niedziela, 10 listopada 2019

Chateau Winter Mandel mleczna z migdałami, chrupkami karmelowymi, cynamonem i kolendrą

O tym, że w góry zabrałam ze sobą właśnie tę batoniko-czekoladę, a nie z ciastkami korzennymi (czyli jeszcze jeden smak, który został z tej serii) przeważyło to, że przez ten rok trafiłam na kilka kiepskich ciasteczkowo-korzennych czekolad i miałam co do tej wątpliwości, czy nie pójdzie w większości do Mamy. W góry wolałam wziąć coś pewniejszego. A migdały? Bardzo je lubię w czekoladach właściwie w każdej formie. Przy dzisiaj prezentowanej zorientowałam się, że kwietniowy (2019) wyjazd w góry wyszedł mi "pod znakiem Migdała" (3 z 5 wziętych czekolad było właśnie z nimi).
Właściwie... Nie miała otworzyć ze mną podróży, ale tak właśnie się stało. Szłam sobie do Doliny Pięciu Stawów od Wodogrzmotów Mickiewicza, trasa była ładna, aż nagle... Dosłownie pionowa ściana śniego-lodu. Tragedia, właśnie tam dowiedziałam się od kogoś, jakoby ten szlak był... zamknięty? Aha? No, ale do schroniska musiałam dojść. Gdy zaczęłam grzebać w plecaku, okazało się, że nie wzięłam raków... Postanowiłam więc męczyć się bez. Wydawało się to niemożliwe i wspinaczka po jednej ścianie trwała chyba tyle samo, co reszta trasy! W połowie, zirytowana, rozsiadłam się na pokrowcu na plecak na swoich czterech literach na śniegu uformowanym a'la krzesło i sięgnęłam po czekoladę. Chwila wyciszenia, niemyślenia o okrutnym świecie... Wybrałam najbardziej podzielną i najmniej ładną do zdjęć ze względu na formę. Wcześniej planowałam, że pierwsza będzie lepsza (wyrazistsza) jako ewentualny późniejszy zagryzacz, ale nie miałam warunków do zabezpieczenia reszty i w ogóle. Batoniki tym razem okazały się świetną opcją.

Chateau Winter Mandel to mleczna czekolada śmietankowa o zawartości 33 % kakao z kawałkami migdałów (10%), chrupkami karmelowymi* (5%), cynamonem i kolendrą; w formie batoników.
Opakowanie zawiera 11 szt. (po ok. 18,2g), czyli 200g.
Edycja limitowana, wyprodukowana przez WIHA GmbH, która pojawiła się w Aldi w listopadzie 2018 r.

*"Chrupki karmelowe" to oryginalnie "Karamell-Crisps", co i tak uważam za niejasne, bo producenci w opisach naprawdę dziwnie się wyrażają i równie dobrze mógłby to być "chrupiący karmel".

Gdy tylko rozwinęłam papierek, poczułam zapach cynamonu, zalatujący aromatem cynamonowym.

Czekoladki były dość twardawe, choć już w dotyku tłustawe. Zdziwiło mnie, że mimo dużej ilości kawałków chrupaczy, nie sprawiały wrażenia kruchych. Dodatków było dużo różnych, w różnej wielkości. Migdałów więcej dodano małych kawałków, ale też i średnich całkiem sporo. Z karmelem sytuacja ogólnie okazała się skomplikowana. To spore bryły i drobinki... dziwnie chrupiąco-trzeszczącego jak chrupki zbożowe tworu. Chwilami. A inne kawałki to w większości po prostu chrupiący, twardawy karmel, rozpuszczający się straszliwie powoli i pozostawiający... coś. Obstawiam, że to karmelizowane chrupki zbożowe i tyle.

Czekolada w ustach okazała się gęsto-kremowa. Rozpływała się ujawniając lekką proszkowość i powoli odsłaniając chrupiące dodatki.

W smaku czekolada rozpoczęła występ silnym mlekiem. Jego fala po chwili ujawniła cynamon, a słodycz szybko zaczęła rosnąć. Cynamon odebrałam jako sztuczny, ale na szczęście nie jak cola. Z czekoladą zespoił się na stałe, całościowo. Cukier wyczuwalny był jako on sam, choć i wanilia się zaznaczyła.

To jednak mleko podchodzące pod śmietankę stanowiło bazę. Mleko / śmietanka z cynamonem. Ten najpierw zaleciał aromatem, potem nasilił się naturalniejszy, słodko-ostrawy. Dopomogła mu nuta migdałów i lekko palona, które pojawiły się wraz z wyłaniającymi się dodatkami.

Migdały ewidentnie były lekko podprażone, przez co świetnie wpisały się w korzenny klimat.

Karmel jednak nie był specjalnie prażony / palony... Miał ten problem, że nawet specjalnie karmelem nie był. Wpisał się częściowo w cukier, nasilając słodycz. Z drugiej jednak strony... wprowadzał neutralny wątek kartonowych chrupek zbożowych... w dodatku w cukrze. Może właśnie to i minimalnie podprażone było, ale... smakowało dziwnie - w negatywnym sensie. Nijako.

Oba dodatki jakby próbowały przełożyć się na poczucie naturalności cynamonu, ale... średnio to wyszło. Bliżej końca, raz i drugi, minęła mi także namiastka bliżej nieokreślonej gorzkości.
Cynamon mimo że wyraźny, wyszedł łagodnie, bo wymieszany z ogromem słodkiego mleka i właśnie nie był to czysty, najprawdziwszy cynamon.

Po koniec, rozgryzając dodatki czułam wyrazisty smak migdałów i lekko palony cukier. Przy migdałach epizodycznie pojawiała się lekka gorzkość - albo ich skórka albo coś bardziej korzennego? Kolendry nie obstawiam.

W posmaku pozostał cynamon, znów także cynamonowa sztuczność i przesłodzenie osadzone w mocno śmietankowo-mlecznych, trochę waniliowych realiach.

Nie podobał mi się tu podrabiany karmel, nie podobało mi się to, jak aromatem zalatywał cynamon. Brak kolendry mogłabym wybaczyć, gdyby nie dwa powyższe czynniki, przez które ogólnie coś nie grało. One sprawiły, że po jednej czekoladce wcale nie miałam ochoty sięgnąć po kolejną. Nie smakowały mi. Po prostu. Co z tego, że dobre migdały, niezła czekolada z cynamonem, który chwilami smakował, jak trzeba, skoro chwilami wyłaziły te czynniki... udające coś innego? Podrabiany karmel, podrabiany cynamon... tego jeszcze nie było.
To, co wróciło z gór, trafiło do Mamy. Ona nawet nie umiała sprecyzować, co jej w tym nie leżało, ale jej też nie smakowało.


ocena: 4/10
kupiłam: Aldi
cena: 6,99 zł (za 200g)
kaloryczność: 555 kcal / 100 g; sztuka - 101 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, śmietanka w proszku 13,5%, migdały, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku 4,7%, produkt z serwatki, mąka ryżowa, laktoza, białko pszenne, olej słonecznikowy, lecytyna sojowa, aromat, ekstrakt z cynamonu, karmel, słód pszenny, sól, ekstrakt waniliowy, ekstrakt z kolendry

10 komentarzy:

  1. O ile za kolendrą bym nie płakała, tak podrabiane karmel i cynamon nie brzmią dobrze... Jeszcze się z czymś takim nie spotkałam i nie chce się spotkać :p
    Bardzo podobają mi się takie zdjęcia na tle śniegu i drzew :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I życzę, żebyś się nie spotkała.

      Miło mi to czytać.

      Usuń
  2. Szczerze? To jestem zachwycona tymi zdjęciami *.* We no tylko się prxyjrzyj! Nawet na tę czekoladę nabrałam zachciewajki, choć jest podobno nieszczególna ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      O nie, zrobiłam reklamę czemuś kiepskiemu. xD

      Usuń
  3. Historia z gór nie mieści mi się w głowie. Inaczej: wyobrażenie sobie mnie w takiej sytuacji nie mieści mi się w głowie. Już samo wyjście w góry byłoby dla mnie karą. Gdybym zaś natrafiła na trudności wydłużające czas pobytu w przerażająco zimnych górach, popłakałabym się z bezsilności. Rozumiem Twoją pasję (moja mama jara się górami tak samo jak Ty), niemniej wyobrażenie sobie siebie na Twoim miejscu przyprawia mnie o dreszcze. Wydaje mi się, że poczułabyś taki dyskomfort wyobrażeniowy jak ja, gdybyś umiejscowiła się w wesołym miasteczku pełnym ludzi albo na upalnej plaży w środku lata. Dla mnie z kolei właśnie to jest rajem na ziemi.

    Zastanawiam się, ile wspólnego z konsystencją czekolad jedzonych w górach mają warunki pogodowe. Nie ma szans, żeby ta sama czekolada jedzona w śnieżnej scenerii była identyczna jak ta jedzona w moim domu, gdzie słońce robi latem saunę.

    Niedawno jadłam produkt, w którym cynamon był tak paskudny, że aż nie mogłam uwierzyć. Znacznie gorszy niż Twój, bo nie tyle sztuczny, co esencjonalnie gorzki jak... nie wiem co.

    PS Świetne zdjęcia, zwłaszcza ostatnie. 10/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Twoją perspektywę. Zdecydowanie w moim przypadku byłaby to plaża. Wesołe miasteczko... Od biedy mogłabym odwiedzić bez poczucia, że umrę.

      Jestem chytra - w zasadzie robię tylko zdjęcia, na takim mrozie zjadam ze dwa gryzy. Różnice są, ale zaskakująco nie aż tak ogromne. Owszem, czekolada jest bardziej schłodzona, ale wtedy też ja (temperatura w ustach) jestem bardziej rozgrzana. Pracuje to całkiem nieźle, mimo wszystko.
      Rzeczywiście, nie ma szans. Dobrze więc, że ja uwielbiam powolne rozpływanie się, a Ty miękkość i bagienka.

      Taak, czasami cynamonowe rzeczy potrafią być paskudne. Aż tak dużo go było, że zrobiło się gorzko czy to sztuczna gorzkość? Zdradzisz, co to było?

      PS Bardzo dziękuję.

      Usuń
    2. Chyba chodziło o rodzaj cynamonu, nie ilość. Chodzi o jeden z suszków Kupca. Niestety na koniec zostawiłam te najgorsze.

      Usuń
    3. Tylko mi nie mów, że i Ty, Brutusie, masz coś do tego najzwyklejszego, co przeważnie jest w sklepach. xD Nie no, trochę żartuję.
      Lubię goryczkę zwykłego (nie wiem nawet, czy tak fizycznie cejloński w ogóle kiedyś zdarzyło mi się kupić), ale wierzę, że w tym suszku to nie tyle "zwykły" co jakiś kiepski wyjątkowo.

      Usuń
    4. Na dodatek nie cierpię kaszy ani płatków jaglanych, które już same w sobie wprowadzają gorycz. A to był właśnie deser jaglany.

      Usuń
    5. Aa. Ja akurat lubię goryczkę kaszy jaglanej. Ale już płatki jaglane mi nie smakują, bo wydają mi się jakieś mdłe.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.