środa, 10 lipca 2024

Choceur Erdnuss & Flakes mleczna z prażonymi, solonymi orzeszkami ziemnymi i płatkami kukurydzianymi

Po wypadzie w góry w środku lutego nie mogłam przestać myśleć o górach i już mi w głowie siedział kolejny wyskok. W ramach wracania do dawnej formy postanowiłam pozaliczać trasy piękne, ale mniej wymagające. O Sarniej Skale myślałam od dawna, bo słyszałam wiele zachwytów widokiem z niej na Giewont. Biorąc pod uwagę, że jak na samym Giewoncie byłam, widoczność była chyba gorzej niż zerowa, uznałam, że z ochotą zobaczę go z oddali, tak jak i resztę okolicznych szczytów. Czekoladę wzięłam ze sobą bardziej ryzykowną - jako że to krótka, niemęcząca trasa, nawet gdyby miało się skończyć, że za wiele jej nie zjem, nie byłoby tak źle. Dodałam ją do jednego zamówienia z Mamą, które chciała, bym nam zrobiła na Allegro. Dodając do koszyka byłam pewna, że to czekolada po prostu z orzeszkami i płatkami kukurydzianymi. Dopiero w domu odkryłam, że zawierała orzeszki... solone, jak głosił opis. Cóż, zaczęło mi grozić, że nie dość, że się zacukrzę, to jeszcze zasolę. Na konkretnych trasach nie zafundowałabym sobie czegoś takiego, ale prosta droga z Doliny Strążyskiej, a w końcu sama Sarnia wydawały się w miarę odpowiednie na potencjalne niespodzianki. W kierunku Drogi nad Reglami szlak w zasadzie był dosłownie prosty - wtedy zaczęło coś mi świtać, że trasę planowałam inną, no ale trudno. Ta też wyglądała na zacną. Dopiero potem droga zaczęła iść trochę pod górę. Mijałam sporo szumiącej wody, wodospady... Śniegu było niewiele, że na całą trasę raczki przydały się tylko przez chwilę. Do Czerwonej Przełęczy przyjemnie szło mi się po naturalnych, kamiennych jakby schodach (jedyne, jakie lubię - bo zwykłe to zło). Króciutki odcinek na szczyt i z powrotem był co prawda już o wiele trudniejszy jako że wzrostu za wiele nie mam, ale dotarłam. Nie wiem, gdzie tu niby miałabym widzieć sarnę w tych skałach, ale co tam. Na pewno wiem, że straszliwie wiało. A jednak i tak parę chwil przyjemnie tam spędziłam, porobiłam zdjęcia czekoladzie, trochę się bojąc, że mi ją zwieje, a potem zeszłam ku Czerwonej Dolinie, uważając, by nie poślizgnąć się na czerwonawej glinie. Nim wróciłam na parking w Dolinie Strążyskiej zahaczyłam jeszcze o Siklawicę. Tu już mnie utwierdziło, że poszłam jakoś dziwnie inaczej niż planowałam, bo normalnie powinnam pójść jakby chyba trochę odwrotnie, by wodospad zaliczyć przed Sarnią. No i ominęłam Kalatówki, gdzie też chciałam zajść, ale trudno.


Choceur Erdnuss & Flakes to mleczna czekolada o zawartości 32% kakao z prażonymi, solonymi orzeszkami ziemnymi (20%) i płatkami kukurydzianymi (5%); wyprodukowana przez WIHA GmbH (właścicielem jest grupa Storck) dla niemieckiego Aldi.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach jednoznacznie kojarzący się z amerykańskim masłem orzechowym o wysokiej, nieco waniliowej słodyczy i z odrobineczką soli. Płatki kukurydziane prawie się ukryły, choć po podziale raz czy drugi chyba mi mignęły. Całość jawiła się też jako ryzykownie słodka, może lekko plastikowa.

Także wyglądająca na trochę plastikową, gruba tabliczka przy łamaniu głośno trzaskała. Wydała mi się nieco krucha, acz to z racji ilości orzeszków i posiekanych płatków kukurydzianych. Tych nie pożałowano.
Czekolada w ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym. Ochoczo lekko miękła, stając się gładką masą mocno oblekającą dodatki. Wyszła tłusto mleczne, ale nie ciężko.
Gdy dodatki wyłaniały się niechętnie z czekolady, część płatków wydała mi się ostra, potencjalnie kalecząca podniebienie, ale na szczęście to tylko pierwsze wrażenie.
Ogólnie dodatków było mnóstwo, miejscami aż nieco za dużo, że tabliczka szła w kierunku ich zlepa. Rozmieszczono je za to bardzo dobrze, że trafiałam przeważnie i na to, i na to, a raz na orzeszka, raz na płatki.
Zdarzało mi się podgryzać dodatki wcześniej, ale większość przeważnie zostawiałam na koniec. 
Gryzione fistaszki okazały się lekko chrupiące i ni twarde, ni miękkie. Wyszły świeżawo - podprażono je naprawdę minimalnie. Dodano je w postaci połówek i całych orzeszków. Trafiłam na tylko kilka mniejszych kawałków.
Płatki kukurydziane zaś wystąpiły w postaci posiekanej i drobnej. Było ich bardzo dużo, miejscami stanowiły zbitki kawałków. Gryzione dały się poznać jako bardzo chrupiąco-trzeszczące. Ostrość jakoś umykała, a niektóre z czasem w ogóle lekko nasiąkały i miękły. Nie rozpuszczały się jednak zbytnio.
W czekoladzie na szczęście prawie nie było soli w postaci kryształków (a tego się trochę obawiałam) - raz czy drugi w natłoku dodatków może i coś się przewinęło, ale tak zgranie, że nie przeszkadzało.

W smaku czekolada przywitała mnie stonowaną słodyczą. W tle zawisła sugestia wanilii, a do słodyczy dopłynęła lekka mleczność.

Nagle pojawiła się myśl o łagodnym, słodkim maśle orzechowym amerykańskim. Takim... sugestywnie mlecznym. Motyw masła orzechowego płynął z całości - czekolada musiała nieco przesiąknąć arachidami.

Do mleka dołączyła lekka maślaność, umacniająca skojarzenie z kremem z fistaszków. Czekoladowość jednak niestety otarła się o drobny plastik. Słodycz wzrosła, przypieczętowując to. Nie było jednak najgorzej. Dodatkowo plus, że słodycz cały czas trzymała się nieprzesadzonego poziomu. Była wyraźna, ale nie wysoka jak na zwykłą mleczną.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mleczność także się rozkręciła, a ja pomyślałam o smakowym mleku w wariancie "peanut butter". W tle przewinął się jakby... kajmak? W którym właśnie osiadło plastikowe echo. Mimo to, słodycz wciąż próbowała się prezentować jako delikatna. Wydaje mi się, że choć sól prawie nie była wyczuwalna, wydobyła wady tej tabliczki, w tym tę lekką plastikowość.

Dodatki nierozgryzane coraz więcej wtrącały. Fistaszki ewidentnie pobrzmiewały, zaś corn flakesy różnie. Raz chyba dodały lekko prażonej nutki, raz nikły; czasem wyłaniały się też dość jednoznacznie. Raz po raz właśnie wśród płatków mignęła lekko słonawa nuta.
Po tym, jak trafiło mi się parę kęsów pozbawionych soli, a także kilka z nią, jednoznacznie mogę stwierdzić, że niewiele wnosiła od siebie, a wskazywała to, co gorsze, czyli plastikowość i jakoś niepotrzebnie wzmacniała słodycz.

Przy dodatkach czekolada wyszła jeszcze bardziej mlecznie, plastikowo i niestety jawniej cukrowo, choć wciąż nie mocno słodko. Po prostu pochodzenie słodyczy przy nich jakoś się zdradziło. Ta pobrzmiewała im jako echo.

Gryzione fistaszki okazały się podprażone bardzo delikatnie, były bliskie surowych. Skórki się nie trafiały, a orzeszki pokazały swój słodki, delikatny i jakże intensywny w tej delikatności, smak. Może tylko raz czy dwa przy orzeszku mignęła mi odrobinka soli.

Płatki kukurydziane podczas gryzienia dały się poznać jako mocno wypieczone, charakterne. Były wyraziste w swój smak, który z natury nie miał imperatywnych zapędów. To przy nich zaplątało się nieco więcej soli, co raz po raz podszepnęło im niemal wytrawniejszy charakter. Świetnie się to zgrało z arachidami.

Gdy gryzłam dodatki, dominowały fistaszki, ale nie zupełnie - płatki im towarzyszyły, a sól była jedynie delikatnymi wtrąceniami. Kolejne kęsy czekolady przez nie wydawały się jednak słodsze. 

Po zjedzeniu został posmak bardzo słodkiej, nieco plastikowej czekolady z echem masła orzechowego oraz płatków kukurydzianych z solą i arachidów. Do tego czułam lekkie zmęczenie słodyczą. Nie wysokie przesłodzenie, ale cukrowość podkreślona naturalniejszymi dodatkami i słoną nutką, niepotrzebnie się wybiła.

Czekolada była ciekawa. W smaku samej bazy coś mi nie grało - mimo że nie była przesłodzona, szła w plastikowym kierunku. Co prawda kryła się w niej interesująca nuta masła orzechowego, ale to za mało, by mnie zachwycić. Cudowne orzeszki to ogromna zaleta. Pasujące płatki kukurydziane wyszły przyjemnie, a i sól dodano z głową. Aby utwierdzić się we wnioskach, część dojadłam już w warunkach domowych, po górach, ale w nich mnie jakoś męczyła i reszta powędrowała do Mamy. Mimo to muszę jej przyznać, że jest, czy miała być.

Mama podsumowała: "Czekolada byłaby bardzo smaczna, wręcz idealna, dokładnie taka, jaka miała być, gdyby nie ta sól. Słoność wyczuwalna chwilami niczego dobrego nie wniosła, a podkreśliła wady, taką lekką tandetę i słodycz chyba podkręciła. Zupełnie niepotrzebnie, bo tak całość była naprawdę dobra i ciekawa".


ocena: 7/10
kupiłam: Allegro
cena: 11,99 zł (za 200g)
kaloryczność: 548 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, orzeszki ziemne, mleko w proszku (15,7%), tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, kukurydza, maślanka w proszku, laktoza, olej rzepakowy, sól, lecytyna sojowa, ekstrakt słodu jęczmiennego, ekstrakt wanilii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.