poniedziałek, 4 listopada 2019

E. Wedel Chrrrup! ciemna 50 % z cząstkami grejpfrutowymi i chrupkami

Nawet nie umiem słowami wyrazić, jak bardzo cieszyłam się na tę tabliczkę! Zdziwieni? Otóż był to ostatni posiadany Wedel (przynajmniej tak myślałam, bo zapomniałam, że przecież mam jeszcze czystego 80%), co oznaczało koniec męczarni, żadnego wiszącego ostrza cukrowo-chemicznej gilotyny. Złożyłam sobie wieczystą przysięgę, że tak jak żadnego więcej Barona nadziewanego, nie kupię żadnego Wedla. Choćby miał lemura na opakowaniu!
Dobra, może i Wedlowi uda się zrobić jakąś fajną czekoladę, ale w większości... Okropieństwa. Po tylu - na ile trafiłam - paskudach, wiem, że dalej, tak jak było latami, będę trzymała się od marki z daleka. Ale... ale ta już była i, już tak całkiem serio, aż taka straszna mi się nie wydawała (nienadziewana, bez oleju palmowego). Kupiłam ją niedługo po zjedzeniu tej z solonym karmelem. Uznałam, że skoro tamta była jak najbardziej zjadliwa, a właśnie grejpfrutowa galaretka z Bombowej mi smakowała, dzisiaj przedstawiana może mnie zaspokoić jako "ot, jakaś spoko czekolada na wykład". I jakoś miałam dziwną potrzebę odbicia sobie tamtych galaretek (jak tylko co się przekonałam do takowych w niektórych przypadkach, a tu... oszukali, tylko jedną dali).


E.Wedel Chrrrup! Czekolada gorzka z cząstkami grejpfrutowymi i chrupkami to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao z cząstkami / galaretkami grejpfrutowymi i chrupkami zbożowymi.

Po otwarciu poczułam bardzo intensywny, przerysowany zapach cytrusów (da się wyodrębnić soczystego grejpfruta, choć oczami wyobraźni zobaczyłam raczej sok z kartonu - btw. nie pijam soków, to luźne skojarzenie) i cukrowo-"kakaowatej" czekolady. Cukrowa słodycz była niemal bazowa. Ułożyło się to w skojarzenie z cytrusowymi / grejpfrutowymi galaretkami w czekoladzie ciemnej, lekko cierpkawej.

W dotyku tabliczka wydała mi się gładko-tłusta, ale przy łamaniu głośno trzaskała z racji twardości. Nie dostrzegłam galaretek, mimo że chrupki przebijały się na spodzie i widoczne były w przekroju, co mnie trochę wystraszyło.
W ustach czekolada rozpływała się bez większych oporów, acz bardzo powoli. Mimo że mięknąco-tłusta, miała suchawy wyraz i znaczący talkowy efekt. Nie była jednak aż tak bardzo miękka, jak się obawiałam. Do końca pozostawała raczej zwarta, mimo upuszczania mazisto-oblepiających smug, rozrzedzanych przez galaretki.
Bo one, galaretki, jednak były. Mało, bo mało, ale przynajmniej nie tylko drobne, ale i o sporym, odpowiednim rozmiarze. Większość jednak opisałabym jako kawałko-plastry galaretek (na pewno nie całe - takie były może ze dwie). Okazały się twardawe tylko w pierwszej sekundzie, a tak to miękko-żelowate, rozpuszczające się w miarę szybko, ale również lepiące. Mimo silnego scukrzenia (wręcz skrystalizowania / skryształkowania), cechowała je lekka soczystość, co przypadło mi do gustu. Nie podobało mi się jednak, że poskąpili ich i w dodatku rozmieścili nierównomiernie, bo głównie na środku tabliczki (sporo miałam bocznych kostek bez nich).
Chrupki to drobne, bardzo napowietrzone, leciutkie kulki, które niespecjalnie miękły, a bardziej niż chrupały, to raczej trzeszczały. Nawet zostawione na koniec (miękły tylko nieliczne). Odebrałam je jako nieco zbyt stwardniałe, nieświeże. Mimo że nie lubię takich dodatków, akurat te tutaj okazały się dobrym urozmaiceniem i wkroczyły w miejsce wad innych elementów. Było ich jednak za dużo, lecz na szczęście ogólnie tabliczka nie wydała mi się najeżonym zapychaczami straszliwym zlepkiem-ulepkiem.

W smaku czekolada uderzyła smakiem cukru i aromatu cytrusowego. Rozchodził się wyraźnie na ogólną cytrusowość (kojarzącą się z galaretkami) i rzeczywiście grejpfruta (w jakimś stopniu). Nie było tylko kwaśno, ale też słodko-goryczkowato.

Ta goryczkowatość pochodziła też trochę od kakao: prostego i wycofanego. Mimo to, doszukałam się akcentu śliwek / wiśni w likierze, a więc czegoś bardzo słodkiego, ale poważniejszego. Wpisały się w kwasek (co podkreślał aromat cytrusowy), a z czasem wkomponowały się w ogólnie łagodny smak, co utworzyło w mojej głowie wizję taniego ciasta-babki (może i kakaowego, ze śliwkami / wiśniami, skórką pomarańczy?). Mimo że cukier szalał w najlepsze, nie było aż tak przeraźliwie słodko, gdyż czekolada przesiąkła dodatkiem cytrusowym (wskazałabym pomarańcze i cytryny). Niestety, także margaryna... czy po prostu taniość / tandeta, też jakoś się przebiły i pobrzmiewały. Z racji tego, cierpkość kakao w proszku wyszła jako względny pozytyw.
Cały czas wyczuwalne cytrusy mniej więcej w połowie coraz wyraźniej eksponowały kwaśne cytryny, coraz bardziej goryczkowato-galaretkowe i cierpkawe. Ogólna cierpkość i tak jednak nie była zbyt mocna.

Ta właśnie lekka cierpkość zespoiła czekoladową bazę, cytrusowość i grejpfruta. Były bardzo intensywne, niezagłuszone przez cukier i wręcz przerysowane w kontekście cukierkowo-galaretkowatym, co wyszło na przód wraz z odsłanianiem się dodatków.

Galaretki okazały się kwaśno-słodko cytrusowe, ale i goryczkowate w specyficzny sposób. Wyraźnie czułam w nich przede wszystkim mieszankę pomarańczy i cytryny, ale również sok grejpfrutowy. Cukrowość przy nich gwałtownie podskakiwała, po czym rozchodziła się przyjemna, grejpfrutowa soczystość, dopasowująca się do ogólnej delikatnej goryczkowatości.

Chrupki nie miały zbyt wyrazistego smaku własnego. Odebrałam je jako nieco stetryczałe, kartonowe i po prostu "zbożowochrupkowe". Nijakie, ale rozbijające słodycz.

Dodatki zdecydowanie zagłuszały nieprzyjemne posmaki, ale częściowo i samą czekoladę, że na końcówce płasko-proszkowe kakao jeszcze bardziej się wycofało. Na szczęście swoją kwaśnością cytrusy w udany sposób obniżyły słodycz, że nawet pod koniec nie odebrałam jej jako męczącej.

W posmaku pozostała cytrusowa sztuczność, przecukrzenie i posmak grejpfrutów oraz galaretek cytrusowych w ciemnej polewie. I niestety zbożowe chrupki poprzylepiane do zębów.

Całość wyszła przyzwoicie. Brakowało mi wprawdzie czekoladowej gorzkości, bo czekoladę ewidentnie przesłodzono, ale jako baza wyszła zjadliwie. Nie mogę wprawdzie powiedzieć, by czekolada nie była intensywna... W sumie była, jednak jej intensywność i tak przedstawiała raczej łagodną, cukrową czekoladę ciemną. Na dobre wyszła ogólna cytrusowość. Aromat, ale jednak nie walący chemią. Kwaśnością i cierpką goryczką cytrusowych galaretek dodatek zwalczył przesadzoną cukrowość, choć sam nie był idealny. Brakowało mi nie dość, że samych galaretek (w całej tabliczce trafiłam raptem na kilka), to jeszcze czystego, wyrazistego smaku grejpfruta. Pałętał się, ale między innymi cytrusami. A chrupki zbożowe? Ot, były.
Od niechcenia zjadłam na uczelni, bo nie było w niej nic bardzo złego, a nie była taka nudna czy cukrowa by zamęczyć.

Po całej tabliczce stwierdziłam, że w zasadzie to smakowe 7, ale ocenę obniżam za niezgodność z nazwą. Trafiłam dosłownie na kilka galaretek i... cóż, specjalnie grejpfrutowe to one nie były. Tytułowego smaku brakowało, w całości to raczej cytrusy pobrzmiewały, nie tyle sam grejpfrut. Ilość galaretek przeważyła ponieważ czułam ich niedosyt, a miałam wrażenie, że zapchali całość chrupkami i zadowoleni.  Wyszło to w porządku, ALE...
Uważam, że to w porządku czekolada, by raz zjeść, ale zdecydowanie z tych, do których zupełnie nie ma się potrzeby wracać.


ocena: 6/10
kupiłam: Auchan
cena: 2,79 zł (za 90 g)
kaloryczność: 486 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, cząstki grejpfrutowe 8% (owoce: zagęszczony sok jabłkowy, sok grejpfrutowy 18%, sok cytrynowy, przecier z jabłek; cukier, substancja żelująca: pektyny, syrop glukozowy, przeciwutleniacz: kwas askorbinowy; naturalny aromat cytrynowy, zagęszczony sok z czarnej marchwi), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, chrupki 3% (mąka ryżowa, mąka pszenna, mąka kukurydziana, cukier, koncentrat słodu jęczmiennego, sól), tłuszcz mleczny, emulgatory (lecytyna sojowa, E476), aromaty, sól

4 komentarze:

  1. Ta seria Wedla w ogóle mnie nie kusi. Bardzo lubię czekoladę Bombową, ale w niej właśnie te galaretki wydawały mi się zbędne. Może z tej serii z chrupkami skusilabym się na białą, bo mango brzmi ciekawie, ale gorzka z grejpfrutem odstrasza mnie samą nazwą :D dla mnie to lepiej że jest słodka i nie czuć grejpfruta :) choć ciekawa jestem czemu nazywa się gorzką, skoro ma zaledwie 50% kakao :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A według mnie jedyny plus Bombowej, haha.

      Mango kocham, ale świeże. W czymś się boję, że będzie suszone i obleśne. Biały Wedel u mnie odpada, bo biały w dodatku.

      Bo nie jest mleczna. Wedel trochę rozumuje, jak ja, że ciemna to ciemna, a zawartość może być różna. Mi tylko nie podoba się jeszcze słowo "gorzka", bo często nie oddaje rzeczywiści. Albo "deserowa", phi. "Ciemna" - najłatwiej.

      Usuń
  2. Haha, dałam się złapać na pierwsze zdanie. Jedna z czekolad z tej serii była niedobra i wydaje mi się, że to właśnie ta. Gorycz wiązałam z grejpfrutami. Samej czekolady nie pamiętam, ale przeważnie mam tak, że jak odnotuję paskudny dodatek, nie znajdę niczego pozytywnego w bazie, bo paskuda przesłoni mi obraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie - paskudny dodatek to potrafi wyjść na pierwszy plan, a dobry? Masz jak te banany w Twoim Kupcu, ech.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.