Nie lubię alkoholu, bardzo rzadko zdarza się, że coś tam wypiję. Dopuszczam tylko ciekawe smakowo rzeczy. W temacie mam więc znikomą wiedzę. Pod tę recenzję zrobiłam w internecie mały research. Opisywaną czekoladę zrobiono bowiem z ziaren kakao nasączonych piwem Imperial stout. Cóż to dokładnie za trunek? Ponoć bardzo ciemne i mocno palone piwo górnej fermentacji, wywodzące się z Anglii. Co więcej, zrobiono ją w ramach autorskiej technologii - ziarna kakao fermentowały podwójnie. Dzięki temu, że nasiąkały w tym piwie przed tym, jak je wysuszono, wciągnęły w siebie jego nuty, bez samego alkoholu.
Prime Chocolate Barrel-aged 70% Imperial Sout one year to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Hondurasu, nasączanego w piwie "imperial stout".
Po otwarciu poczułam wyraźnie palono-piwny zapach, za którym stała kwaśność lekko specyficznie piwna oraz cytrusowa - mieszanka cytryny i limonki, które nie zapomniały o swojej goryczkowatej skórce. Kompozycja była też znacząco słodka za sprawą miodu. Pomyślałam o jakimś oddającym zboże, ale niekoniecznie bardzo ciemnym... Właśnie i samo zboże, trawy z pewną rześkością też się pokazały. Na mocno słodowym, trochę migdałowym, gorzkawym tle. Nie brakowało soczyście-słodkich jeżyn i truskawek, które kontrastowo raz po raz wydały mi się aż pudrowe... I pasujące do ukwieconego pola, kwiatów pochowanych wśród zboża wpisanych w miód.
Tabliczka była twarda i już w dotyku zdradzała kremowość. Podczas łamania trzaskała średnio głośno, przy czym kojarzyła mi się z dźwiękiem przesypywanych kamyków.
W ustach rozpływała się w średnim tempie, acz raczej wolno niż szybko, niczym gęstawy i leciutko lepki budyń. Była mazista i maślano tłusta.
W smaku przywitał mnie karmel o średnim stopniu palenia. Charakterny i palony, ale jednocześnie głównie słodki. Obok pojawiły się kwiaty, słodkie w rześki sposób.
Dosłownie w kolejnej sekundzie przemknęło piwo, a dokładniej kwaskawa pianka na gorzkawym piwie niemal czarnego koloru.
Pojawiło się też spienione mleko, dodane do kawy. To już było naprawdę mnóstwo pianki rozmaitej.
Za którą przewinęły się kwaskawo-cierpkie owoce. Na pewno jeżyny, może... czarny bez? Z motywem kwiatów czarnego bzu, rozchodzących się od mniej jednoznacznych kwiatów z samego początku. Pomyślałam też o słodszych truskawkach, acz wszystkie one po chwili jakby nieco ukryły się w gorzkiej paloności.
Owocową kwaśność i gorzkość hamowała i wygładzała jakby bazowa maślaność i mleczność. Może też sugestia migdałów? Te akcenty w końcu zaobfitowały w bardzo wyrazisty obraz cappuccino.
Palona nuta rozbrzmiała, gdyż i piwo zdecydowało się na wyrazistszy występ. Ewidentnie poczułam mocne, ciemne piwo o wyraźnej gorzkości słodu. Słód, zboże... było palone i wszechobecne. Aż zaskakująco jednoznaczne ciemne piwo podkreślił akcent kawy. Mlecznej, ale wyraźnie palonej, wciąż gorzkiej. Takiej, do której dla osłody podano jakieś mleczne karmelki?
W tym czasie, odkąd tylko pojawiły się kwiaty na prawie samym początku, słodycz błądziła od kwiatowej po miodową. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przepłynął kwiatowy miód, a potem miód oddający... ukwiecone pole, kwiaty w zbożu. Z racji goryczki pomyślałam o miodzie gryczanym, jednak z kolei rześkość dopowiadała miód rzepakowy. Wciąż obecne kwiaty mieszały się z miodami, jeszcze bardziej to komplikując... W pozytywnym jednak sensie.
Niejednoznaczna słodycz epizodycznie przypominała sobie o jeżynach i truskawkach, niby kwaskawych, ale chwilami jednocześnie też słodkich aż pudrowo. To chyba kontrast tak podziałał.
Samo piwo bowiem upierało się przy subtelnej kwaśności. Nie była to jednak zwyczajnie piwna kwaśność. Ta była bardzo piwnie soczysta, mieszająca się z limonką i cytryną. Te tchnęły jeszcze więcej soczystości i w goryczce soczystość nakręciły. Mimo konkretniejszych, gorzkich nut, przełożyły się na lekki wydźwięk.
Lekki charakter podchwyciło też zboże, pole... Nie był to tylko słód, a cała sceneria zboża w słońcu oraz migdały w skórkach. Pewne ciepło zaznaczyło się na języku. Wiązało się z piwnym efektem, jakby pewnym szczypaniem, ale też słodyczą. Oto karmel powrócił. Słodycz zrobiła się bardziej jednoznaczna. Mógł to być średnio mocno palony karmel zrobiony z miodu - bo i w nim trwała pewna rześkość, ale... odnotowałam też jakby mleczne karmelki. Zjedzone po kawie? Aż, wraz z piwnym rozgrzewaniem, odrobinę zaznaczyły się w gardle.
Po zjedzeniu został posmak soczyście-gorzkiego piwa, z kwaskiem podkreślonym cytrusowym echem i goryczką, podkręconego paloną nutą. Było tak jednoznaczne, jakbym wypiła piwo smakujące czekoladowo-kawowo, z owocowym echem, nie zaś zjadła piwną czekoladę. Czułam też sam słód, a także maślaność i lekki, acz ciepły karmel. Jakby też rozgrzanie gardła piwem i słodyczą?
Ogół przypadł mi do gustu i jestem pod wrażeniem aż takiej jednoznaczności w kwestii ciemnego piwa. Czuć je bardzo wyraźnie, na szczęście bez alkoholowego uderzenia, które mogłoby przygłuszyć nuty samej czekolady. Jeżyny, bez, truskawki i trochę cytrusów nie sprawiły jednak, że czekolada była bardzo owocowa. Ona była bardzo rześko-soczysta, ale nie tylko owocowo. Kwiaty, pola, zboże - wszystko to na świeżym powietrzu - mieszało się ze słodkim, niedrapiącym miodem. Charakterny słód, karmel i paloność zapewniły harmonię. Całość była znacząco słodka, dla mnie trochę za słodka, choć jeszcze nie tak klarownie przesłodzona, bo i odpowiednio gorzka. Bardziej gorzko-piwna, niż tak mocno kakaowa, ale w przypadku takiej czekolady to zaleta. Miało być piwo? I było, bez alkoholu w składzie. Doceniam więc wykonanie (mimo że ja wolę czekolady bez udziwnień takich jak nasączanie ziaren). Przy takim smaku - rześkim i ciemno piwnym - maślana konsystencja w moim odczuciu mogłaby być właśnie mniej maślana.
Od razu przypomniały mi się nieco bardziej piwne Beskidy: IPA i APA. One zawierały olejki i miały tyle nut, że aż trudno wszystko połapać. Prime zrobiło czekoladę bardziej jednoznaczną i spokojniejszą, w której oprócz piwa, czekoladowości również zostało mnóstwo, co mnie bardziej przekonało. To, że raczyła takim "czekoladowym ciemnym piwem" wręcz mnie zachwycało, bo nie jestem wielką fanką piwa ogółem (stąd takie bardzo czekoladowe bardziej cieszy). Jednak mam i tak mam zastrzeżenia. Malutkie, ale jednak. Każda z tych piwnych czekolad jest zupełnie inna.
Co ciekawe, wydaje mi się, że bardzo wyraźnie czuć też nuty samego honduraskiego kakao, np. kawę, pewne ciepło, cytrusy, które przypomniały mi pyszną Duffy's Honduras Indio Rojo 72 %.
ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od producenta Prime (cocoa.by)
cena: ja dostałam, ale ich cena to 12€, czyli ok. 54 zł za 70g
kaloryczność: 563,3 kcal / 100 g
kaloryczność: 563,3 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie, ale mogłabym znowu taką dostać
Skład: ziarna kakao, nierafinowany cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.