Marka Kaitxo została założona w hiszpańskiej gminie Balmaseda w 2017 przez Jona Mikela, który zainteresował się kawą w rodzinnej kawiarni oraz Raquel uwielbiającą czekoladę i czekoladki. Łatwo dodać dwa do dwóch - postanowili serwować ludziom dobre czekolady i kawę, bo właśnie na tym opiera się asortyment Kaitxo. Kakao do tej tabliczki kupiono od kooperatywy San Juan. To blend trinitario, które fermentowały w drewnianych skrzyniach. Najpierw suszyły się 48 godzin - acz w zasadzie... nie wiem, z czym to zjeść, bo użyto sformułowania "they are pre-dried for 48 hours" i dopiero potem były suszone właściwie przez 7 dni. Nie wiem jednak, kiedy były suszone wstępnie... Przed fermentowaniem? Skoro ten czas jest tak rozbity? I w ogóle samo pochodzenie wydało mi się ciekawe, bo kakaowce rosły nad południowym brzegiem rzeki San Juan, w mieście, które jest znane z ruin starej twierdzy, którą zlecili wznieść Hiszpanie w XVII wieku. Rzecz jasna nie liczyłam, że poczuję mury twierdzy, ale lubię takie ciekawostki.
Kaitxo Speciality Chocolate Nicaragua El Castillero, Rio San Juan 75% to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao trinitario z Nikaragui, z regionu miasta El Castillo, położonego nad rzeką San Juan.
Po otwarciu poczułam słodki, charakterny zapach daktyli, mieszających się ze śmietanką... Śmietankowymi lodami waniliowymi? Lodami... chałwowymi? Wszystko to było słodkie, ale z pazurem. Do głowy przyszły mi też scukrzone, ale jeszcze lekko soczyste rodzynki oraz melasa, ale jakby z winogron, bo też z echem soczystym. Ta mieszała się z karmelem, a dokładniej orzechami w karmelu. W soczystości, także wysoce i esencjonalnie słodkiej, doszukałam się podfermentowanej nuty, należącej do granatowych, długich winogron. Przemknęły mi też słodko-kwaskawe jabłka. Albo raczej mus jabłkowy.
Czekolada wyglądała na bardzo kremową i tłustą, a przy łamaniu okazała się twarda i jakby pełna. Trzaskała niczym suche, cienkie gałązki.
W ustach rozpływała się początkowo gęsto i długo wolno, lecz pod koniec znacząco przyspieszała. Zalepiała trochę; niby leniwie, ale konsekwentnie. Była raczej gładka i ochoczo miękła, stając się jedynie gęstawą. Dała się poznać jako kremowa oraz maziście-mulista. Końcowo bardzo rzedła, zasnuwała się pylistością i wydała mi się lekko cierpka. Nawet lekko ściągała.
W smaku pierwsza pojawiła się dość wysoka słodycz maślano-śmietankowego, łagodnego karmelu. Prawie że toffi. Słodycz szybko się rozwinęła w paru kierunkach.
Karmel okazał się otaczać orzechy. Oczami wyobraźni sobaczyłam laskowce w ciągnącym, nie za mocno palonym karmelu.
Pojawiły się waniliowe lody włoskie - z automatu, nieco lżejsze, bo mleczne... Gelato o nie za mocno, ale intensywnie słodkim smaku.
W tle dała o sobie znać gorzkość. Rozwijała się leniwie, pilnując, by słodycz nie przesadziła. Zaserwowała trochę czarnej, wilgotnej ziemi z zacienionego miejsca.
Przemknął też lekki, owocowy kwasek. Przez chwilę pomyślałam o musie jabłkowym... a już po chwili raczej o prażonych jabłkach, do których też doleciało trochę goryczki. Wyobraziłam sobie masę z prażonych jabłek, urozmaiconą rodzynkami. Różnymi: słodko kwaskawymi, słodkimi aż scukrzonymi i specyficznymi, kwaskawymi rodzynkami Golden.
Karmel zaczął w tym czasie robić się coraz bardziej palony. W obliczu owoców i pojedynczych kwaskawych przebłysków wydał mi się nawet trochę melasowy. Palona nuta przybierała na znaczeniu. Orzechy za to prawie zniknęły. Do głowy przyszła mi melasa z winogron, a i same ciemne, granatowe winogrona przemknęły - acz wyraźnie się nie pokazały jeszcze długo.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa kwasek prawie zniknął, ale soczystszy wątek został. Do bardzo słodkich rodzynek dołączyły daktyle - albo suszone wilgotne, które udają świeże, albo... właśnie świeże i soczyste. A jednocześnie ryzykownie słodkie.
Lekka goryczka słodycz lodów włoskich zmieniła w lody chałwowe, a następnie po prostu w chałwę. Przez moment pomyślałam o chałwie słodzonej daktylami, jakiejś zdrowszej chałwie, ale potem wróciła konwencjonalna. Goryczka sezamu zagrała odważnie, a chałwa przechwyciła orzechy z karmelu. Laskowce pojawiły się tym razem w waniliowej chałwie. Chałwie... waniliowo-kakaowej? Cierpkość rosła. Słodycz jednak też - taka piekąco daktylowa, mimo że daktyle z czasem nieco odłączyły się od chałwy.
Gorzkość z resztą również nie próżnowała. Przemknęła mi...ziemia? Herbata? Nieoczywista nuta wiązała się z drobną pikanterią, zaznaczającą się jako pieczenie w język.
W oddali melasa pobrzmiewała ciężką słodyczą, ale także w niej cały czas tliła się soczystość. Hen, jeszcze za nią znów wychwyciłam przebłyski bardzo, bardzo słodkich, niektórych aż gnilnych granatowych winogron. Szły w nieco winnym kierunku... Acz próbowały pozostać nieodkryte. Ziemia też lekką pleśniową ostrość przejawiała. Raz czy drugi przemknęła mi masa z jabłek, chyba prażonych. Też mocno słodkich, acz z ukrytym kwaskiem. Ogółem słodycz otarła się o przesadę.
Nuta lodów starała się trochę to załagodzić. Tym razem pomyślałam o lodach pełniejszych, zrobionych na śmietance i o samej śmietance. Goryczka sezamu doleciała do niej, a mi przemknęła myśl o herbacie z mlekiem, bawarce.
Zmotywowało to cierpką, intensywną i bardzo mocną czarną herbatę. Wydawała się aż lekko szczypać cierpkością w geście protestu na łagodzenie. Zakończyła wszystko porządną gorzkością.
W posmaku została więc ona: mocna, czarna herbata, a także daktylowa chałwa i ciężka melasa. Nieco przełamana orzechami jako orzechy w melasie / melasowym karmelu? Cierpkość wydawała się aż nieco ostra. To było jakbym wypiła za mocną czarną herbatę. Do tego czułam owocowe echo, acz owocu bliżej nieokreślonego.
Czekolada była pyszna i dość niespotykana. Ni karmel, ni toffi, orzechy otulone karmelem i chałwa, włoskie lody gelato i daktyle porządnie dosłodziły, ale gorzkość łącząca ziemię i herbatę dała niezły odpór. Soczysty mus jabłkowy, granatowe winogrona, mieszanka rodzynek i końcowo lekka ostrość stanowiły cudne zwieńczenie. Podobało mi się osadzenie charakterności w wydaniu deserowych motywów.
Zdrowy i zwęglony karmel, kokos Pralus Nicaragua 75 % miały w sobie coś z daktylowej chałwy, karmelo-melasy i ogólnie chałwy dzisiaj przedstawianej. Mleczne akcenty i pikanteria pojawiły się w obu i obie były skąpo owocowe. Dzisiaj przedstawiana była przepyszna, acz chyba wciąż odrobinkę za Pralusem.
Orzechy laskowe, melasa i ziemia trochę przypominały te z Maua Nicaragua Waslala Region Caribe Norte 75 %, ale w innym towarzystwie.
A daktyle i ziemia, soczystość, acz innych owoców przypomniała mi znacznie słodszą, ale równie charakterną Puchero Chocolate Nicaragua 70 % El Castillero Single Origin.
ocena: 10/10
kupiłam: clubdelchocolate.com
cena: €5,82 (za 70g; około 25 zł)
kaloryczność: 575 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym do niej móc wrócić
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Bardzo ciekawa recenzja! Jestem właścicielką niewielkiej firmy i jakiś czas temu zastanawiałam jak zatrzymać pracownika, który chciał odejść. Z tego powodu kupiłam mu kosz słodyczy, w którym były właśnie te czekolady oraz zaproponowałam podwyżkę. Mam nadzieje, że to go przekona.
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł! Zostałabym już za same takie czekolady. :P
Usuń