niedziela, 14 lipca 2024

Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna z Indonezji

Każda nowa tabliczka od Beskidu ogromnie mnie cieszy, ale są takie regiony, na których punkcie szaleję i jak bierze się za nie dobra marka to... po prostu zawsze na takie czekolady aż mi się oczy świecą. Często chodzi o regiony rzadkie. Takim w sumie jest Indonezja - w zasadzie to bardzo ogólne określenie wielu wysp. Niektórzy producenci zadają sobie trud, by dookreślić, inni nie... O czekoladzie Beskidu akurat na szczęście wiadomo więcej. Zrobiono ją z mieszanki Trinitario - odmiany ICS 60, SCA 6 połączonej z lokalnymi odmianami, które rosną na wyspie Borneo w spółdzielni Berau Cocoa. Ta została założona w 2018 roku, aby rekultywować pozostałe drzewa, a także by promować kakao jako alternatywne źródło dochodu dla lokalnej ludności. Obecnie około 300 hektarów jest zagospodarowana dla kakao, które uprawia 168 rolników. Berau Cocoa wspiera jeden ze starszych badaczy ICCRI, nadzorując i szkoląc zespół w zakresie praktyk rolniczych i metod postępowania po zbiorach..


Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Indonezji, z regionu Borneo Berau. 

Po otwarciu poczułam słodki zapach kwiatów, rześko-soczystego, też jakby kwiatowego liczi i bananów, mieszających się z ziołami oraz liściastą zieloną herbatą. Do bananowej, wysokiej słodyczy dołączył palony karmel, co przełożyło się na myśl o deserze lub cieśnie banoffee. W tle przewinęły się tylko co wyprażone orzechy i migdały, podpowiadające pewne ciepło oraz soczystość egzotycznego soku i/lub smoothie w wariancie mieszanym - prawdziwa, naturalna multiwitamina o lekkim kwasku. Z pomarańczą?

Twarda, masywna tabliczka podczas łamania trzaskała bardzo głośno.
W ustach rozpływała się powoli i gęsto. Dała się poznać jako maziście kremowa i maślano tłusta, acz nie ciężka. Z czasem trochę przybrała na soczystości, a końcowo wydawała się lekko pylista i zostawiała mocno cierpkie ściągnięcie.

W smaku przywitała mnie odważna, dość wysoka słodycz bananów. Tuż za nią poczułam lekką cierpkość. Przemknęły mi przez myśl niedojrzałe, cierpkie banany... ale nie. Banany zaraz umocniły się w swej słodyczy, przywodząc na myśl miękkie, bardzo dojrzałe owoce.

Do bananów dołączył ni kajmak, ni karmel - jakby nieco palono karmelowy kajmak, co przełożyło się na myśl o cieście / deserze banoffee, czyli bananowo-toffi, z wierzchem z bitej śmietanki. Ta jednak tu zagrała rolę marginalną.

Słodycz rosła. Dołożyły jej też kwiaty i liczi. Zapewniło soczyście-rześki motyw w całej tej słodyczy, dzięki czemu nie była ciężka... Acz bardzo słodkie banany podkradały się też do liczi - one miały w sobie coś ciężkawego. Do kwiatów przemycały jednak inne owoce egzotyczne.

A cierpkość w tym czasie zdecydowała się zaserwować liściastą zieloną herbatę. Wprowadziła też gorzkość. Ta rosła spokojnie, ale wyraźnie.

Kwiaty nieco przystopowały ze słodyczą i też zrobiły się lekko cierpkie. Pomyślałam o kwiato-ziołach, w tym lawendzie. Zaczęła wzrastać ziołowość i goryczka ziół-naparów. W tle zakręciło się... niepewne jasne piwo? Jakby badało grunt, czy może pozwolić sobie na więcej.

Raz po raz przemykały kwaskawe, soczyste przebłyski egzotycznych, ale trudnych do ponazywania owoców. W nich też znalazła się lekka goryczka - coś jakby skórka pomarańczy? Pobrzmiewały prawie cały czas - raz nieco mocniej, raz słabiej.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wkroczyły prażone orzechy i migdały. Otoczyła je lekko dymna, palona nuta, dbająca o gorzkość. Migdały w udany sposób zmieszały ją ze słodyczą, bo same w sobie były i lekko słodkie, i wyraźnie goryczkowate od skórek.

Wyobraziłam sobie karmelizowane migdały. Karmelizowane aż do lekkiej goryczki. Musiały być właśnie karmelizowane, bo wydały mi się ciepłe.

Po tym występie cierpkawo-ostrawego ciepła, owoce zyskały motywację i zaprezentowały się wyraźniej. Czułam mieszankę żółtych egzotycznych, ze sporym udziałem bananów. Chyba było tam też mango... Acz całość to raczej nienachalna, choć wyrazista, bardzo soczysta i orzeźwiająca, naturalna multiwitamina - sok z owoców. Drobny kwasek przypominał słodko-kwaskawe pomarańcze oraz goryczkowate pomarańczowe skórki. 

Owocowość znalazła się blisko herbaty i ziół, jednak nie śmiała wyjść przed nie, ani też przed słodycz kwiatów czy karmelowo-kajmakową, acz jakby przesyconą soczystością owoców.

Ciepło podszepnęło ziołom i zielonej herbacie trochę przypraw. Ze względu na rześkość pomyślałam o kardamonie, ale i innych korzenno-słodkawych. Może też cynamonie? Zaraz jednak zagłuszyły je wręcz ostrawo ziołowe kwiaty i liściasta zielona herbata. Raz czy drugi do głowy przyszło mi dziwnie przyprawione jasne piwo - dosłownie w chwili znikania czekolady.

Po zjedzeniu został posmak cierpkawo-słodkiej zielonej herbaty liściastej. Na pierwszym planie, obok zwykłej zielonej herbaty, pojawiły się kwiatowe liczi i niejednoznaczna mieszanka owoców egzotycznych, którym powagi nadało trochę dymu, ziół i przypraw. Ze względu na słodycz przemknęła mi przez myśl matcha, ale ona to mogła kryć się tylko w oddali. Razem z odrobinką soczyście słodkich bananów i mango. 

Całość bardzo, bardzo mi smakowała, choć wyszła ryzykownie słodko, a nieco za mało gorzko jak dla mnie. Bo szlachetniej cierpkości nie brakowało.  Karmelowo-kajmakowe nuty przechodzące w banoffee i karmelizowane migdały zacnie mieszały się z kwiatami i liczi oraz egzotycznymi owocami Te zapewniły soczystość, ale i ona była słodka. Multiwitaminowy splot żółtych owoców ciekawie zgrał się z cierpkością ziół i zielonej herbaty. Wyraźna, choć delikatna gorzkość dymu, odrobinka przypraw dodały temu charakteru. Migdały także świetnie się odnalazły, a nutka piwa wyszła interesująco.

Banan i kwiaty, krówka pojawiły się w Beskid Chocolate Java Criollo 100 % wraz z mnóstwem mleczno-maślanych akcentów. 

Karmel, dym, owoce egzotyczne, sok owocowo-marchwiowy, zioła i odrobinka przypraw Krakakoa 75 % Lidung Kemenci Kalimantan trochę bardziej kojarzyły mi się z dzisiaj przedstawiają niż podlinkowana setka, acz też nie były mocno podobne. Coś wspólnego jednak miały na pewno. I Beskid niewątpliwie był pyszniejszy.


ocena: 9/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 439 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.