadku wspomnianej, na tę degustację i całe porównanie bardzo się cieszyłam. Wprawdzie nie przeczuwałam najwyższej oceny, ale wiedziałam, że źle nie będzie. Co ciekawe, różniły się nie tylko tym, że w jednej zostawiono nierozpuszczone kryształki cukru, w drugiej nie. Czas konszowania przedstawianej dzisiaj jest o 10 godzin dłuższy (wynosi 72 godziny). Miały za to ten sam czas i temperaturę prażenia (52 minuty w 106 stopniach Celsjusza) oraz dojrzewania ziaren (min. 14 dni).

Orfeve Bejofo 75% Noir de Noir / Extra Fine Madagascar to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao trinitario z Madagaskaru, z regionu Diana, z doliny Sambirano, okolic miasta Ambanji, z plantacji Bejofo; należąca do linii tradycyjnej (czyli gładkich tabliczek).

Otworzywszy, trafiłam na jednoznaczny zapach czarnych porzeczek i wędzony, kojarzący się z drewnem - jakby wędzonym lub do wędzenia - oraz owocami. Na pewno czułam wędzone wiśnie, ale nie tylko. To też wiśnie i rabarbar duszone. Chyba nawet z sugestią alkoholu - wytrawnego czerwonego wina? Do tego odnotowałam trochę malin, czarną porzeczkę... W owocach czerwonych zaplątała się lekka pudrowość. Od niej jednak uwagę odciągało sporo soczystych i goryczkowatych pomarańczy i grejpfrutów. Je podkreśliły przyprawy, też nieco goryczkowate i kwaskawe. Pomyślałam o jakimś soczystym pieprzu, gałce muszkatołowej i kozieradce, ale też jakby korzenno-karmelowych ciastkach, z istotnym pieczono-palonym wątkiem.

Tabliczka wyglądała na kremową. W dotyku właśnie taka, i dość tłustawa, była. Podczas łamania gruba tafla wydawała z siebie średnio głośne, ale jakby pełne trzaski. Nie trzymała się linii podziału, kruszyła się. Mimo twardości, było w niej coś delikatnego.
W ustach rozpływała się miękko, w tempie umiarkowanym. Wydawała się nieco tłusto mleczna i z łatwością rzednąca. Popisała się gładką kremowością. Podniebienie pokryła lekką warstewką, a z czasem przybrała na soczystości.

W smaku przywitała mnie maślano-palona słodycz. Miała charakter łagodny, choć już startowała ze średniego, średnio-wysokiego poziomu.

Tuż za nią smagnęła soczysta kwaśność pomarańczy, której wtórował grejpfrut. Ten rozpoczął rozchodzenie się po ustach gorzkości, wypływając na wierzch kompozycji.

Gorzkość rosła i nabierała odwagi. Poczułam gorzką, wilgotną czarną ziemię, do której dołączyło drewno. Wyobraziłam sobie takie przeznaczone do wędzenia, a już spalone na popiół. Drewno owocowe? Z zamkniętą w nim soczystością. Pomyślałam o wędzonych wiśniach i wiśniowym drewnie.

Soczystość zaobfitowała w grejpfrutowo-cytrynowe tsunami. Cytrusy rozkręciły kwaśność, sok z cytryny zdawał się jeszcze bardziej nasączać ziemię. Rządziły się, że w pewnym momencie ziemia wydała się im aż ulegać.

Słodycz jednak nie zniknęła. Rozwijała się spokojnie i konsekwentnie na tyłach. Trochę rosła, lecz jej charakter stawał się coraz bardziej palono-karmelowy. Maślaności jednak nie wyzbyła się zupełnie... Była, jakby w oddali.

Pomarańcza w udany sposób mieszała owoce właśnie z  tą słodyczą. Dopowiadała jej też integralną goryczkę, co w końcu sprawiło, że karmel wydał mi się właśnie aż do goryczki palony.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa kwaśność rozwinęła się. Nie, że tak bardzo wzrosła w tym momencie, ale zrobiła się wielopłaszczyznowa, rosnąc nieznacznie. Do cytrusów dołączyło mnóstwo innych owoców: maliny, truskawki, trochę rabarbaru. Zadbały, by obok kwaśności nie zabrakło słodyczy. Niektóre z czerwonych owoców wydały mi się chwilami trochę pudrowe... A jednocześnie pieczono-duszone? Wciąż pobrzmiewały wiśnie... już jednak niekoniecznie wędzone.

Słodycz czerwonych owoców z czasem wyszła ciężej, cierpkość - głównie wiśni - zasugerowała odrobinę czerwonego wina, a po nim pomyślałam o ostrych kwiatach. Wszystko to było słodkie, aż nieco drapiące w gardle (głównie w przypadku większych kęsów czy dopiero po zjedzeniu większości tabliczki).

Gdy owoce czerwone zaprezentowały się ze wszystkich stron, pojawiła się czarna porzeczka. Jeszcze podkręciła cierpkość, a jednak i swoistą słodycz, eliminując lekką pudrowość. Przez pewien czas czarne porzeczki dominowały zupełnie.

Wówczas i gorzkość nasiliła się, a niejasne "ostre kwiaty" zmieniły się w przyprawy. Rześkie jednak i  świeże. Jakby cytrusowy pieprz? Gałka muszkatołowa, kozieradka..? Z racji słodyczy pomyślałam o mocno przypieczonych ciastkach korzenno-karmelowych.

Pod koniec znowu maślaność dała o sobie trochę znać. To na jej tle zarysowały się ostro-goryczkowate przyprawy. Przygłuszyły winne nuty.

Ziemia, jakby nasączona kwaśnym sokiem owoców czerwonych i cytrusów, to wykorzystała i kontrastowo wraz ze spalono-wędzonym, dymnym drewnem zamknęła kompozycję wraz z wręcz przydymionym karmelem.

Po zjedzeniu został posmak owoców - przede wszystkim grejpfruta i cytryny oraz czarnej porzeczki; nieco podduszony, podlany wytrawnym czerwonym winem splot czerwonych i kwaśniejszy rabarbar, a także sporo cierpko-gorzkiej ziemi i wręcz popiołu, w który zmieniło się drewno.

Czekolada bardzo mi smakowała, bo jej ziemistość, spalone drewno, wyrazisty grejpfrut i czarne porzeczki, wiśnie, a do tego przyjemne owoce takie jak rabarbar, maliny, truskawki z winnym echem wpisały się w mój gust, zapewniając gorzkość i soczystą kwaśność. Słodycz trafiona, choć obyłabym się bez pudrowych i nadto maślanych akcentów. Choć konsystencja, tak tłusto-mleczna, jak na ciemno nieco za szybko i za mało gęsto się rozpływająca, to nie mój ideał (za to odjęłam punkt, bo smakowo to może i na 9 wyciąga), to ogół uważam za znacznie lepszy od wersji z kryształkami, w której one po prostu wszystko psują.

Dzisiaj przedstawiana była bardzo podobna do Brut de Noir. To w zasadzie ta sama kompozycja złożona z czarnej ziemi, drewna i węgla, nasączonych mnóstwem owoców: grejpfrutem i pomarańczą oraz truskawkami, rabarbarem, malinami, truskawkami, a w końcu czarnymi porzeczkami. Goryczkowato-cierpkie przyprawy jeszcze bardziej podkreśliły soczystość. Czekolada była właśnie niewiarygodnie soczysta, mocno owocowa i kwaskawa, a jej gorzkości nie rozbijał cukier. Brut de Noir miała istotną nutę ciasta z cukrową kruszonką. A choć także dzisiaj opisywana była karmelowo słodka, wyszła znacznie mniej słodko.


ocena: 8/10
cena: 59 zł (za 70g; cena półkowa; ja dostałam zniżkę)
kaloryczność: 603 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełny surowy cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.