Po Standout Maya Mountain Belize 70 % uznałam, że w sumie marka... bardzo mi się podoba. Nie chciałam się zbytnio napalić na posiadaną serię, ale... nie ukrywam, że zapragnęłam jak najszybciej przekonać się, czy np. trafiłam na jedną najlepszą tabliczkę, czy wszystkie reprezentują ten sam wysoki poziom. Tym razem region wybrałam lubiany i nieźle mi znany. Powiedzmy, bo uważam, że akurat z Peru czekolady potrafią bardzo różne nuty dawać. Był to więc dobry sposób na zobaczenie, co potrafi ten producent, co z tego regionu wyciągnął. W dodatku bardzo ucieszyła mnie wzmianka, skąd dokładnie wzięli kakao. Otóż z regionu położonego na 1200 m n.p.m. (lubię znać takie szczegóły), od kooperatywy farmerów Alto Urubamba Cooperative, ale poprzez... uwielbiane przeze mnie Original Beans!
Standout Chocolate Urubamba Peru 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Peru, z regionu Urubamba; fermentacja ziaren trwała 2-4 dni w drewnianych skrzyniach, a suszenie na słońcu 6-8 dni.
Otwierając, poczułam kwaskawą soczystość splecioną ze słodyczą i "wilgotną" rześkością, jednak zaraz zapach czekolady wydał mi się jednocześnie mocno słodko-cierpki. Należał do cytrusów i owoców leśnych: jeżyn, jagód. Ich malutkie krzaczki porastały ziemię, kryjąc się wśród innych, ciemnych i drobnych roślinek. Zapach odebrałam jako leśny... ale nie mocny, bardziej "polankowy", przyjazny. Do głowy przyszedł mi też miód - albo kwiatowy, albo kwiatowo-leśny... taki delikatniejszy właśnie i... być może dosładzający leciutko dżem z jagód, borówek i jeżyn, który wyszedł... jakoś kwaśno, jakby nieco przesadnie podkręcono go cytryną. Oprócz świeżo-surowych owoców, czułam bowiem także go. Może w tle majaczyło też słodkie wino o takich nutach?
Tabliczkę odebrałam jako nadzwyczajnie twardą z racji gęstości i zbitości, o czym świadczyły głośne trzasko-huki przy łamaniu czy robieniu kęsa.
W ustach podtrzymała swą gęstość, jednak była to gęstość kremowa i tłusta jak śmietanka... lub raczej lody na tłustej śmietance lub zimny sernik na zimno o niezaburzonej, idealnej gładkości... Jak na ciemną i tak zbitą, rozpuszczała się dość szybko. Otłuszczała usta, by następnie zniknąć w dość rzadkawy, na szczęście śmietankowo-soczyście-wodnisty (a nie tylko wodnisty) sposób. Akurat konsystencja mi nie odpowiadała.
Po zrobieniu kęsa poczułam słodziutką śmietankę, a do głowy przyszedł mi kwaskawy twarożek dosłownie zalany miodzikiem. Miało to niemal uroczy wydźwięk. Motyw ten budował tło na spokojnie, trwał w oddali cały czas.
Szybko jednak zaczął go dosłownie przeszywać niczym ostrą igłą kwasek: soczysty i w pełni owocowy (do głowy przyszła mi niedojrzała nektarynka).
Słodycz jednak nie wystraszyła się - rozwijała się dalej. Otóż miód musiał być jasny - powiedziałabym, że wielokwiatowy, bo właśnie także słodycz kwiatów miała tu ogromny udział, sprawiając, że wydźwięk cechowała lekkość, zwiewność.
Zaraz jednak mocniej wkradł się w nią uparty kwasek (wszyty mocno, jak na maszynie!). Miód kwiatowy zmienił się w leśny, właśnie z taką nutką (też iglastą, kwaskawą), a po chwili kwaśność rozlała się bez oporu w ustach jako tsunami soczystości. Oczywiście mieszało się ze słodyczą, serwując niejednoznaczne owoce żółte, mnóstwo jagód, borówek i jeżyn. Częściowo niedojrzałych, częściowo słodkich i jędrnych - różnych, bo takich prosto z krzaka. Odnotowałam lekką cierpkość owoców leśnych, ale też soku i skórek cytrusów (pomarańczy?).
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o owocach miękkich i coraz bardziej kwaśnych. Niedojrzała drobnica, ale i coraz więcej cytrusów... może też jakiś agrest? Miękkość... należała także do roślinności - kwiatów i wilgotnych roślinek na polance lśniącej od rosy? Ale też... kwiatków nieco nadgniłych i leżących na ziemi? Wyłapałam jej lekką pikanterię, kierującą skojarzenie na owocowe, rozgrzewające wino (białe?). Cytrusowość, także cały czas obecna, podszepnęła tamaryndowca (albo coś z niego - wyjaśniam: to słodko-kwaśny owoc z pikantniejszym podrasowaniem).
Poprzez wyrazistszą, lekko goryczkowato-cierpką ziemię do owoców w końcu wyraźnie dołączyło jeszcze więcej cytrusów. Były dość zdecydowane, kwaśne. To jakby... z jagódko-jeżyn zrobić dżemik słodziutki od miodu i chcąc ratować sytuację przez przełamanie go sokiem z cytryny... I przesadzić z nim. Kompozycja wydała mi się kwaśna, ale wciąż słodka jednocześnie. Pomyślałam o agreście w dwóch kolorach... Owoce przemieszały się jednak ze słodką śmietanką z początku (więc jakoś nie umiałam czysto sprecyzować, co i jak).
Z czasem bowiem wszystko wyważyła śmietanka właśnie, nawet lekka maślaność... Taka "smakowa tłustość" nabiału, ze splecioną z nią wilgotna nutą... kwiatów? Miodu? Nagle pomyślałam o wilgotnych, maślano-tłustych pancake'ach, które zarzucono górą różnych owoców, zalano... kwaśno-słodkimi soko-syropami owocowymi, może z nutką alkoholu.
Po zjedzeniu w ustach została kwaskawa soczystość cytrusów, owoców agresto-leśnych, z lekko ziemistym charakterem i sugestią alkoholu (bez procentów!). Czułam śmietankę, która wyważyła to, a także wprowadzała słodycz. Mieszała się ze smakowo-nabiałowym wątkiem tłustości... maślano-maślanegoczegoś, może tłustego twarogu.
Całość bardzo, bardzo mi smakowała. Owoce leśne i cytrusy do pary z kwiatami i miodem, które nie zapomniały o ziemi i bardziej "leśnej" nutce były przepyszne, a do tego... ciekawa rozgrzewająco-winna nuta - rzadko w czekoladach zdarza mi się wyłapać raczej białe wino. Też... bardzo ucieszyło mnie, że tłustość poszła raczej w śmietankę, nie masło. Ta bardziej tu pasowała, acz znów - ogólnie, zwłaszcza gdy o strukturę chodzi, wolałabym niższą tłustość i inną konsystencję. Bardziej kremową, ale w gęstym, nie tłusto-znikającym kontekście.
Śmietankę i cytrusy czułam i w Theobroma Cacao Store Peru 70%, ale tamta była znacznie wytrawniejsza. Wytrawniej herbaciano ziemista była też Meybol Cacao Chuncho Collection N3 Cusco z nabiałowymi motywami. Kwaśność cytrusów i w niej się znalazła... Jak i ogrom soczyście-kwaśnych owoców, trochę przypraw... Mam jednak wrażenie, że Standout była najmniej przyprawiona i najłagodniejsza z ostatnio jedzonych peruwiańskich. Co nie znaczy, że była bardzo słodka. Tylko... gorzkości trochę mi w niej mało.
ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 33 zł (za 50 g - cena półkowa)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy
Zapach przeniósł mnie nie do lasu ani nie na polankę, lecz do ogródka w stylu "naturalnym" (nie wypielęgnowanym od linijki) tuż po deszczu. Konsystencję może bym lubiła. Wystarczy, że Tobie nie odpowiada, to już niezły punkt wyjścia :D Szycie na maszynie, mmm. Babcia szyła :) Do smaków sama nie wiem, jak się odnosić, skoro i tak czujemy inne.
OdpowiedzUsuńO, takie dzikie ogródki po deszczu... Brzmi cudnie.
UsuńTłustość obstawiam, że jak najbardziej by Ci odpowiadała.
A jestem ciekawa, jak byś odebrała kiedyś taką z mocno wyczuwalnymi, konkretnymi, jakimiś prostymi nutami, czekoladę plantacyjną.