środa, 4 października 2023

Zotter Labooko Sao Tome 75 % ciemna z Wysp Świętego Tomasza

Na tę czekoladę czaiłam się, odkąd się pojawiła... a przynajmniej tak mi się wydawało. Lepiej będzie więc chyba powiedzieć, odkąd ją zauważyłam. Z poproszeniem o nią jednak trochę się wstrzymywałam, by ekipa Zottera nie musiała bawić się w wysyłanie jednej tabliczki, a dopiero, jak coś tam więcej się zebrało. Z tym z kolei coraz trudniej, bo oferta Zottera zaczęła wydawać się coraz mniej w moim typie. Czystych ciemnych nie dość, że mniej niż całej reszty, to jeszcze od dawna nowości wśród nich nie wprowadzono. I szczerze wejście tej jakoś przegapiłam. Nagle zorientowałam się, że jest jeszcze jedna plantacyjna czekolada, której nie jadłam. Ta była propozycją ciekawą, bo z w zasadzie z mało popularnej zachodnioafrykańskiej wyspy - Świętego Tomasza, dokładniej od kooperatywy CECAQ 11.

Zotter Labooko Sao Tome 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Sao Tome (Wysp Świętego Tomasza).

Po otwarciu poczułam pieczony zapach pszennego, drożdżowego wypieku - może tostów... albo po prostu jeszcze ciepłego chleba. Otulała go wysoka palono-miodowa słodycz, jakby z miodu zrobiono bardzo mocno palony, aż do goryczki, karmel. Soczystość przeszywała i otaczała te wątki jako suszone, ale bardzo soczyste (prawie kwaskawe?) morele. Ogólnie obok całego pieczenia-prażenia czułam sporo dymu. Osnuwał niejednoznaczne, ale wyraźne orzechy i piernik. Z nieco pieprzną nutą? Na pewno z suszonymi morelami. Chyba czułam też jakiś mocniejszy, ciężko-słodki alkohol morelowy. I wiśniowy? Owoce i soczystość w dużej mierze, z racji dymnej nuty, wydawała mi się wędzona. Wyłapałam ananasa i jakieś niejednoznaczne czerwone. Zapach był świeży, ale jednocześnie dość ciężki.

Tabliczka kremowość zdradziła już w dotyku. Przy łamaniu okazała się twarda, a trzaskała niczym dość grube, zdrowe gałęzie, obiecując przy tym gęstość. 
W ustach rozpływała się jednak średnio gęsto. W ciągu paru sekund pokrywała podniebienie zupełnie. Rozpływała się w tempie umiarkowanym, maślano-mlecznie tłusto. Wykazywała wysoką mazistą kremowość, a z czasem drobną soczystość jakby owocowo-mlecznego shake'a. Pod koniec lekko cierpko ściągała. 

W smaku najpierw pojawiła się leciutka jak rosa słodycz. Pomyślałam o wilgotnych, pokrytych rosą, kwiatach, choć nie była to bardzo zdecydowana myśl. Może to raczej jakiś kwiatowo smakujący owoc?

Dosłownie sekundę później nadeszła gorzkość dymu i prażenia oraz orzechy. Były to głównie orzechy pekan, acz w towarzystwie dosłownie paru laskowych. Jedne i drugie mocno prażone.

Kwiaty przeszły w jakby cierpki miód, a do tego błyskawicznie doskoczył dym i mocno go skarmelizował. Miodowy karmel był niemal goryczkowaty. Ogólnie prażona nuta znacząco wzrosła. Wydawała się niemal rozgrzewająca. Trochę korzenna?

Ta rześka, lekka słodycz z początku odezwała się ponownie jako owoce. Takie niemal wodniste w pewien sposób, ale bardzo słodkie. Sporo było wśród nich świeżych fig, ale też jakieś mi nieznane, egzotyczne - przecinały wszystko raz po raz jak soczyste brzytwy, były jakby niespełnionymi obietnicami kwasku. Przewinęły się tam morele... świeże ale dość mdłe.

Do moreli dołączył dym, trochę je podwędził...? Zreflektowały się, nabierając wyrazistości, w tym słodyczy. Owoce przez pewien czas jednak trochę się wycofały i tylko lekko pobrzmiewały.

Jednocześnie gorzkość rosła. Dym wydawał się wszechobecny, ale nie próbował się rządzić i dominować. Odnotowałam za nim lekką metaliczność.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa jednak dym nagle prawie zupełnie zniknął. Uwagę skupiło na sobie prażenie, serwując mi drożdżowo-chlebową nutę. Był to pszenny wypiek, chyba jeszcze ciepły. Tosty niekoniecznie... Po prostu chleb. Może indyjski naan? Z lekko mleczną nutą? Przez moment wydawało mi się, że czuję delikatny twarożek, kryjący ociupińkę jogurtowego kwasku.

Potem jednak kompozycja wydała mi się mocno maślana. Tu znów wychwyciłam lekką metaliczność.

Pod maślaność podeszły też delikatne, tłuste orzechy. Nie zgubiły jednak prażonej nuty. Pekan, laskowe... spotkały się jednak z mocno prażonymi pistacjami. Pistacje z orzechowych zastępów wyszły na przód, dominowały.

Pomyślałam o pierniku z pistacjami i innymi orzechami oraz suszonymi morelami. Był tak przyprawiony, że aż rozgrzewająco ostry.

Wróciły wyraziste owoce, które znacząco podniosły słodycz. Czułam świeże figi, trochę fig suszonych oraz ananasa - soczystego, ale też chyba częściowo suszonego? Może zaplątała się jakaś pojedyncza rodzynka? Egzotyczne owoce były bardzo, bardzo słodkie, a mimo to lekkie. Pomyślałam o melonach. Jak nic bardzo słodkie, niemal kwiatowe kantalupa i bardziej miodowe właśnie melony miodowe.

Zaraz za nimi były też owoce o cięższym wydźwięku. Skupiły się na słodyczy i kontynuowały rozgrzewanie. Najpierw wyobraziłam sobie jakieś dżemy i konfitury dodane do opisywanego chleba, lecz z czasem... wydały mi się tak ciężkie, że pomyślałam raczej o jakimś morelowym alkoholu. Likierze? Brandy (z "winogronowatą" nutą?)? I innym... z czerwonych owoców (porzeczek i wiśni?) z kwaskawym echem. Nie były to nuty mocne, ale znaczące. Te alkoholowo-owocowe tony przy rześkości słodko-egzotycznych melonów sprawiały wrażenie jeszcze cięższych.

Dosłownie na końcówce piernik zawalczył o gorzkość oraz częściowo zmienił wydźwięk mocno wypieczonego chleba na chleb raczej ciemny. Zrobiony na zakwasie, a więc lekko soczysty? Może jakiś z suszoną żurawiną czy innymi czerwonymi owocami?

Po zjedzeniu czułam posmak bardzo słodko-kwiatowego melona, może odrobinę fig i moreli, które nie mogły się zdecydować, czy pokazać się z bardziej soczystej, świeżej strony, czy słodszej suszonej. Do tego czułam soczyste, kwaskawe czerwone porzeczki i słodko-ciężkie, alkoholowe owoce czerwone (żurawina? wiśnie?). Cały owocowy bukiet otoczyło mnóstwo dymu i echo pikantnawego piernika. Ten podkreślał motyw ciemnego chleba, choć bazowo w posmaku dominował delikatniejszy drożdżowy. Ogólnie czułam też wysoką maślaność, może z echem bardziej mleczno-twarożkowym.
Trochę ściągała jak czerwone owoce.

Czekolada była bardzo smaczna, choć nie zachwyciła mnie tak, jak potrafią ciemne Zottery. Była mocno maślana i pod względem konsystencji, i smaku. Smak... no właśnie maślany, pieczono-prażony. Chlebowe, w dużej mierze pszenne wątki, niezbyt mi pasowały do owocowego bukietu. Ten był intrygujący - figi, morele, sporo egzotyki, soczystości i lekkości, ale równie sporo też słodyczy owoców suszonych. Melony, których czułam dużo, były wręcz kwiatowe. Karmel i alkoholowe wątki dodały owocom więcej cięższej słodyczy i spójnie łączyły je z dymem. Ten odpowiadał za wysoką gorzkość. Zachwyciła mnie pistacjowa nuta, a orzechy i piernik ogółem mi się podobały, choć zwłaszcza piernik, niespecjalnie pasował do egzotycznej rześkości. Mimo takiej dynamiki i bogactwa nut, czekolada faktycznie wyszła łagodnie - nie była ani przesłodzona, choć słodka, ani szczególnie gorzka, mimo że na brak gorzkości nie mogę narzekać. I sporo w niej jakby niedopowiedzeń, dużo sugestii i ledwo uchwytnych nut.

Piernik, dym, miód i ogrom owoców zarówno świeżych surowych, jak i suszono-dżemowato słodszych czułam także w Pralus Sao Tome & Principe Forastero 75 %, choć ona dzięki temu, że suszone to były w niej daktyle i kadzidlane rodzynki, wyszła o wiele spójniej.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 18,90 zł (cena półkowa za 70 g)
kaloryczność: 530 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, nierafinowany cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.