Alkoholu piję niewiele, ale dobry bardzo lubię. W zasadzie, zdanie powinnam napisać inaczej: Lubię dobry alkohol, więc piję niewiele. O! Chociaż... Może nie do końca? Czasem po prostu na dobry mnie nachodzi, o. Powiedzmy. Czekolady z alkoholem jednak kiedyś lubiłam bardziej niż teraz, bo obecnie za bardzo cenię sobie smak czystej czekolady i alkohol za bardzo mi ją zagłusza. Czasem jednak te propozycje "inne" właśnie mnie ciekawią. A to z ziaren leżakujących w beczkach po bourbonie (Fruition Chocolate Hudson Bourbon Dark Milk 61%), a to z ziaren aromatyzowanych (Raaka 82% Bourbon Cask Aged Unroasted), a to z nasączonymi (Chocolate Tree 70 % Dark Whisky Nibs) a to piwne (nadziewane Zottery: Yacon Beer & Whisky, Strong Beer; Vosges Smoke & Stout Caramel czy "czysta" Naive Imperial Stout Noble Beer). I nawet z takim piwem sprawa jest złożona! W czekoladach występuje rzadko, a ja rzadko je pijam. Jak już jednak, to gustuję w ciemnych i o ciekawych nutach. American Pale Ale (APA) to jasne piwa, często ponoć rześkie, a więc nie w moim typie. Czekolada z takim jednak by mnie trochę ciekawiła... Nie tak jednak, jak czekolada stylizowana na takie w wykonaniu uwielbianej marki! O tak, wiedząc, jak Beskid potrafi dobrać odpowiednie ziarna i dodatek, jak to zgrać, by czekolada bez herbaty smakowała jak prawdziwy earl grey (Earl Grey Ecuador National Arriba Flavoured 75 %)... piwna seria od nich bardzo mnie intrygowała. Nawiązuje ona do różnych styli piwa, w tym wypadku do American Pale Ale (APA). Z tego, co wiem, to ich pierwsza z tej linii, miło więc, że i ja po nią jako po pierwszą sięgam (acz to przypadek).
Beskid Bean-to-Bar Chocolate Beer Time APA Sao Tome with Hops 75 % Dark to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Sao Tome z olejkami z chmieli Azacca, El Dorado, Cascade, Chinook; stylizowana na piwo APA.
Gdy tylko otworzyłam, poczułam wyrazisty zapach ziemi i przesiąkniętego orzechami torfu... torfowego nibsowego słodu? Wydał mi się pieprzny, ale bardziej gorzki niż ostry. Zawinął się w tym lekki, metaliczny orzech oraz kwasek. Pierwsze mignęły cytrusy, potem kwaskawe jabłko i średnio dojrzała gruszka, które wprowadziły słodycz. Nuty te wydały mi się lekko podbuzowane. Oczami wyobraźni patrzyłam na piwo w szklance, stojącej na drewnianym blacie. Nie wiem dlaczego, ale w wizji tej szkło miało wielkie znaczenie. Chwilami kwasek / podbuzowanie przywodziły na myśl jakieś... owoce / warzywa marynowane.
Twarda tabliczka trzaskała głośno, aż miło.
W ustach rozpływała się łatwo i gładko, podtrzymując twardość i zwartość. Robiła to powoli, a dopiero z czasem przyspieszając. Z esencjonalnego, tłustawego kawałka zachowującego kształt odchodziły smugi, a z czasem smugo-fale jakby gęstych soków owocowych. Chwilami wydała mi się leciutko oleista jak cięższe piwo (ale z sokiem owocowym?).
Od początku czułam smak "kwasku wskakującego w orzecha". Otóż w chwili odgryzania kawałka / umieszczania w ustach uderzył lekki, soczysty kwasek, by następnie nagle wsiąknąć w orzechy. Orzechy wydały mi się więc podkwaszone, a jednocześnie... niekwaśne, a orzechowe. Dziwna to była para, po chwili rozstała się, choć pewną roślinną kwaśność czułam jeszcze długo.
Kwaśność popłynęła jako cytrusy, w których wzbierała ogólnie owocowa słodycz. Drogę przecięła cytryna, którą później zatopiły dojrzałe pomarańcze z goryczkowatym akcentem (czyżby zahaczyły o grejpfruty?). Słodkie pomarańcze po paru chwilach mieszały się z jabłkami. Soczystymi, słodkimi, ale.. też przerobionymi na dżemo-kompoty? W szklanych słoikach?
Równocześnie orzechy poznały się z drzewami. Choć najpierw myślałam, że wśród orzechowego miksu przewodzą laskowe, potem straciłam pewność. Może było tam też sporo ziemnych... dosłownie z ziemistą nutą? Pekany? Mieszały się z ziemią, dodając jej odrobinkę naturalnej słodyczy. Ta bardzo szybko dodała pikanterię, w której wyłapałam czarny pieprz. Tu odnalazła się roślinna kwaśność i roślinna goryczka - do głowy przyszły mi... owocowe i warzywne pikle? Marynowane... warzywa? Słodkawo-kwaskawo-ostrawa japońska rzepa oshinko? Kojarzyło się to z... alkoholem.
Owoce wciąż zalewały usta. Czułam sporo egzotycznej kwaśności trudnej do określenia mieszanki, jakby dodatkowo nieco stopowanej goryczką. Chwilami myślałam o pomelo, imbirze...? Na pewno o roślinach żółtych. Na zasadzie kontrastu, gdy tylko mignęła jakaś goryczka, owoce przybierały na owocowej soczystości. Wyraźnie poczułam zielone, kwaskawe jabłuszka, a następnie kontrastowo do nich słodkie gruszki. Przejęły słodko-kompotowy motyw od jabłek, dzięki temu jabłka miały lepszą możliwość połączenia się z cytrusami i egzotyką jako kwaśność.
W drugiej połowie rozpływania się kęsa soczyście-kwaskawe owoce trafiły na orzechy i kompozycja częściowo złagodniała. Dłuższą chwilę myślałam o kefirze, jego podbuzowaniu... by następnie oczami wyobraźni zobaczyć wysoooką, białą piankę na jasnym piwie. Jak nic czułam piwo, sugestywną alkoholowość - jakby było w tej czekoladzie! W szklance koniecznie. Tymczasem, wydało mi się, że sama baza łagodnieje do aż maślanego punktu, wciąż z kwaskawo nabiałowym echem. Roślinne, charakterne nuty zrobiły ukłon w stronę kwiatów.
Po piwie rozlało się więcej cytryny z imbirem / marynowanymi tworami, która szczypnęła, a potem uchyliła się. Poczułam szczypanie w język, jakby... Lukrecji? Soczystego marynowanego imbiru? Słodycz i rześkość znalazły tu upust. Ostrość też dała o sobie znać i zrobiło się korzennie.
Ostrość i korzeń lukrecji podkręcały ziemiste nuty. Ziemia, czarny torf wyraźnie mieszały się z nutą słodu i jakby... roślinnej goryczki? Goryczek w tym splocie przewijało się wiele, różnych. Gorzkość ogólna była znacząca i choć nie dominująca w kompozycji, to jednak wyraźna. Na tyle, by poczuć, że nie wszystkie goryczki pochodzą od kakao. Nagle na przód w tej strefie wyszedł czarny pieprz. Świeżo zmielony pieprz. Piwny motyw znów się pojawił, ale już bardziej jako piwna esencja, nie pianka. Niejednoznaczny, ale jednak. Wyłonił się na płaszczyźnie drewna, drewnianych blatów, drzew i słodu, orzechów, które z natury miały w sobie coś łagodzącego, słodkawego... Tutaj też jakby kwiatowego. Po lukrecjowo-pieprznym występie orzechy znów wydały mi się lekko metaliczne i jakby się zawstydziły. Schowały się w drewnie, nabiałowej nutce i... skojarzeniu z piwem.
Pod koniec drewno i nabiał, z dopływającymi do nich kwaśnymi nutami owoców (cytrusów, gruszek i jabłek) przypomniały o podbuzowaniu, idącym w parze ze szczypaniem przypraw w język. Pomyślałam o skwaśniałym mleku... To wspomnienie piwnej pianki? Resztka piwa - odgazowanego już - na dnie szklanki? Pusta szklanka z ostatkiem pianki zsuwającej się po ściankach, maślaność z roślinnymi goryczką i kwaskiem... Jakby wyciszały się.
Po zjedzeniu został posmak łagodny.. właśnie jak orzechów z drewnem, nasączonych cytrusami i doprawionych niby tam bonusową goryczą, pieprzem i lukrecjo-anyżem, ale dosłownie otulony... motywami niejednoznacznymi. Piwna pianka, rześkość - były wyraźnie wyczuwalne, owoce... nie jako konkrety, ale ich soczystość i słodycz owszem. Trochę rzeczywiście jak po łagodnym, jasnym piwie.
Tabliczka w tym wszystkim wyszła bardzo wyważona i sugestywna, a co za tym idzie, ciekawa. Nie wydała mi się jednak bardzo głęboka. Z piwem się kojarzyła; czułam w niej też ogrom orzechów, torfów, drzew i owoców (cytrusy, jabłka), nabiału... wszystko to jednak miało element... chyba chmielu: jakby nasączony piwem i metalicznością. Ostrość pieprzu też wyszła jak dodatek. Bardzo mi smakowała, acz doszukałam się w niej drobiazgów, które mogłyby wyjść inaczej.
W zasadzie mało słodka, ale i nie mocno gorzka. Raczej goryczowato-kwaśna, soczysta.
(Z tego, co wyczytałam, chmiele smakują kolejno: Azacca intensywnie tropikalnie, cytrusowo, dojrzałym mango, gruszkami, jabłkami, igłami sosnowymi; El Dorado owocami tropikalnymi, arbuzem, gruszką; Cascade goryczkowato, cytrusowo, kwiatowo i niemal korzennie; Chinook goryczkowato, żywiczno-ziołowo cytrusowo-grejpfrutowo.)
Określiłabym to jako inwazję chmieli na Beskid Sao Tome 70 %. Podlinkowana była znacznie słodsza i gorzkawo-korzenna w sposób czysto czekoladowy (np. kawowa; acz ciekawe, że ponownie poczułam niecodzienne nuty, m.in. oshinko, pomelo). W dzisiaj opisywanej czuć piwo i chmiele (a właściwie chmiele wywołały skojarzenie z piwem) i... wydaje mi się, że jeszcze klarowniej dlatego, że dobrali doskonałe ziarna kakao do APA. Lubię gorzkość i ta tu była ciekawa, acz w czekoladzie... wydała mi się właśnie dziwnie nieczekoladowa, więc świetna jako ciekawostka, acz nie czuję potrzeby powrotu do niej (do czystej Sao Tome natomiast chciałabym!). Bardzo dużo się w niej działo (a jednocześnie nie miałam wrażenia pozytywnego tonięcia w czekoladowej głębi).
ocena: 9/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 17,90 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: 584 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy nierafinowany, olejek chmielowy (Azacca, El Dorado, Cascade, Chinook)
Imbir, lukrecja, marynowańce, duża dawka cytrusów, pieprz (na dodatek świeżo zmielony), anyż - za dużo nut mrożących mi krew w żyłach, żebym miała z degustacji przyjemność. Z drugiej strony - jak zwykle - żadnej bym nie wyczuła, więc jest nadzieja. Zawartość kakao fajna, a słody piwne obiecujące coś nowego, nietypowego. Pewnie bym się skusiła przy ochocie na czekoladę.
OdpowiedzUsuńNarzekasz na marynowanie? Myślałam, że lubisz oshinko. Mrozi Ci krew w żyłach jak imbir?
UsuńSkąd ta pewność? Patrz, że chmiele też wpływają na czekoladę, więc te nuty nie są tylko jej (a raczej nie wyczuwasz nut kakao, co ja; dodatki przecież czujesz).