środa, 3 listopada 2021

Zotter Erdnuss G.Nuss / Peanut Whole Nuts ciemna mleczna 60 % nadziewana nugatem z fistaszków z solą i orzeszkami

Ostatnimi czasy jakoś niezbyt mi po drodze z czekoladami z dodatkami, z czekoladami nadziewanymi... I nawet nie umiem powiedzieć, które są bardziej moje. Na pytanie: "które wolę?" jak nic pasuje tu "to zależy" - od baardzo wielu czynników. Nadziewana z dodatkami i w dodatku z nugatem wydaje się połączeniem, w którym obecnie co prawda mogłoby mi być wszystkiego za dużo, a za mało czekolady, ale z drugiej strony... jakby to wszystko miało zagrać, to wszystko z tego - dobrze zrobione! - lubię. Do odnowionej i rozszerzonej linii G.Nuss.Tafel (zmienionej, bo wcześniej były 3-4 o innych nazwach i opakowaniach) podchodziłam bez większych emocji, ale... jednak z pewnym zainteresowaniem. Na jakieś mniej wymagające dni... duża dawka orzechów... dlaczego nie? I dopiero robiąc zdjęcia zorientowałam się, że to nowa-zmieniona G.Nuss.Tafel Erdnusse in Milchschokolade.


Zotter Erdnuss G.Nuss / Peanut Whole Nuts to ciemna mleczna czekolada o zawartości 60 % kakao nadziana nugatem / praliną z orzeszków ziemnych z solą i całymi prażonymi fistaszkami.

Po rozchyleniu papierka uderzyła wyrazista woń fistaszków różnego typu. Pierwszą myślą były wyidealizowane cukierki typu michałki z racji, że to orzeszki na stałe zespojone z czekoladą. Wierzch nasuwał na myśl sucho-świeże fistaszki w łupinkach i skórkach, spód zaś wydał mi się nieco bardziej masłoorzechowy i nawet z odległą soczystością w tle, ale wątki te mieszały się (zwłaszcza już w trakcie degustacji). Mieszały się w słodyczy, bo jej czekoladzie nie brakowało. Wyszła nieco karmelowo, co łączyło się z paloną nutką kakao i osadziło wszystko w ramy michałków. Mleko odegrało rolę niewielką, ale nie bez znaczenia. Po przełamaniu i w trakcie jedzenia sól odrobinkę się wyłoniła, podkreślając za to masło orzechowe (czekoladowe).

Tabliczka była twardawa i delikatna jednocześnie. Trzaskała niezbyt głośno (acz jakiś tam dźwięk wydawała) przy łamaniu, do którego jednak i tak musiałam użyć sporo siły. Konkret wynikał z grubości i masywności.
Mleczna była dość tłusta i udawała ciemną, zaś nugaty Zottera... to coś niespotykanego. I był to właśnie typowy przedstawiciel takowych. Bloczek twardy jak tabliczka czekolady: gęsty, zbity, zwarty i sycący. Całość wypełniała spora ilość kruchych orzeszków. Okazało się, że nie całe (na tabliczkę takie przypadły może ze dwa-trzy), ale głównie ćwiartki i połówki.
W ustach czekolada rozpływała się dość powoli i bardzo gęsto. Kolejnymi, tłusto-kremowymi falami zalepiała usta. Powoli odsłaniała nadzienie, które w zasadzie wyszło z nią bardzo integralnie, choć rozpływało się nieco szybciej (w tempie czekoladowym). Samo do złudzenia przypominało czekoladę, acz tłustą i zbitą. Nugat wydał mi się idealnie gładki i aż trochę oleisty, ale to poczucie przełamała leciutka soczystość. Mimo wszystko... do samego końca przypominał sycącą, konkretną czekoladę mleczną, nie zaś typowy nugat.
Orzechy okazały się krucho-chrupiące, nie za twarde i... po prostu pierwszej klasy.

Od chwili umieszczenia w ustach czekolada roztoczyła po nich wysoką słodycz i sporo maślaności. Okryła je palonością karmelu, który to szybko mieszał się z goryczką i orzechami. Kakao niemal od razu skierowało uwagę na gorzkawość, smakową suchość orzeszków w łupinkach. Zanim jednak na dobre rozbrzmiało nadzienie, wszystko przemieszała pełna, naturalna mleczność.

Nugat wstrzelił się w orzechy i słodycz bardzo szybko. Właśnie w tej kolejności. Smagnął fistaszkami, po czym już spokojniej wszedł poprzez słodką, nugatową maślaność. Goniło ją wyraziste, naturalne mleko. Opiewająca to gorzkawość czekolady jednoznacznie skierowała myśli ku cukierkom michałkom. Czekoladowe cukierki z wyrazistymi fistaszkami starającymi się wyjść na pierwszy plan - to było to. Orzeszkowość smakowo prezentowała się jako suchawo-świeża, trochę duszna jak orzeszki z łupinek przerabiane właśnie na nugat. Karmelowy smak je oplótł, słodycz rosła. W głowie siedziały mi też karmelowe nugaty i... nagle lekkiej soczystości dodały słodkie banany. 

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa kompozycja została nimi zruszona: sporą część słodyczy zagarnęły słodziutkie banany, zaskakująco wyczuwalne, acz wraz z jedzeniem zanikające. Epizodycznie pojawiały się odtąd drobinki soli; kawałki fistaszków zaczęły emanować bardziej fistaszkowo-prażonym smakiem, a ten z kolei przywiódł masło orzechowe. Unugatowione masłem i mlekiem jednak? Wciąż trwał czekoladowo-fistaszkowy nugat, ale gdy zrobiło się słonawo, skojarzenie ze słodkim masłem orzechowym rosło. Na szczęście jednak "słono" cały czas nie było. Chwilami o tym aspekcie dało się zapomnieć. Zwłaszcza, gdy słodycz zaczynała drapać w gardle... A potem nagle znów sól ją przeszyła. I tak raz po raz. Zdecydowanie to nugat (a nie orzeszki) posolono.
Co ciekawe, orzeszki rozgryzane "obok" czekolady, gdy ta i nugat jeszcze nie zniknęły, wydawały się mało wyraziste.

Na znaczeniu przybrała też mleczność. Mleko opłynęło kompozycję, jakby tak do słodkiego śniadania z masłem orzechowym i bananem pić je ze szklanki. Naturalne, wyraziste... I tak pić, wąchając czekające już na deser michałki, aby ukoronować przesłodzenie. Wszystko zmieszało się w gorzkawo-mlecznej, spokojnej czekoladowości.

Gdy po zniknięciu bazy zaczęłam rozgryzać i ssać orzeszki, aż zaskoczyły intensywnym, czystym smakiem. Niektóre wydały mi się bardziej podprażone - wyszły aż orzeszkowo-prażono słodkawe; inne minimalnie, bo prezentowały się jako aż soczyście-fasolkowe. Były też prażone mocno, przywodząc na myśl niesolone z puszki (są takie?). Nieliczne wyszły dusznie-gorzkawo.

Po zjedzeniu został posmak fistaszków i słodkiej, maślano-mlecznej czekolady. Mocny wątek prażono-palony mieszał się z nutką soli. Ta dziwacznie przypominała o całej słodyczy i maślaności, choć i na brak gorzkawego wątku narzekać nie mogę.
Na ustach czułam lekkie zatłuszczenie, ale nie przeszkadzało jakoś bardzo.

Tabliczka smakowała mi, bo... kojarzyła się z najlepszej jakości michałkami z masłem orzechowym (wariant / pomysł / zapach tych cukierków mi się podoba, tylko że już same cukierki realnie nie: składy złe, i... nie moja forma, czyli cukierki), a poczuć coś takiego w dobrej tabliczce... mniam! Mimo to, tłustość i słodycz były przesadzone. Na pewno na plus danie więcej kakao czekoladzie niż w G.Nuss.Tafel Erdnusse z 2020, co przełożyło się na lepszą gorzkawość. Kompozycja nie wyszła tak masłoorzechowo jak liczyłam, ale z PB się kojarzyła. Nadal trochę nie rozumiem bananowej nuty - do PB owszem (choć też nie wielbię tego połączenia, uważam je za spoko i tyle), ale do michałkowej? To było jednak miłe zaskoczenie. Sól... nie wiem, czy pasowała. Była ok (bo była, ale czy gdybym to ja to opracowywała, wpadłabym, by ją dodać?).
Luźna obserwacja - obiecano całe orzechy, a takie były może ze dwa - tak to połówki i ćwiartki.
Wiele czynników było sprzecznych, kontrastowych, a jednak... zagrały. Wszystkiego po trochu, żadnego elementu przewodniego, niemniej jestem pewna, że  poprawiono (więcej kakao, brak oleistości i dawna była nieco ostrzejszo-cieplejsza, co jakoś nie pasowało). W moich oczach może to wciąż 8, ale czuję potrzebę wyróżnienia jej, bo nie chcę krzywdzić czegoś takiego z powodu, że po prostu ja wolę "bardziej czekoladowe" czekolady. A ta... to dla mnie taka słodka ze słoną nutką, tłusto-chrupiąca trochę nuda.


ocena: 8,5/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 581 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: orzeszki ziemne 37 %, surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, słodka serwatka w proszku, suszone banany, pełny cukier trzcinowy, odtłuszczone mleko w proszku, sól, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), chili "Bird's eye"

8 komentarzy:

  1. Nie za bardzo lubię czekolady z orzechami, ale z tej serii po prostu muszę którąś mieć, ponieważ... tabliczka jest przepiękna!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwi mnie aż takie przywiązywanie wagi do wyglądu. Wygląd ponad smak?

      Usuń
    2. Niestety niecały rok temu zafiksowałam się na piękne czekolady i stan ten na razie nie mija.
      Wygląd innego jedzenia nie ma dla mnie większego znaczenia, lecz piękne czekolady to dlanie uczta wszystkich zmysłów, jeżeli nawet nie do końca są pyszne ;)

      Usuń
    3. Dla mnie wygląd jedzenia ma znaczenie, żeby nie było, ale to kwestia drugorzędna. Cieszy mnie, jak coś jest pyszne i piękne, ale wolę brzydkie i pyszne niż piękne a średnie.

      Jaka jest najpiękniejsza tabliczka z jaką miałaś do czynienia?

      Usuń
    4. Tak długo szukałam w Internetowych zdjęciach, oraz w swoich własnych fotografiach z przeszłości, a nie znalazłam podobizny przepięknej czekolady, którą poznałam kiedyś podczas podróży po Bliskim Wschodzie... Była to czeka da z wytłoczonymi nawet nie ornamentami, ale odbiciami jakichś pierścieni, naszyjników... Nie potrafię tego opisać, a zdjęcia nie znalazłam.. Nawet nie pamiętam, w jakim kraju to było, wtedy jeszcze aż tak nie uwielbiałam czekolad, a ta i tak pozostała w pamięci....
      Twój blog jest przecudowny, stworzony po prostu idealnie, w punkt. BRAWO!!!

      Usuń
    5. Brzmi ciekawie.
      Bardzo dziękuję.

      Usuń
  2. Przepiękna tabliczka, nie wygląda na niepełne 100 g (z uwagi na cudną grubość). Ciemna mleczna - kolejny plus. Nadzienie też super, choć nie pogniewałabym się na brak soli (zwłaszcza drobinek). Ostatnio jadłam coś, co nie pachniało, a wręcz BYŁO wyidealizowanym michałkiem. Super sprawa. Tłustości się nie boję, mamy innr upodobania. Słodycz? Hmm. Tak czy owak, barrrdzo chętnie bym ją zjadła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię wyidealizowane wersje w zapachach i nutach smakowych.
      Wydaje się... całkiem Twoja. I w sumie sprytnie, swoją wielkością, może ominąć Twoją niechęć do tabliczek i udawać giga batona.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.