wtorek, 5 listopada 2019

Lindt Creation Schwarzwalder-Kirsch mleczna z nadzieniem wiśniowym z likierem i śmietankowo-mlecznym kremem czekoladowym z kakaowymi ciasteczkami

Gdy po raz pierwsze zobaczyłam tę czekoladę w internecie, zaciekawiła mnie. Wiśniowe nadzienie i kakaowe ciasteczka? O tak! Czyżby coś, co miało pozwolić Lindtowi odzyskać honor po kiepskiej Hello Crunchy X-Mas Cherry z wiśniami i ciastkami korzennymi? Co więcej, lubię czekolady stylizowane na ciasta, mimo że nigdy zbyt ciastowa nie byłam, obecnie zaś prawie w ogóle ich nie jem. Tortów i dziwnych wyrobów cukierniczych w ogóle nie lubię, a to... że jednak Macarons wyszły chyba makaronikowo, dało mi trochę do myślenia. Przy składaniu zamówienia jednak zdecydowałam się, bo z Mamą dobrze wiedziałyśmy, że jakby co, ona na pewno nie będzie narzekać.

Lindt Creation Schwarzwalder-Kirsch mit Kirschen und Gebackstucken to mleczna czekolada z 11% wiśniowym nadzieniem z likierem wiśniowym - kirschem i 25% czekoladowo-śmietankowym kremem z 2% kawałkami kakaowych ciastek.

Po otwarciu poczułam słodki splot wyraziście mlecznej czekolady oraz soczyście wiśniowego likieru. Ten drugi nie był mocno alkoholowy, a bardziej jak sok wiśniowy. Naturalnie wiśniowy zapach przypominał trochę "wiśnię z jogurtu", ale jednocześnie był świeży. Całość, mimo słodyczy, miała charakterek.

W dotyku tabliczkę odebrałam jako dość tłustą, choć całościowo konkretną. W ustach potwierdziła się jedynie tłustość, konkret nie.
Całość miękła szybko, rozpływając się w bardzo gęsty, ogólnie zalepiająco-oblepiający sposób.
Sama kremowa czekolada zalepiła raz-dwa, uginając się i uwalniając nadzienia.
Górnego dali znacznie mniej. Okazało się zżelowaną, lekko rwącą się masą o konsystencji prawie stałej i niegładkiej, a jak mus owocowy. Wcale zbyt chętnie nie wyciskał się spomiędzy innych warstw, acz z racji tego, że był od nich rzadszy i mniej tłusty, znikał szybciej.
Dół to plastyczny, miękkawo-tłusty krem pełen większych i mniejszych ciastek. Tłustości śmietanki zawdzięczał spójność z czekoladą.
Ciastka miały dziwną strukturę, bo mimo pewnej twardości, uginając się pod naciskiem zębów, udawały, że są miękkawe. Trochę zawilgocone, niespecjalnie chrupiące, ale i nie rozpływające się. Tylko one były tu przerywnikiem (niestety niezbyt udanym) od bezkresnej, tłustej miękkości. Całość bowiem zmieniała się w lepiszczą masę.

Czekolada smakowała przede wszystkim słodko, choć od samego początku bardzo wyraźnie eksponowała też mleko. Odrobinka kakao w zestawieniu ze środkiem uległa zupełnie.

Szybciej i wyraźniej zaznaczało swój smak nadzienie owocowe, bo poprzez słodko owocową soczystość soku z dojrzałych wiśni. Wahnęły się w kierunku cukierkowym, ale jednak zatrzymały się w szybko rosnącej słodyczy. Za słodkim owocem podążał minimalny kwasek i procenty. One jednak też nie przełożyły się na jakiś wiśniowy impet. Słodziutki likier wyszedł delikatniusieńko, w zasadzie mało alkoholowo, bo jakoś rozszedł się w otoczeniu.

Nadzienie dolne kontynuowało mleczny smak czekolady, uwypukliło śmietankę, ale wpisało się też w czekoladowość. To ono odwracało uwagę od owocowej części. Dominowało, choć też nie było jakoś specjalnie wyraziste. Mniej więcej w połowie rozgościło się na pierwszym planie jako śmietanka z cukrem pudrem. Kojarzyło mi się z jasnym kremem do tortu... o lekko waniliowym akcencie. Nie odlatywało też bardzo od czekolady - słodką śmietankową czekoladowością łączyły się.

Śmietankowo-pudrowe, bardzo słodkie nadzienie próbowało wtłoczyć wiśnie w cukierkowo-pudrowy klimat. Mniej więcej w drugiej połowie takowe czułam, do czego dołożyło się ogólne przesłodzenie. Po pewnym czasie jednak likier zreflektował się i wraz z cukrem, trochę przypiekł język i gardło, rozgrzał.

Ciastka w tym wszystkim wydawały się żadne w smaku, a zostawione na koniec, w większej ilości i dopiero rozgryzione, też niczym szczególnym się nie wykazały. Dodały lekkiej goryczki, ale raczej przypalonej niż kakaowej. To trochę podkręciło czekoladowość.

Bardzo mleczna czekolada, ogrom śmietanki i przesłodzenie wraz ze słodziuteńką wisienką i echem likieru w tle zakończyły to wszystko.
W posmaku pozostało ogólne wiśniowo-czekoladowe przesłodzenie... w zasadzie urocze, tylko minimalnie charakterniejsze za sprawą likieru. Posmak ciastek? Mglisty.

Całość wyszła... niewiarygodnie wręcz słodko, a przez to mdło. Dobry smak został zagłuszony cukrem do tego stopnia, że w dniu, w którym naprawdę miałam ochotę na jakąś słodszą czekoladę, po trzech kostkach odpadłam. Nie była zła, toteż resztę zawinęłam w sreberko i odłożyłam. Później wróciłam, zjadłam kostkę i uznałam, że przez słodycz i tak delikatny smak... nie dam jej rady, oddałam Mamie. Jej w miarę smakowała, ale wolałaby sam krem + więcej dżemu kosztem ciastek.

Słodka, naturalna wiśnia wyszła jedynie jako nuta, ogrom śmietanki w udany sposób mieszał się z czekoladą, a odrobinka likieru podkreśliła to wszystko. Byłoby pięknie, gdyby nie przytłaczająca ilość cukru. Gdyby chociaż te kawałki ciemnych ciastek wyszły należycie gorzko-kakaowe, a nie prawie żadne... Za kiepskie ciastka poleciał cały punkt.
Szkoda, naprawdę szkoda, bo podoba mi się zestawienie, pomysł. Jednocześnie czuję, że np. większa ilość alkoholu czy ciemna czekolada zabiłyby te subtelne wiśnie czy łagodną śmietankę... Po prostu odjęłabym więc część cukru - a co, niech tabliczka ma 100, a nie 150 g.
Przywołała wspomnienie Tesco Finest Swiss Milk Chocolate with Cherry & Vanilla Flavour Filling, od której Lindt bez dwóch zdań był lepszy (w Tesco zabiła mnie tłustość, ta Lindta nie była aż tak silna), ale... nieintensywna wiśnia i przeokropne zacukrzenie w przypadku obu sprawiły, że po prostu nie dało się ich jeść.
Z kwestią proporcji między owocami a cukrowością - podobnie, choć chyba jeszcze bardziej słodko, jak w Lindt Hello Frozen Yoghurt.


ocena: 6/10
kupiłam: Allegro
cena: 15 zł (za 150g)
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, masło klarowane, syrop glukozowo-fruktozowy, laktoza, śmietanka w proszku 2%, likier wiśniowy 2%, odtłuszczone mleko w proszku, wiśnie 1%, mąka pszenna, lecytyna sojowa, syrop glukozowy, koncentrat soku wiśniowego 0,4%, aromaty, olej palmowy, ekstrakt słodu jęczmiennego, koncentrat soku cytrynowego, kakao w proszku, naturalne aromaty, substancja żelująca (pektyny), środki spulchniające (wodorowęglan potasu, wodorowęglan sodu, wodorowęglan amonu), koncentraty owocowe (czarna marchew, aronia, winogrona), ekstrakt waniliowy, sól, laska wanilii

7 komentarzy:

  1. Jak często kupujesz nowe czekolady i ile jednorazowo środków na nie przeznaxasz jeśli można spytać? Zawsze żałuję tyle wydać na raz żeby dostawa gratis była :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większe czekoladowe zamówienia z Sekretów Czekolady lub od Zottera składam dwa razy w roku i płace od 200 paru do zdarzy się, że prawie 400. Takie Lindty itp. z Allegro czy innych, to podłączam się pod zamówienia Mamy i wtedy wybieram sobie około 3-4 tabliczek. W sklepach, to jak pojawią się fajne w gazetkach lub trafię przypadkiem i wtedy po prostu kupuję te, które mnie interesują.

      Usuń
  2. Nigdy nie jadłam czekolady o smaku tortu szwarcwaldzkiego, ale podoba mi się pomysł na taki smak. Słodycz pewnie nie byłaby dla mnie problemem, do alkoholu w czekoladach troszkę się przekonałam, więc w sumie z chęcią bym spróbowała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam tort też mnie nie kręci, ale jako pomysł na słodycze, uważam, że jest o wiele ciekawszy od tych tiramisu i creme brulee.

      Usuń
  3. Bardziej od "ciastowej stylizacji" czekolady podoba mi się opakowanie. Jest przepiękne. Co do smaku zaś, nigdy nie widziałam, a tym bardziej nie jadłam czekolady tortoszwarcwaldzkiej. Ten tort w wersji zmodyfikowanej kojarzy mi się z babcią (mamą taty). Co roku wyprawiali wspólne imieniny (urodzin nie obchodzili) i zapraszali całą rodzinę. Babcia sama robiła tort orzechowo-szwarcwaldzki. Ale to było smaczne... ach!

    Szkoda, że w zapachu nie ma alko. Lubię % w każdej postaci. "Bezkresna, tłusta miękkość" - świetne określenie, przemawia do mnie. Wobec ciastek mogłabym być bardziej tolerancyjna niż Ty. Konsystencję uważam za duży pozytyw. Smak części wiśniowej zawodzi, bo wolałabym tu dostać czekoladę dla dorosłych. Niech pali sam alkohol, po co dodatkowo cukier? Albo, albo. (Mądrzę się, a i tak bym zjadła tego Lindta :P). Że całokształt mocno słodki, spoko. Że mdły... mdły czy mdlący? Mdły to nijaki smakowo, a mdlący to tak słodki, że bierze na pawia.

    PS "Gdy po raz pierwsze zobaczyłam".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opakowanie jest przepiękne. Wyobrażam sobie trzymać je, mając paznokcie pomalowane na czerwono-złoto, a w drugiej ręce kieliszek czerwonego wina. Taka sesja mogłaby być udana.

      Wierzę, że jedzącym smakowało, ale ja na tort bym się nie skusiła.

      Nie, nie na pawia! Nijaki. To tak, jak by to piękne opakowanie posypać cukrem (toną). Kopiesz, kopiesz, jakaś część w końcu zobaczysz, ale i tak masz głównie cukier i tylko świadomość "że tam coś chyba jest".

      PS Dzięki.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.