Lubię poznawać czekolady z innych krajów, nawet jeśli nie są to naprawdę dobre plantacyjne. Po prostu ciekawi mnie też, co takiego zwyklejszego mają do zaoferowania firmy zza granicy. O słodyczach z Rosji latami od Mamy wiele się nasłuchałam, że są niesmaczne. Z doświadczenia wiem, że... rzeczywiście słodycze ze Wschodu raczej mi nie pasują (a jednak dobrze pamiętałam pyszną Prime 70 % Tocache). Mimo to, gdy tylko nadarzyła się okazja odkupienia od kogoś tajemniczej tabliczki z Rosji, nie zastanawiałam się nawet chwili. Potem trochę zajęło mi rozszyfrowanie, co właściwie mam, ale... udało się! Otóż to marka, której nazwa w tłumaczeniu to Czerwony Październik, założona w 1878 przez... Niemca. Tylko że w 1917 po Rewolucji Październikowej nazwę zmienili (co mnie nie dziwi). Gdy o czekolady chodzi, najbardziej ich znanym produktem są chyba mleczne Aljonki, których to nigdy nie jadłam (ale słyszałam, że są dobre).
Krasny Oktyabr 80 % Kakao Shokolad Gorkiy to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao.
Motywem przewodnim zapachu była polewa kakaowa, przy czym jeszcze wcale nie miała negatywnego wydźwięku. Zahaczyła o budżetowość i margarynę, ale wydała się całkiem niezłą polewą, z którą po chwili niemal zrównał się zapach masy makowej z łazankami lub... makowca sowicie naładowanego makiem z bakaliami. Wypieczona aż do ciemnego koloru, drożdżowa skórka przejawiała gorzkość, pewną duszność... Częściowo musiała pokrywać ją ta polewa kakaowa, bo ich goryczki splatały się ze sobą. Także z budżetowością, ciężkością, z których z czasem wyłoniła się nutka waniliny (albo... nieco mniej ordynarnego od niej olejku waniliowego?). W trakcie degustacji zapach masy makowej dominował, a ja doszukałam się w niej... nuty m.in. śliwek suszonych? Śliwowicy? To wnosiło pewną alkoholowość i podkreślało słodycz. Ta może nie była bardzo wysoka, ale wyszła tanio, cukrowo i ciężkawo.
Ciemna tabliczka przy łamaniu wydawała ładne trzaski, była przeciętnie twarda, acz coś mi nie grało w dotyku. Sprawiała wrażenie polewowo-kruchej i tłustej jednocześnie.
W ustach okazała się aksamitna i początkowo gładka, prędko mięknąca w margarynowo-gibki sposób. Rozpuszczała się w umiarkowanym tempie, gęstawo zalepiając. W swej wysokiej tłustości zawarła element ulepkowaty, polewowo-tłuszczowy, jak i zawiesinowy, ale jeszcze do przyjęcia. Jakby tak... próbowała przybrać formę porządnego gęstego kremu, ale jej nie szło. Pod koniec robiła się pylista, co tonowało poczucie tłustości. Gdy po zniknięciu kęsa raz i drugi zacisnęłam szczękę, czułam / słyszałam pyliste trzeszczenie. Cała ta miękkość zupełnie nie pasowała mi do ciemnej czekolady - kojarzyła się z gęstymi mlecznymi / śmietankowymi.
W smaku już od umieszczenia kawałka w ustach czułam słodycz cukru. Błysnęła mocno, zaszarżowała... po czym uspokoiła się i osiadła w ciastowo-drożdżowym motywie.
Spokojniejsza już słodycz o cukrowym pochodzeniu wydała się łagodnieć gdy chodzi o moc, ale wcale nie na wydźwięk. Skojarzyła mi się z lukrem, acz raczej jego pojedynczymi zawijasami - wyobraziłam sobie makowca dekorowanego lukrem i polewą kakaową. Masa makowa z jego wnętrza też była słodka, ale też wyraźnie goryczkowata i... niewiarygodnie jednoznacznie makowa. Lepkość lukru i słodzidła z masy też dosłownie czułam, jakbym to-to jadła! Zadrapały w gardle do pary z cukrowością polewy kakaowej, która skłaniała się ku nieco alkoholowemu klimatowi.
Smak polewy kakaowej mignął lekką cierpkością. Umocniła się po chwili, mieszając się gorzkawością drożdżowych płatów-skór makowca. Musiały być mocno wypieczone, aż lekko suchawe i ciemnawe.
Drożdżowy makowiec to jednak także jaśniejsze wnętrze. Mniej więcej w połowie rozpływania się kawałka, czekolada wydała mi się bardzo łagodna bazowo: ciastowa i maślana. Poczułam śmietankę, że w zasadzie dałabym się nabrać, iż to cukrowa czekolada śmietankowa. Raz i drugi wyłapałam jednak też nieprzyjemną, sztuczną nutę olejku waniliowo-plastikowego. Do tego wrócił motyw polewy kakaowej, tym razem rodem z pierników. Pierniki z czekoladową polewą podchwyciły i gorzkawość, i cukrowość.
W cukrowości i z goryczką wróciła masa makowa. Zasładzała i upuszczała trochę bakalii, wśród których wyłapałam słodkie, suszone śliwki kalifornijskie. Likierowość zasugerowała nieśmiało jakiś mocny, cukrowy alkohol śliwkowy (brandy?), może kawę z takowym wlewem. Kawa... zrobiona na palonych, gorzkawych ziarnach, może ze śmietanką czy spienionym mlekiem i cukrowa... jakieś cappuccino zaserwowane do maku? To też nuta "o smaku cappuccino", wzbogacona o budżetowość i sztuczną wanilinę. Drapały w gardle w sposób jeszcze niemocny, ale już trochę denerwujący.
Pod koniec masa makowa splotła się z cukrową polewą kakaową i cukrową kawą, siląc się nawet na wyrazistszą goryczkę i cierpkość. Wydały mi się nieco kwaskawe, jakby... kwasek ten płynął też z makowca ogółem... jakby był to makowiec-gotowiec? Z nieprzyjemnym, tłuszczowym posmakiem. Ten na koniec już w ogóle się umocnił, podkreślony toporną słodyczą cukru, znów z sugestią plastikowej wanilii.
Po zjedzeniu został tani, polewowy posmak jakby margaryny, prostego kakao i olejku waniliowego (nie prawdziwej wanilii!), a więc splot cierpkości różnorakich (trochę ściągających?) i przesłodzenie (także jako pieczenie w gardle). Czułam też nutkę makowca i lukru, co było ciekawe i uprzyjemniające tandetę reszty. Plątała się w tym drożdżowość i olejkowa nuta.
Całość wyszła tanio, niezachwycająco, ale nie dość, że zjadliwie, to jeszcze w miarę ciekawie. Nie była to po prostu przesłodzona polewa, a nawet ok polewa o ciekawej nucie masy makowej, makowca itd. Dziwi mnie też wyłapywana chwilami nuta margaryny - wszak czekolada jej nie zawiera (obstawiam aromat waniliowy). W życiu bym jednak nie zgadła 80 % kakao - w 70 % bym nawet wątpiła, i to po zsumowaniu miazgi, tłuszczu i odtłuszczonego. Bo też mimo, że w składzie nie widnieje, obstawiam, że "miazga" to właśnie ziarna i w dużej mierze tłuszcz.
Wyszła trochę jak mieszanka Miiau Czarnej Black Zabuye 83 %, Wedla Mocno Gorzkiego i Eti 70 %; długo zastanawiałam się, co jej przyznać. Gdyby miała 70 % za wyrazistą nutę maku przyznałabym bez wahania 7, ale jak na 80 % przy tej cenie była zdecydowanie za słodka i za miękka. Mając ochotę na 80 %, patrząc na ceny... nie wiem, czy nie kupiłabym Wedla.
ocena: 6,5/10
kupiłam: Allegro
cena: 9,92 zł (za 80g)
kaloryczność: 550 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
kupiłam: Allegro
cena: 9,92 zł (za 80g)
kaloryczność: 550 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna sojowa, aromat waniliowy
Trafiłaś z postem. Wczoraj byłam u taty i dostałam dwa słodycze z wyjazdu, przy czym nie do Rosji. Jeden da się kupić także u nas (czekoladę), ale drugi jest unikalny (na dodatek z turronem, mmm). Ta Twoja tabliczka wydaje mi się typową czekoladą z marketu. Trochę śmierdzi, trochę straszy konsystencją, smakuje ok dla przeciętnego zakupowicza. Mnie się podobają wspominki Wedla (choć wolałabym wersję 64%) i ETi.
OdpowiedzUsuńCoś z turronem - z chęcią poczytam. Jestem ciekawa, do czego ten twór może pasować/nie pasować (mam nadzieję, że to pierwsze, by mógł Ci smakować należycie). Czekolady, skoro dostępna i u nas, nie zazdroszczę (chyba), więc nie bój się, że zakradnę się w celu kradzieży.
UsuńTaak, raczej taka typowa. To zabawne, że z całej gamy ciemnych Wedli preferujesz akurat 64%. Toż to musi być zasładzacz (jadłam jakiś rok temu 50% z dodatkami i czystego za nic bym nie chciała). Tego 64% pewnie gdyby dostała, z ciekawości bym spróbowała, ale w żadnym innym wypadku.