poniedziałek, 11 listopada 2019

Cote D'Or Lait Amandes Caramelises mleczna z solonymi karmelizowanymi migdałami

Wybierając tabliczki, które miały mi w kwietniu 2019 towarzyszyć w górach, wybrałam takie nie do końca w moim stylu (np. z dużymi chrupaczami), ale takie, których Mama nie chciałaby (ciemne lub z solą). Długo zastanawiałam się, które to mogą być na pewno smaczne (żebym nie została bez czekolady do zjedzenia). Padło na wielkie czekoladziska (ponad 100 g), bo uznałam, że jak jedna nawali, to będę miała czym zagryźć. A ciężar... No cóż. I tak oto ta miała iść na pierwszy ogień, bo obstawiałam, że będzie nie dość, że najlepsza, to jeszcze tak wyrazista, że doskonała na zagryzanie.
Jak jednak pisałam przy Chateau Winter Mandel, plany zmieniłam, czego nie lubię. Otworzyłam ją przy schronisku w Dolinie Pięciu Stawów, by mieć ładne zdjęcia. Wzięłam ją bowiem na Zawrat, tylko że na oko warunki oceniłam jako beznadziejne (do zdjęć w szczególności, bo śnieg odbijający słońce i wiatr to ostatnie rzeczy, jakie są pomocne przy robieniu szczegółowych zdjęć czekoladom).

Cote D'Or Lait Amandes Caramelises / Melk Gekarameliseerde Amandelnoten to mleczna czekolada o zawartości 33 % kakao z solonymi karmelizowanymi migdałami (27%). Producent to Mondelez.

Po rozerwaniu sreberka poczułam dziwny, niezbyt przyjemny zapach przesadnego naaromatyzowania o charakterze słodko-cukrowym oraz migdałów. Cały czas czułam cukier, a po przełamaniu też słoność.

Tablicę cechowała twardość, ale raczej ze względu na grubość i ogrom dużych dodatków.
Migdałów nie pożałowano. Wystąpiły głównie jako całe, ale też połówki i sporo pokaźnych kawałków. 
W przekroju wydały mi się dziwnie jasne, a ich skórki wzięłam za warstwę karmelu. Gdy rozpoczęłam test, okazało się jednak, że niektóre po prostu są ze skórkami, a większość pokrywała biała, dość gruba warstwa, twardo-trzeszcząco-chrupiąca jak... draże? cukierki kamyki? Rozpuszczała się powoli. Dziwne to było... w ciemno powiedziałabym, że jak skorupka draży typu M&M's bez koloru, a nie karmel.
Czekolada w zasadzie ogółem rozpuszczała się raczej powoli, ale łatwo i kremowo. Trochę podchodziła pod ulepkowaty plastik, ale wrażenie ulepka poniekąd nakręcała chyba ilość dodatków.
Migdały, pomimo drażowo-kamykowatej warstwy karmelo-cukru, wydały mi się zaskakująco świeże (jak na karmelizowane) i zacnie chrupiące.

W smaku czekolada uderzyła jakąś dziwną nutą. Zdecydowanie przesadnie naaromatyzowana w kontekście słodkim i jakby trochę pseudoowocowym. Szybko zabił to cukier, przybywający właściwie jako jakiś mleczny cukier, cukier pudrowo-różowolukrowy... więc w sumie coś z tego naaromatyzowania sobie zostawił.
Na szczęście do akcji dołączyła nuta migdałowo-orzechową, bowiem czekolada przesiąkła migdałami.

Zanim jednak rozbrzmiały one w pełnej okazałości, wzrastała sztuczna słodycz; jakby sztuczny, cukierkowy cukier. To był ten "karmel" - przez większość czasu według mnie po prostu cukrowo-sztuczny, niekarmelowy, dziwny jakiś. Potem pojawiała się palona, wręcz gorzka nuta, czasem też szczypta soli. Raz i drugi, gdy dodatków zebrało się więcej, wyłapałam nutę smażenia.
Same migdały miały średnio wyrazisty smak, toteż wyszły zwyczajnie smacznie, a nie jakoś tam zachwycająco.
Rozgryzałam migdały właściwie już na sam koniec, toteż cześć "karmelu" rozpuszczała mi się szybciej. Miało to i plusy, i minusy, bo migdały nadawały wszystkiemu jakiejś tam względnej smakowitości.

Po wszystkim został posmak zaskakująco słony. Jednocześnie czułam się zacukrzona w sposób sztuczny, tandetny. Pozostały też migdały, ale jakoś mało wyraziste pod naporem tego wszystkiego.

Tabliczka okazała się wielkim (dosłownie!) rozczarowaniem. Czekoladowa baza miała w sobie jakiś irytujący posmak, migdały zepsuli cukrową skorupką, soli poskąpili... I co tu chwalić? Brzmi dobrze, a wyszło kiepsko. Przeciętnie, ale w sposób taki, że to przeciętność typu "więcej jeść tego za nic nie chcę". Uh, po Chateau Winter Mandel kolejny udawany karmel. Co to ma być? Jakieś dobro luksusowe czy co? Najpierw producenci mylili karmel z toffi, teraz jakaś dziwna moda na... no właśnie nie wiem co.
Po jakiś trzech kostkach, więcej nie zmogłam. Przywiozłam Mamie. Ona wprawdzie nie miała takich zarzutów, co ja, ale też była raczej "na nie", bo "te migdały... tak dziwnie to zostawało i nie wiadomo, czy czekać aż się rozpuści, kiedy gryźć i w ogóle". Też karmelem by tego nie nazwała. Teraz tak sobie myślę, że to może raczej ten jakiś biały nugat jak z Toblerone? Niefajne coś.


ocena: 5/10
kupiłam: Auchan
cena: 14,79 zł (za 180 g)
kaloryczność: 537 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, migdały 18%, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, sól, syrop glukozowy, lecytyna sojowa, kakao odtłuszczone w proszku, aromat

10 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc to dziwię Ci się że na wyjazd zwłaszcza w miejsce gdzie nie zabierasz alternatywnych słodyczy pakujesz czekolady nieznanej jakości. Pierwszorazowe. Ja bym wzięła raczej coś pewnego żeby się nie rozczarować i mieć przyjemność w trudach wędrówki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorę takie, które w domowych warunkach by mnie w ogóle nie ciekawiły, a więc z dodatkami do chrupania.

      Sama wędrówka w górach jest przyjemnością.

      Usuń
  2. A zapowiadało się tak pysznie! Uwielbiam czekolady z całymi orzechami, a migdały w karmelu brzmią równie dobrze. Co oni karmelu nie potrafią zrobić? :(
    Zakochałam się w ostatnim zdjęciu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio też mam takie wrażenie.

      Wiem, też mi się bardzo podoba.

      Usuń
  3. Uwielbiam, gdy producenci robią czekolady z bakaliami i wrzucają je szczodrze, a nie trzy i koniec. Tylko otoczka zdecydowanie niepotrzebna. Soli z reguły nie lubię, ALE kiedy czekolada jest dobra, a sól stanowi jedynie marginalny dodatek (patrz: Ritter z miodem i migdałami), kompozycja jest udana. Wydaje mi się, że to, co Ty oceniłaś na minus, u mnie stanowiłoby plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię, gdy robią z całymi i łaskawie ze dwa dadzą, ale też nie lubię, gdy przypominają te takie batony prawie z samych migdałów z Lidla (kojarzysz?). W sensie jak jest efekt produktu typu szyszka, a nie czekolada z dodatkiem.

      Być może, ale otoczkę i Ty byś zjechała. Jestem pewna.

      Usuń
    2. Kojarzę batony, o których piszesz. Uwielbiam je. Dla mnie to 10/10, więc może dlatego jestem do zrecenzowanej czekolady nastawiona lepiej niż Ty.

      Tak, otoczkę na pewno.

      Usuń
    3. Serio? Ja myślałam, że to jakiś beznadziejny, twardy jak kamień syropoglukozowy zlepek. Mama kiedyś kupiła i było tak to tak twarde... Ponoć twardsze niż Daim. Naprawdę takie jest? I lubisz mimo takiej struktury?

      Usuń
    4. Obczaj: http://livingonmyown.pl/2019/04/04/smell-greece-nut-bar-with-peanuts/ To jest to samo, tylko dorzucili sezam. Można połamać zęby, ale każdy złamany ząb wart jest smaku. Serio je kocham. Migdałowe, fistaszkowe, mieszane... wszystkie.

      Usuń
    5. O proszę, nie pomyślałabym.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.