wtorek, 12 listopada 2019

Terravita Migdały & Kokos mleczna z prażonymi migdałami i wiórkami kokosowymi

Uwielbiam migdały i rzeczy migdałowe, ale prawie ich nie jem. Same migdały do chrupania jakoś mnie nie kręcą. Wystarczy mi to, co jest w czekoladach. Jak od tabliczek z migdałami zaczęłam, tak migdałami dalej poleciałam. Tym bardziej, że połączenie z kokosem widziało mi się bardzo zacnie. Nie od razu przyszło skojarzenie z... Raffaello, ale w końcu przyszło. Te wprawdzie kojarzą się z bielą, ale przez długi okres czasu lata temu po prostu je uwielbiałam (i z tego okresu jest nawet recenzja) - właśnie dzięki temu, jak cudownie zgrywał się migdal i kokos w mlecznej toni... Świetne, a jednak tak rzadko spotykane połączenie... Przynajmniej w czekoladach (inne rzeczy obecnie mnie nie ciekawią). A że dostałam takie cuś od producenta, to i w klimat prezentowy się wpisało, jak Rafaello (nie pamiętam, bym kiedykolwiek sama je sobie kupiła; zawsze dostawałam).

Sięgnęłam po nią idąc pokręcić się w okolicach Koziego Wierchu. Nie wiedziałam, czy przy takich warunkach, jakie mnie spotkały w ogóle będę na niego włazić. Wichura, pełno śniegu, a jeszcze burzę zapowiadali. Już koło mostku od Doliny Pięciu Stawów wiało tak, że lepiej nie gadać, a niektóre szczyty były tak zasłonięte szarymi chmurami, że... Przy wspomnianym mostku był jednak duży głaz, dający osłonę od wiatru i akurat niezły widok, więc uznałam, że to dobra okazja na sesję czekoladzie.


Terravita Migdały & Kokos czekolada mleczna to mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao z kawałkami prażonych migdałów i wiórkami kokosowymi.

Gdy tylko zaczęłam rozrywać złotą folię, uderzył mnie zapach kokosa z migdałem w tle, może też jakimś orzechowo-cukrowym motywem czekolady. Był zachwycająco smakowity, mimo że zakrawał o przerysowanie - tylko że tak dziwnie naturalnie przerysowany.

Tabliczka w dotyku nie wykazała przesadniej tłustości, ale wyglądała mi na ulepek. Przy łamaniu odznaczała się pewną twardością, wydawała też chrupnięcia, jednak to raczej za sprawą grubości i dodatków. Tych było mnóstwo, z przewagą migdałów. To kawałki raczej średniej wielkości, ale i drobnica, w większości pozbawiona skórek. Złoty kolor sugerował porządne podprażenie. Jeśli o kokosa chodzi, to całe wiórki, również prażone, że aż przypominały twardawo-chrupiące słupki.

W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie, na pewno łatwo i raczej szybciej niż wolno. Wydawała się kremowa i gładka, nie za tłusta. Ucieszyłam się, że mimo takiego wypełnienia (właściwie zrobienie choćby najmniejszego kęsa tak, by nie trafić na dodatki było niemożliwe) nie podchodziła pod ulepek, ale przez to też nie zalepiała przyjemnie ust.
Wszystkie dodatki mocno chrupały. Migdały - to zrozumiałe. Wyszły tak prażono, że aż lekko sucho, ale w porządku. Kokos początkowo też chrupał, dopiero długo przeżuwany zaczynał trzeszczeć i skrzypieć, ale nie memłał się i nie zostawał w ustach specjalnie dłużej od migdałów. Dodatki pozbawiono większej soczystości.

Od pierwszego kęsa w ustach roztaczał się duet cukru i mleka. Już po chwili pojawił się też kokosowy wątek sprawiający, że przesłodzenie wydawało się pożądane.

Mleko postawiło na swoim, więc mimo cały czas rosnącej słodyczy, to ono robiło za bazę. Chwilami niczym zasłodzone mleko skondensowane. Wyraziste i pełne do tego stopnia, że z czasem wydawało się śmietanką.

Śmietanką zacukrzoną co niemiara i nieco... Kokosową. Czekolada bowiem przesiąkła kokosem całościowo. Nadał jej trochę orzechowego wydźwięku, w który mniej więcej w połowie weszły migdały.
Orzechowy charakter czekolada zyskała wraz z tym, jak dodatki zaczęły z niej wylegać na jęzor. Migdały w mleku, kokosowa śmietanka - mmm... Utopione w cukrze, ale w pełni naturalne.

Gdy zabrałam się za rozgryzanie dodatków, mimo że nasilił się smak kokosa pobrzmiewający cały czas (tylko że tym razem ewidentnie jako prażone wiórki), to migdały dominowały. Ich smak był prażony, że aż taki... Nudno-nieintensywny. Niewielka część kawałków wydała mi się przeprażona. Jakby upuściły swój tłuszcz i się w nim podsmażyły, choć to akurat szczegół. Gorzkości brak, pewnie dlatego, że skórki trafiały się epizodycznie.

Rozgryzane na koniec chrupacze w udany sposób przełamały słodycz - akurat, by z ochotą jeść dalej.

W posmaku pozostały więc one: prażony kokos i niewyraziste, ale wyraźnie wyeksponowane, migdały, oraz mocno mleczna czekolada. Czułam, że podskoczył mi cukier, ale nie miałam wrażenia, że wyszorował mi usta.

Całość zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Kojarzyła się z bardziej orzechowo-czekoladową (murzyńską / opaloną) wersją Raffaello. Za słodko, migdały poprawiłabym, ale za to kokos to... Kokos marzeń. W porządnej, nie za tłustej, a głęboko mlecznej bazie. Na szlaku to naprawdę zacna czekolada, bo nic się nie memłało, nie męczyło. Bez sztuczności, a w sumie intensywnie (tylko migdały nie w ten sposób, co bym sobie życzyła). Podobała mi się ilość i proporcje dodatków.
To, czego nie przejadłam w górach zostawiłam, początkowo myślałam nawet, że sobie na "zagryzanie paskud na uczelnię", ale po porównaniu ją z inną (już w domu) uznałam, że jednak nie, tym bardziej że... Najpierw tylko trzema kostkami poczęstowałam Mamę i była zachwycona... Częściowo. Narzekała tylko na to, że... dostała tak mało. To jej dopiero później dałam resztę. Skoro mnie tego typu czekolady normalnie aż tak nie cieszą, a ją zachwyciła... Miło ją uszczęśliwić.


ocena: 8/10
kupiłam: terravita.pl (dostałam)
cena: 9,99 zł (za 250 g; ja dostałam)
kaloryczność: 542 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie (ale mogłabym dostać)

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, migdały 6%, wiórki kokosowe 6%, serwatka w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt wanilii

3 komentarze:

  1. Migdały i kokos od razu kojarzą mi się z Raffaello, ale oczywiście w białej czekoladzie. W mlecznej jeszcze się z takim połączeniem nie spotkałam, ale jestem pewna że też byłabym zachwycona jak Mama <3 swoją drogą zjadłabym takie Raffaello z mleczną czekoladą ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy ostatnio jadłaś Raffaello? Do podlinkowanej recenzji, czyli w 2015 roku? Zawsze miałam je za pyszne, ale jak spróbowałam w zeszłym roku, i to z dwóch różnych źródeł, okazało się, że obecnie to stetryczały pomiot ze średnio-niskiej półki. Masakra.

    Przepiękny zapach, a uprażone wiórki to dobre wiórki. "Kokos marzeń" - jak ładnie :) Ta czekolada zdobyłaby dużo chi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, zimą dwa lata temu. Nadgryzłam jedno i... Ble. Margaryną to to waliło, nawet na zapach. I w takiej sytuacji nawet żadnej aktualizacji nie robiłam. O! Myślałam, że to już ją się taka wyczulona zrobiłam. Pocieszyłaś mnie. Znaczy... W sumie to nie, bo wolałabym, by nadal były smaczne, choćbym i tak ich nie jadła.

      Na pewno!

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.