Ritter Sport Bunte Vielfalt Fruhlings-Spezialitat Haferkeks + Joghurt to mleczna czekolada z 31% jogurtowym nadzieniem z kiełkami pszenicy i 14% ciastkami owsianymi.
Już w dotyku tabliczka była bardzo tłusta, co potwierdziło się przy łamaniu. Czekolada i krem wyszły wręcz tłusto-miękkawe, ciastko zaś cechowała prawie kamienność.
Całość wydała mi się dość podzielna gdyby nie to, że miękkie części aż się lepiły i trochę rwały.
W ustach czekolada rozpływała się szybko, przeistaczając się w tłusto-zalepiającą, kremowo gładko-proszkową masę.
Jogurtowe nadzienie okazało się spójne z nią, również nieco zalepiające i dość tłuste, choć ono było rzadsze (oleistsze), bardziej (ale nie dużo) miękkie i plastyczne. Byłoby gładkie, gdyby nie to że wypełniały je... trzeszcząco-chrupiące, twardawe, ale i rozpływające się drobinki (obstawiam pszenicę). Zapewniły doskonałą spójność ze świeżym ciastkiem, które również rozpływało się wraz z całością, gdy się mu na to pozwoliło. Okazało się herbatnikowo-gładkawym ciastkiem z drobinkami, nie zaś ciastkiem-zlepkiem z płatków. Nie było ani zbyt tłuste, ani zbyt suche. Kojarzyło się z ciastkami pełnoziarnistymi. W porę chrupnięte wykazywało się kruchą chrupkością - taką, jaką oczekuje się od ciastek. Mnie jednak kupiło to, w jaki przyjemnie zalepiający, gęsty twór wszystko to rozpływało się razem.
W smaku sama czekolada to moc cukru i mleka z odległą, paloną nutką. Być może mignęło mi mleko w proszku, ale po chwili słodycz tak wzrosła, że aż zadrapała w gardle.
Spróbowane osobno prezentowało się gorzej, bo cukrowo, nijako i kwaśno jednocześnie, toteż nie warto tego robić; środek tabliczki bowiem przemyślano porządnie. Otóż w kremie zatopiono drobinki pszenicy, których smak wyłaniał się dopiero po pewnym czasie. Wpisany w mleko i nijakość, wydał mi się wręcz kartonowy, ale taki "nibyzdrowy" (pasujący w sumie do konwencji).
Przy warstwie ciastkowej, kartonowe drobinki zbóż z części jogurtowej wtopiły się w tło (co jest plusem), ale niestety wyszła na jaw mdła nuta kremu, przy której ostało się echo kwasowości.
Już po zjedzeniu kostki-dwóch czułam silne zacukrzenie, tłuszcz na ustach i kwasowość: trochę jogurtową, a w dużej mierze taką... złą? Bliżej nieokreśloną, może jakby za sprawą oleju palmowego? Bo i taką kiepskość czułam, choć także po prostu mdławy, ciastkowy element.
Całość wyszła... niby nie źle, ale jednak kiepsko. Niby z pomysłem, a do bólu cukrowo-przeciętnie. Widzę to jako "lżejszą wariację na temat herbatnik-mleczny krem". Jogurt był tu bowiem tylko nutką, a owsianość ciastka... ot, też. Przyjemne to akcenty, szkoda tylko, że w takim ogromie cukru. Cukrowość dosłownie powaliła mnie. Mleko w proszku dawało się we znaki, olej palmowy pobrzmiewał za mocno. Kwasowości przez większość czasu prawie brak, a jak już się pojawiała to z tymi kiepsko-mdławymi elementami; dziwna.
Na plus fakt, że nie był to tłusto-tłusty ulepek, a mięknąco-gęsta, integralna całość, ale i tak wolałabym mniej oleju.
Mam bardzo mieszane uczucia. Niby pomysł mi się podoba... Ale co z tego? Pomysł trzeba jeszcze jakoś wykonać.
1/4 zjadłam i nie czułam obrzydzenia, ale to było tak cukrowe, mało charakterne, że ochoty na więcej nie miałam. Resztę oddałam Mamie. Uznała, że "bardzo słodka, ale to ciastko fajnie przełamywało". Zapytała mnie, dlaczego czuła jakiś kwas w nadzieniu. I wyjaśniłam jej, że to jogurtowe nadzienie, na co wzruszyła ramionami. Zapytana, czy zgadnie, jakie ciastko dodali, odparła: "Zwykłe". Właśnie, bardzo to cukrowo-mdłe i takie... przeciętne.
ocena: 5/10
kupiłam: przy okazji większego zamówienia na Allegro
cena: j.w., więc nie kojarzę - 5-6 zł?
kaloryczność: 548 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, olej palmowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, jogurt z odtłuszczonego mleka w proszku 4,5%, mąka owsiana 4,5%, mąka pszenna, laktoza, sproszkowane kiełki pszenicy 3,5%, odtłuszczone mleko w proszku, masło klarowane, śmietanka w proszku, białko pszenne, lecytyna sojowa, syrop glukozowo-fruktozowy, środki spulchniające: wodorowęglan sodu, wodorowęglan amonu; słodka serwatka w proszku, sól morska
PS A jak już tak plebejsko-ciasteczkowo, zapraszam do aktualizacji recenzji Wedla Cookie Orange Mocha.
PS A jak już tak plebejsko-ciasteczkowo, zapraszam do aktualizacji recenzji Wedla Cookie Orange Mocha.
Ja w czekoladach jogurtowych właśnie obawiam się nadmiernego kwasku więc skoro tu go tak nie czuć to na plus :D ale z drugiej strony szkoda że nie wykorzystała swojego potencjału... Mogła wyjść czekolada z charakterkiem, wyszło jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńAle jest różnica między kwaskiem jogurtu (ten jest pożądany), a sztucznym kwachem. Tego pierwszego powinno być sporo przecież, jest smaczny. :P
UsuńOho, moja czekolada z mlecznym kremem i kokosanką :D Mnie odpowiada tłustość Ritterów. Sztucznego kwachu nie pamiętam. Słodyczy też nie, ale to dlatego, że i cała tabliczka nie zapisała mi się w pamięci. No i mleko w proszku - tego dziada nie wychwycę chyba nigdy.
OdpowiedzUsuńPS Wnoszę o używanie przez producentów nazw typu "pełnoziarnisty herbatnik trochę owsiany" <3
PPS Nasze mamy muszą założyć wspólnie blog z recenzjami słodyczy. Będę ich pierwszą oddaną fanką!
Bo tę tłustsość po prostu trzeba lubić, jest specyficzna...
UsuńPS Adekwatna nazwa to podstawa!
PPS Tak! Czytałabym chyba każdy wpis po kilka razy.