Po trzech (mleczna, ciemna malinowa, ciemna z bzem) czekoladach tej marki, w których były elementy po prostu odpychające i męczące mnie w zasadzie wiedziałam, że ostatnia nabyta lepsza nie będzie. Kupiłam ją trochę bez przekonania, z myślą, że "pewnie raczej dla Mamy", ale zależało mi na pięknym opakowaniu (a Mama i tak codziennie coś słodkiego je) i... wspominając pysznego Zottera White Chocolate with Strawberries. Dopiero jednak w domu dotarło do mnie, że podlinkowana robiła o tyle większe wrażenie, że zachwycała niecodziennym doprawieniem białej czekolady i truskawek - kto by pomyślał, że cynamon tak zacnie to ukoronuje? A co do dzisiaj przedstawianej - byłam już choćby ciekawa, czy i ta będzie tak niespójna i rozwalająca się, gdy chodzi o konsystencję, czy np. całkowicie zmięknie i będzie to degustacja w miarę czysta. Niestety jednak doszło do tego, że w końcu o ostatnim posiadanym wariancie nawet nie chciało mi się myśleć. Zwłaszcza, że przy Kaufland Classic Schokolade Weisse Kokos Flakes upewniłam się, że białe już za nic nie są dla mnie, a po Magnum Double Chocolate & Strawberry Tub zniechęciłam się na dłuższy czas do wątpliwych truskawkowych rzeczy. Niemniej, opakowanie chciałam wciąż (zbieram tylko tych, których choć spróbowałam sama) i... ciekawiło mnie, czy nawet ta będzie tak straszliwie niespójna (bo jednak biała sugeruje miękkość?). Zdecydowałam się więc na formę niecodzienną, a więc nie tyle moją recenzję, co wpis informacyjny, że coś takiego jest - krótki opis na podstawie zerknięcia, co to za dziwo i opinia Mamy.
Sama dosłownie odrobinkę spróbowałam, odkrajając nożem, bo już zapach nie był dla mnie. Wszystko wskazywało na to, że to czekolada, z którą w żaden sposób obcować nie chcę i wiedząc, jak to wyjdzie, czym naprawdę jest (co to Triple Sec, występujące w składzie, ale nie w tytule / opisie czekolady, dowiedziałam się dopiero po otwarciu; to słodko-gorzkie likiery pomarańczowe zawierające 40% alkoholu) za nic w świecie bym jej nie kupiła (nawet dla opakowania).
Stühmer Csokolade Epres krémmel töltött fehércsokoládé to biała czekolada o zawartości 28,3% tłuszczu kakaowego w 35 % nadziewana kremem truskawkowym z likierem cytrusowym Triple sec.
Przywitał mnie zapach mocno maślany, ciężki, ale białoczekoladowy i nie straszliwie cukrowy. Wyraźnie czuć słodko-przecierową, naturalną truskawkę i nutkę alkoholu.
Tabliczka już w dotyku okazała się tłusto-pylista, konkretna i lepkawo-miękkawa. Jednocześnie nie mogłam odpędzić wrażenia, że jest jakaś... licha, że zaraz się rozłamie czy coś. Gruba warstwa skrywała skąpą ilość gęstego, lekko ciągnącego i "grzecznego" (nielepiącego się, przystępnego) nadzienia.
Czekolada rozpływała się powoli, bo była gęsto maślana i proszkowa, pełna, ciężka. Nadzienie zaś mięciutkie, szybko się wyciskało i soczyście znikało. Najspójniejsza ze wszystkich tabliczek z serii, ale jednocześnie i tak wydała mi się niespójna. Duużo ciężkiej czekolady i delikatniusie nadzienie nie współgrały.
Nadzienie zaś naturalne, wyraźnie truskawkowe i oprócz tego, że bardzo słodkie, to kwaśne. I była to kwaśność truskawkowo-cytrusowa, mocno podbita kwaśno-goryczowatym alkoholem / likierem. Powiedziałabym, że cytrusowym. Oczywiście razem jakoś to tam gra, bo słodycz czekolady równoważy kwasowość, ale... nie do końca. Efekt był taki, że czekolada uderzyła sobą, nadzienie w sekundę-dwie przeszyło kwasowością, gdy się spod niej wycisnęło i zniknęło, a potem zostawała ciężko-słodka czekolada. Kontrast źle tu wyszedł. Oki, piszę to na podstawie odrobinki, więc to mogłoby nic nie znaczyć, ale... ekhem. W zasadzie chciałam się tylko upewnić, że na pewno nie chcę nawet próbować i jeszcze na tym etapie (zdjęcia robiłam bez przekonania, właściwie za namową Mamy: "a jak jednak ci posmakuje?") nie byłam pewna, czy cokolwiek o niej napiszę. Obstawiam, że jak już, to raczej jakieś "informacyjne, że taka tabliczka istnieje" PS pod np. malinową.
Całość poszła do Mamy, i pozwolę sobie dodać, co ona sądzi
Mama... podzieliła moje zdanie i wyszło to, gdy przedstawiła mi zrobione notatki, jeszcze zanim ja cokolwiek zdążyłam powiedzieć (!).
Otóż najpierw zjadła dwa paski i jej smakowała, potem próbowała drugie podejście zrobić i już nie. Stwierdziła, że sama biała czekolada dobra, i samo nadzienie dobre, ale osobno. Razem bowiem: "już dziwnie, już mniej, niefajnie tak". Białą podsumowała jako "zwykłą, dobrą białą, nie ma co jej zarzucić", nadzienie opisała: "Truskawek to ja tam nie czułam. Prawie albo chyba zupełnie wcale. Za to cytrusową kwaśność tak, ogólnie cytrusową. Wyraziste, osobno smakowało dobrze. Tak jak i czekolada osobno dobrze, ale razem jakoś nie pasowały. Jadłam sobie, jadłam i potem każdorazowo nagle wychodziła dziwna gorycz z nadzienia. Jakby od tych cytrusów tak kwaśno-gorzko się robiło.".
Za drugim razem już jej to nie chwyciło, bo "to już nudzić zaczęło" i postanowiła wepchnąć dla ojca do kawy.
Według ojca dobra czekolada to po prostu słodka, a on pogryzie prawie każdą. I co on sądzi? Migał się i migał; tej zjadł tylko kostkę - jak widać też mu nie podeszła.
Pozostawiam bez oceny, ponieważ zjadłam za mało (nawet nie pół kostki, więc w sumie prawie nic). Po prostu nie mam ochoty takiego czegoś jeść, ale... przynajmniej sprawdziłam, jak ze spójnością itp. Może i jakoś przemyślana, ale cytrusowo-alkoholowo przerysowana. I po co? Ciężka, czym mnie trochę zaskoczyła. Niby wszystko dobrze, a wyszło źle. Uważam więc, że taki wpis może się przydać. Jako coś informacyjnie-ostrzegawczego? Kupić czy nie - warto uzależnić od tego, na co ma się ochotę, czym to ma być, a czym realnie jest. Gdyby napisali, że to biała z alkoholowo-cytrusowym nadzieniem - nie byłabym aż tak kąśliwa, ale jednak "biała z nadzieniem truskawkowym"? Ludzie...
Mama nieśmiało pokusiła się, biorąc pod uwagę cenę, skład i tytuł, o wystawienie niepewnego 5/10 "ze znakiem zapytania". Być może i się zgadzam, ale... czekolada jednocześnie była zrobiona z lepszych niż przeciętnie części, a jednocześnie była zła i niezjadliwa. Jak dla mnie producent, nazywając ją białą z nadzieniem truskawkowym, wiele zataił, bo morderczy cytrusowy alkohol grał właściwie pierwsze skrzypce. A przecież nadziewaną białą każdy może chcieć kupić: i dorosły, i dziecko (!). Kupując białą truskawkową raczej nikt nie liczy na kwaśno-gorzkie, alkoholowe nadzienie cytrusowe. Nie każdy dokładnie wczytuje się w skład. A nawet ja, czytająca składy w sklepie, nie wiedząc, co to Triple Sec, kupiłam. Nie każdy więc będzie szukał w internecie na telefonie w sklepie.
No i kwestia niespójności...
Bardzo personalnie to w moich oczach 0, bo za nic bym jej nie chciała jeść. A jednocześnie takiej oceny nie wystawię, bo... częściowo była, czym miała być (wszak skład nie kłamał, a oddzielnie każda część jakoś tam smakowała, czym miała). Częściowo. Strasznie dziwna tabliczka.
ocena: -
kupiłam: Aldi
cena: 8,99 zł
kaloryczność: 517 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: 82 % biała czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy), 8% koncentrat truskawkowy, woda, cukier, masło, 0,7% likier Triple Sec (cukier, spirytus, woda, aromat, kwas: kwas cytrynowy), tłuszcz kakaowy, substancja konserwująca: sorbinian potasu
Nie podoba mi się wariant smakowy, więc nie byłabym zainteresowana zakupem. Szata graficzna... cóż :D Gęsta, pełna i ciężka to określenia pozytywne dla rozpływającej się czekolady, ofc w moim mniemaniu. Pylista - nie. Wysoka słodycz zdecydowanie na minus. Kwaśność... hmm, różnie z nią bywa. Raczej na nie, ale są wyjątki. To przykre, że dwa z osobna fajne elementy zostały zszyte niepotrzebnie i na szkodę sobie nawzajem.
OdpowiedzUsuńHa! Więc jednak Ci się szata nie podoba, pamiętałam!
Usuń"Napchajmy, co się da, może coś z tego wyjdzie!"... No cóż... Coś wyszło na pewno. I powinno się ze wstydu schować.