sobota, 21 października 2023

Menakao Madagascar Chocolate 72 % Single Origin Dark / Noir ciemna z Madagaskaru

Jak pomyślałam, że ostatnio jadłam jakąś czekoladę Menakao w 2021 roku, aż mi się dziwnie zrobiło. Zatęskniłam za tą marką, acz... tęskniłam za tą sprzed zmian. A zmian było niemało. Dotarło do mnie, że nie próbowałam wszystkich po najnowszej, stąd gdy tylko nadarzyła się okazja, zakupiłam. Niedawno się dowiedziałam, że środki ze sprzedaży tych czekolad w sporej części są reinwestowane na Madagaskarze.

Menakao Madagascar Chocolate 72 % Single Origin Dark / Noir to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Madagaskaru, z regionu Ambanja, z doliny Sambirano.

Po otwarciu poczułam ciepły zapach drzew skąpanych w słońcu i dojrzałego, słodkiego grejpfruta z charakterną goryczką. Był soczysty, ale nie kwaśny, bo obok pojawiła się jeszcze słodsza pomarańcza. Słodycz miała w sobie też sporo karmelu. Za nim doszukałam się trochę wręcz uroczych mandarynek i... kwiatów? Jakby drzewek cytrusowych? Pod wpływem karmelu i ogólnej słodyczy pomyślałam przez to o jakimś syropie z kwiatów czarnego bzu. I jego cierpkość uchwyciłam, gdyż mieszała się z wyraźniejszą, należącą do czarnej, rozgrzanej ziemi. Ziemia była graczem mocnym, a za nią przewinęło się trochę owoców czarnego bzu i czarnej porzeczki. Może też nutka palonej kawy?

Twarda tabliczka przy łamaniu trzaskała średnio głośno, acz jakby obiecywała naprawdę konkretną masywność. Przekrój sugerował ziarnistość.
W ustach okazała się gęsta i mazista, dość tłusta, ale nie ciężka. Cechowała ją lekka pylistość, a także kremowość. Płynęła z niej średnio wysoka soczystość, przy czym całość rozpływała się przyjemnie długo, leniwie. Niemal do końca zachowywała zwarty kształt. Znikała, zostawiając nieco pyliste wrażenie.

Pierwszą poczułam średnio wysoką, soczystą słodycz. Określiła się już w ciągu dwóch-trzech kolejnych sekund jako idealnie dojrzały, soczysty grejpfrut czerwony. Słodki, ale z wyrazistą cierpkością. I lekką goryczką.

Cierpkość zaprosiła trochę niedookreślonych, niemal czarnych owoców.

Słodycz rozchodziła się odważnie, rosła. Pojawił się gęsty, lekko palony karmel. Otoczył cytrusy, jakby starając się powstrzymać kwasek, który powoli zaczynały upuszczać. Wydobył i zaraz podkreślił tym samym słodką pomarańczę.

Słodką, acz przełamaną delikatną goryczką skórki. Pomarańcza pokazała pazurki, a kwaskawe ukłucia stawały się coraz wyraźniejsze. Nieco cytrynowe?

Gorzkość cytrusów z czasem wsparła wyrazista gorzkość kawy. Nie zagrzała jednak miejsca długo, bo jak się pojawiła i porządnie rozeszła po ustach, zaczęła trochę ustępować miejsca rozgrzanej, czarnej ziemi. Ta wydawała się wręcz gorąca, pikantna. Pomyślałam też o drzewach, rozgrzanych słońcem tropików.

I drzewkach cytrusowych? Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa nastąpiła kwaskawa (nie mocno kwaśna) eksplozja, a cytryna zaczęła poganiać inne cytrusy, zapewniając orzeźwiającą - tak kontrastową do pikantnego rozgrzania - soczystość. Pomarańcza, mandarynki wzbogacone cytrynowym sokiem wyszły poważniej. Karmelowa słodycz pilnowała jednak, by kwaśność nie zrobiła się naprawdę wysoka. To ona sama, słodycz, była bardzo istotna.

Grejpfrut z ochotą jeszcze umocnił swoją goryczkę i cierpkość. Wspomniane już drzewa mu w tym pomogły. Pojawiły się przy nich niezbyt dojrzałe, kwaskowate mandarynki i niedookreślona cierpkość... Bzu? Wyobraziłam sobie syrop kwiatowy, właśnie może z bzu, jako że karmelowa słodycz pobrzmiewająca za cytrusami i pikantną ziemią jako po prostu karmel nie mogła znaleźć sobie miejsca. Przeszła właśnie w jakiś syrop. Kwiatowy?

Słodycz, aż nieco drapiąca... i podchwytująca pikantnawe rozgrzewanie, na koniec nieco poskromiła część cytrusów. Grejpfrutowi podsunęła trochę słodkich truskawek, a w tle... w cierpkości kawy i ziemi przemknęły mi ledwo uchwytne czarne porzeczki, jeżyny (?).

Posmak należał za to wyraźnie do kawowo-ziemistego splotu i grejpfruta, acz jakby udekorowanego lekkimi kwiatami. Czułam kwasek cytryny, po której z czekoladowości wyłoniła się leciutka maślaność. Chyba zrobiła to na zasadzie kontrastu, bo czułam też rozgrzanie, jakby właśnie upału, słońca i czegoś ostrzejszego, a także syropowo-drapiąco słodkiego.

Czekolada bardzo, bardzo mi smakowała, mimo że ewidentnie obecnie marka złagodziła swoje kompozycje. Bez charakterystycznej szorstkości i nieco ogólnie bardziej wyważona, w tym ugłaskana słodyczą, nie zachwyciła mnie ponownie na ocenę maksymalną, ale... było blisko. Rozgrzana ziemia i kawa, drzewa i całe to rozgrzewanie, zahaczające o ostrość, a do tego ogrom grejpfruta, pomarańczy, mandarynek i cytryny przekładające się na zacną soczystość stworzyły zacny bukiet. Wysoka, karmelowo-syropowa słodycz mogłaby być nieco niższa, ale i ona się tu w miarę nieźle odnalazła. Echo czerwono-czarnych owoców nieźle się wyłoniło (co ciekawe, już w wersji z 2015 czułam jeżyny - jak nawet taki detal nie uciekł, zmiany wbrew pozorom aż takie duże nie są).


ocena: 9/10
cena: 23 zł (za 75 g; cena półkowa)
kaloryczność: 594,07 kcal / 100 g
czy kupię znów: kiedyś mogłabym wrócić

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.