Po zjedzeniu Chocolarder Millot Farm Madagascar 80% pomyślałam, że kiedyś koniecznie kupię inne czekolady tej angielskiej marki. Gdy tylko nadarzyła się okazja, wybrałam o ulubionej zawartości z regionu, który bardzo lubię. Padło, że z kakao od spółdzielni farmerek Femmes de Virunga, którą cenię. Projekt ten uruchomiono w 2016, a jego celem było wspieranie kobiet pracujących przy kakao w tym niebezpiecznym rejonie Parku Narodowego Virunga. Z opisu na stronie producenta dziś przedstawianej czekolady dowiedziałam się, że od 2016 r. zasadzono ponad ćwierć miliona drzew kakaowca, a w spółdzielni pracuje ponad 1500 kobiet-rolników. A o samej czekoladzie napisali, że zrobiono ją z kakao, które fermentowało w koszach z liści bananowca i było suszone na słońcu.
Chocolarder Femme Virunga Eastern Congo 75% Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao Amelonado z Kongo, z regionu Virunga National Park.
Po otwarciu poczułam średnio mocny zapach ziemi, torfu z zaznaczoną wytrawnością strączków i grzybów, mieszających się z delikatnym, jasnym drewnem. Obok stanęła słodycz palona - nie tyle samego karmelu, co karmelizowanego... bekonu? Wprowadził specyficzną, wytrawną soczystość, mieszającą się z soczystością słodką i niewątpliwie owocową, ale niezbyt jednoznaczną. Na pewno czułam czerwone owoce i kwasek.
Tabliczka była bardzo twarda i donośnie trzaskała, wydając dźwięki jak krucha skała. Choć przekrój sugerował ziarnistość, w dotyku odebrałam ją jako potencjalnie kremową.
W ustach rozpływała się powoli i trochę leniwie, ale bez żadnego oporu. Zdawała się opływać smarem i zmieniać w gęsty, gibki krem. Odnotowałam lekką, pylistą chropowatość. Tłustość stała na niskim poziomie, a mimo że gęstość ani przez chwilę się nie zawahała, nie brakowało też soczystości. Pod koniec zaś pojawiało się pyliście-suchawe wrażenie.
W smaku przywitała mnie słodycz suszonych, złocistych fig, za którymi podążały słodkie suszone... chyba żurawiny. Nieco za słodkie, lekko tylko soczyste.
W tle zaznaczyło swoją obecność drewno: suche, jasnoszare. Wyobraziłam sobie powykręcane konary, zalegające gdzieś na słonecznym terenie i smagane wiatrem.
Słodycz rosła spokojnie, nie za mocno, ale konsekwentnie. Figi trafiły na maślaność, budując przez moment delikatny, wręcz trochę uroczy wątek, po czym na zasadzie kontrastu obudziło to gorzkość. Wtedy maślaność zaczęła znikać.
Gorzkość wkroczyła jako czarna, rozgrzana ziemia. Za nią zaznaczył się palony akcent, ale trzymał się w cieniu ziemi, torfu. Za nią zaś przemknęła mi jeszcze goryczka lekowa, białych leków... w które zmieniło się drewno?
Rozgrzanie to sprawiło, że mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz suszonych owoców zmieniła się w karmel. Maślaność częściowo zniknęła, ale trochę się jej schowało w karmelu właśnie. Przemknęły mi przez myśl jakieś maślane karmelowe ciastka, jednak nie utrzymały się za długo. Po chwili w głowie rozgościła mi się raczej rozgrzewająca, głęboka whisky o mocno karmelowym charakterze.
Gorzkość ziemi i odrobina drewna splotły się w herbatę. Myślałam o czarnej, ale nie tylko... mocnej, czerwonej pu-ehr? Zaprawionej odrobinkę whisky? A jednak pozbawionej mocarnej alkoholowości.
W torfie pojawiły się wtedy strączki i coś grzybowego. Podbudowały wytrawność, po czym zatonęły w ziemi. Leki i drewno zaraz zaskoczyły na bardziej herbaciano-ziołowy tor.
Po tych mocniejszych i wytrawniejszych partiach, słodycz podskoczyła nagle znacząco. Ponad karmelem i słodko-mocną whisky znów rozbrzmiały suszone owoce: przesłodzona żurawina, w której tylko tlił się kwasek, oraz suszone figi. Wraz ze słodyczą, polało się pieczenie w język jakby alkoholu (który pojawił się z opóźnieniem?).
Po zjedzeniu został posmak suszonych fig i suszonych żurawin, których słodycz przełamała niedookreślona ziołowość. Czułam też echo whisky o jakby ziemiście-drewnianym profilu. Sama ziemia i drewno bowiem na koniec wyszły niemal sugestywnie. Pobrzmiewała za to cierpkość za mocnej i chyba właśnie doprawionej karmelowo słodką whisky, herbaty.
Czekolada była bardzo smaczna i choć wydaje się, że miała niewiele nut, wyszły zachwycająco głęboko i dosadnie. Słodycz suszonych fig i żurawin, powoli przechodzące w karmel i karmelową whisky zaczynała i kończyła tę kompozycję. Przez większość czasu słodycz trzymała się na boku. Wtedy to ziemia z akcentami strączków i grzybów, torf oraz czarna herbata miały pełne pole do popisu. Akcent whisky i suchego drewna idealnie się z nimi łączyły. Dodały kompozycji powagi. Wydawała się taka... dystyngowana.
A jednak nie jestem pewna, czy akurat te suszone owoce w zestawieniu z wytrawniejszymi akcentami ukrytymi w torfie jakoś tak bardzo-bardzo mnie porwały. Smakowały mi, ale nie rozkochały mnie w sobie.
Rozgrzana słońcem ziemia i konary drzew, mało słodka krówka z wiśniami, herbata jakie czułam w Original Beans Full-bodied Virunga Park Congo 70 % w pewnym sensie kojarzyły się z niektórymi nutami dziś przedstawianej.
ocena: 8/10
kupiłam: barandcocoa.com (za czyimś pośrednictwem)
cena: $11 (za 70g; około 45 zł; wyszło, że nie ja płaciłam)
kaloryczność: 543 kcal / 100g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakao, surowy nierafinowany cukier
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.