Uwielbiam whisky i skłamałabym pisząc, że wraz z tym jak moje uczucia do czekolad z alkoholem osłabły, przestały mnie interesować czekolady z whisky. A że bourbonowi do whisky blisko... wiadomo. Ziarna kakao leżakowane w beczkach po bourbonach brzmiały intrygująco. A gdy tylko sobie pomyślałam o orzechach marynowanych w winie z Zottera White Praline + WineNuts, o jednym z najlepszych Lindtów, czyli Whisky... wiedziałam, że to będzie zupełnie coś innego. Coś innego, zupełnie nowego dla mnie, ale zapowiadało się równie smacznie. I wciąż kakaowo, a nie alkoholowo. Najlepsze było to, że... to alkoholowa czekolada, ale nie z alkoholem, ha! Po prostu zrobiona z kakao, które dwa miesiące leżakowało w beczce po bourbonie. Wiedząc, jak kakao nasiąka wszelkimi nutami, byłam bardzo ciekawa efektu. O tyle bardziej, że coraz mniej interesowały mnie "czekolady z alkoholem po prostu".
Jedynie wymieszanie cukrów budziło we mnie wątpliwości. Lubię smak syropu klonowego, ale to, jak wychodzi cukier klonowy w czekoladach mnie nie przekonuje. Wiem jednak, że nie powinnam rozsądzać na podstawie jednej czekolady (Zottera Squaring the Circle 70% Dark Choc with Maple Sugar), ale... ogólnie zamienniki cukru trzcinowego (czy też białego) w czekoladach rzadko mnie chwytają. Bałam się o tyle bardziej, że przez pomyłkę przy składaniu zamówienia kupiłam dwie tabliczki (co w sumie i tak jest raptem połową mojej czekoladowej dziennej normy).
Kakao do niej zostało zakupione od kooperatywy lokalnych, małych producentów Kokoa Kamili.
Raaka 82% Bourbon Cask Aged Unroasted Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 82 % surowego kakao z Tanzanii, leżakowanego przez dwa miesiące w beczce po bourbonie.
Po otwarciu poczułam delikatną woń słodkich wiśni i wilgotnej, gęstej ziemi z lekko cytrusowym akcentem. Ten słodko-gorzki splot związało lekkie wędzenie. Za jego sprawą pomyślałam o ciemnym stoucie i drewnie / drzewach, ale też... o chrupkim, a nasiąkniętym czymś pieczywie pszennym (np. bagietce?), może drożdżowym. Takim na śniadanie... do kawy?
Tabliczka trzaskała głośno, przy czym minimalnie się kruszyła, ale przy odgryzaniu kawałka nie sprawiała wrażenie twardej.
W ustach rozpływała się zalepiająco-kremowo, ale nie gęsto. Robiła to w tempie umiarkowanym i łatwo, mimo że była dość zbito-zwarta. Mimo że z leciutko oleistą mazistością, daleko jej do tłustości czy ciężkości. Okazała się tłusto-gładka powierzchownie, a z czasem prezentująca się jako szorstka. Zdarzyło mi się trafić na drobinkę-dwie nierozpuszczonego cukru. Z lepkiej, niemal ziarnistej mazi wypływał po paru chwilach ogrom soku i całość tak znikała - jak gęstawy sok.
W smaku w pierwszej chwili poczułam paloną słodycz. Splótł się w niej syrop klonowy i karmel, które zaraz zaczęły nieco "ciemnieć", przybierając poważniejszy charakter, ale i łapiąc pewien dystans.
Zaraz pojawiła się także soczystość - również związana ze słodyczą - jogurtowych wiśni, przy czym kwasek najpierw był znikomy. Stłoczyły się wokół wręcz nieco mdląco-neutralnego motywu "wiśni z czegoś". Do głowy przyszła mi wanilia i pszenny wypiek... Nawet nie wiem, czy ciastowy, bo właśnie neutralność tej nuty była znacząca. Drożdżowo-pszenna? Chlebowa? I nieco maślana? Czułam, jakby od tyłu zaczęła ją trochę ośmielać torfowa mgiełka.
I niespodziewanie usta zalała soczysta kwaśność, jakby żywo protestując.
Cierpkie wiśnie znalazły się na pierwszym miejscu, a kwaśno-soczyste cytryny żywo je dopingowały. Jogurtowa nuta zaopiekowała się "łagodzącymi maślanościami".
Chwilę później poczułam także subtelną gorzkawość, wspieraną przez palono-wędzoną nutę. Właśnie torfowe echo znów się odezwało. Wydawały się iść ramię w ramię, ale nie były jednością. Kojarzyła się z whisky / bourbonem, nawet nieco rozgrzewając język. Gorzkość prędko nasiliła się, przytaczając ziemię i kawę. Wiśnie i w nich uwypukliły odrobinkę kwasku, nasączając to soczystością, już nie tylko swoją, ale ogólnie owoców czerwonych (też porzeczek? żurawiny?) podkręconych cytrusami.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość wywalczyła miejsce na pierwszym planie obok słodyczy. Torfowość tego była dzika, mokra, a jednocześnie czysta (aż się chciało z rozkoszy rękoma zagrabić tę ziemię). Oczami wyobraźni zobaczyłam porastające czarną ziemię drzewa (klony?) i drewno jako meble... koloru mahoniowo-wiśniowego? Też jakby soczyście-zawilgocone od chłodnej, mglistej aury. Z jednej strony delikatne, a z drugiej takie, od których aż bije siła. Pomyślałam o szyszkach (?) i różnych orzechach / pestkach, w których było coś odrobinę ostrzejszego. Ta nuta nieco rozgrzewała język niczym bourbon... na które to poczucie z czasem napłynęła także jego waniliowo-drewniana nuta. Taki pity jesienią z odrobiną pikanterii i słodyczy tej pory roku.
Przemieszawszy się ze słodyczą klonowo-karmelową, rewelacyjnie oddawała bardzo waniliowo słodkiego whisky-burbona o drzewnym smaku, pozbawionym jednak alkoholu czy mocarności. Ponownie trafiłam na lekką drożdżowość / chlebowość. Znów pomyślałam o stoucie i kawie (kawowym stoucie?), co dopięło ziemisto-torfowe kakao.
Pod koniec zrobiło się nieco cierpkawo, nieco kawowo i owocowo. To już splot wiśni i... porzeczek? Zgranych cytryną.
W posmaku czułam słodką "wiśnię z czegoś" (np. jogurtu), w waniliowo-maślano-słodkim, a jednocześnie soczystym otoczeniu. Towarzyszyło temu poczucie... "orzechowo-alkoholowej" suchości? Jakbym najadła się surowych orzechów ze skórkami, wypiła coś... a jednocześnie zakropiły to wiśnie, porzeczki i odrobinka cytryn. Ostały się, trochę ściągając, co równoważył motyw syropu klonowego.
Czekolada okazała się i pyszna, i zaskakująco przyjemna jeśli chodzi o strukturę. Podobało mi się, jak szorstkość mieszała się ze specyficznie oleistym surowym kakao oraz że dzięki temu nie było za tłusto.
Jej smak to popis ziemiście-kawowego, surowego kakao o odpowiedniej gorzkości i smakowitej kwaśności wiśni, z bardzo istotnym motywem bourbona - nawet nie jako on sam, ale dodanie wszelkich nut drzewnych, pikantniejszych. Cudnie podkreślił to klon (w sumie syrop klonowy sam w sobie kojarzy mi się nieco z whisky). Tabliczka połączyła charakterność z niemal neutralną łagodnością, co bardzo mnie zaskoczyło i ani trochę nie przeszkadzało. Świetnie to rozegrali. Owocowość i ziemistość o takim dosadnym, ale nie siekierowym wydźwięku, wyraźna kwaśność i zaskakująco istotna, mocna (acz nawet nie to, że wyjątkowo wysoka) słodycz, a stonowana gorzkość przy tej zawartości mnie zaskoczyły.
Szczerze cieszyłam się z posiadania dwóch. Mimo wszystko to nie czekolada, którą kupiłabym ponownie (właśnie choćby ze względu na słodycz i kwaśność, a znikomą gorzkość i jednak "zabarwienie" kakao), jednak na tyle pyszna, że degustacja jedynie 25 gramów pozostawiłaby niedosyt.
ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 34 zł (za 50 g - cena półkowa)
kaloryczność: 480 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, cukier klonowy, tłuszcz kakaowy
Drobinki cukru od razu przywiodły mi na myśl ten rodzaj włoskiej (?) czekolady, w której kryształków cukru jest tyle samo, ile masy kakaowej czy czegoś tam. Jogurt z wiśniami bym zjadła, najchętniej w jogobellowej wersji bez dodatku cukrów. O torfie akurat wczoraj pisałam Ci na FB w ramach nut potencjalnej świeczki oddającej smoczą pieczarę. Jak widać, tę tabliczkę mogłabyś zabrać do swej pieczary, drogi Smoku, pasowałaby klimatem (i ocena też się zgadza).
OdpowiedzUsuńTaak, Modica. Ale nie, zupełnie nie o to chodziło! Tu były po prostu pojedyncze, jakby nierozpuszczone do końca, więc takiej tragedii nie było.
UsuńNiby taak, ale jak w podsumowaniu napisałam, nie chciałabym (czy raczej nie muszę, bo gdybym miała dostać za darmo, nawet sekundy bym się nie zastanawiała) do niej wrócić. Była świetna ciekawostkowo.
Kocham wiśnie, kocham jogurty. Owocowe jogurty to takie wymieszane przeze mnie. A wiesz, że... akurat wiśnie wymieszane z jogurtem, porozgniatane etc. jakoś mi nie podchodzą? W tym roku odkryłam (bo zawsze obżeram się samymi wiśniami, za bardzo je uwielbiam, by mieszać, hah, a tak zaeksperymentować spróbowałam). Natomiast dżem 100 % wiśniowy owszem, łączy mi się. Dziwne.
Dżem 100% Łowicza to super opcja (zamienniki marketowe zresztą także :) ) do jogurtu. Ja daje różne ale owoców surowych nigdy. Ich słodycz gubi się w jogurcie i jest zbyt niska aby nadać porządany smak całości
OdpowiedzUsuńNie lubię Łowicza jako marki. Marketowe zamienniki sobie cenię. Uwielbiam 100 % pomarańczowy z Auchana, a ogólnie dżemy Carrefoura, które robi Materne są zacne.
UsuńNie przeszkadza mi, jak słodycz się w jogurcie gubi. Wolę, jak wychodzi kwaskawo.