sobota, 6 lipca 2024

Zoto Ecuador Yunga Fortaleza del Valle EET103 Manabi 80% Dark Chocolate ciemna z Ekwadoru

Po dwóch zjedzonych, przepysznych czekoladach tej marki, zacierałam ręce na ostatnią. Wyższa zawartość kakao obiecywała przeogromny zachwyt. Tę wykonano z kakao Yunga z Ekwadoru. Gdy tylko zobaczyłam ją na stronie sklepu z czekoladami i przeczytałam opis o tym, jak mocna i bardzo czekoladowa jest, poczułam, że to tabliczka dla mnie. Zaciekawiło mnie, do czego odnosi się nazwa "Yunga". Na stronie było, pod tą nazwą, że "wyprodukowane zgodnie z protokołem Zoto", czyli to chyba jakby nazwa własna kakao wyhodowanego z wytycznymi marki Zoto. Region był określony dokładniej. To Manabi, z którego jadłam parę pysznych czekolad, ale jeszcze nigdy o tak wysokiej zawartości kakao, a raczej 60-75%. W opisie tabliczki doprecyzowano, że kakao o nazwie Yunga kupiono od producenta Fortaleza del Valle, a przy regionie po przecinku znalazło się jeszcze: "EET103". Pojęcia jednak nie mam, co to oznaczenie oznacza.

Zoto Ecuador Yunga Fortaleza del Valle EET103 Manabi 80% Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 80% kakao Yunga (73% miazga + 7% tłuszcz) z Ekwadoru, z regionu Manabi.

Po otwarciu poczułam słodką, soczystą nektarynkę z lekkim kwaskiem, a także trochę słodkawo-kwaskawej śmietanki. Obok stała słodycz kwiatów, która raz wydawała się wychylać bardziej, raz słabiej. Poczułam trochę ziemi... jakby orzechowy torf? Konkretnych orzechów uchwycić nie mogłam. W tle za to rozeszło się jednoznaczne, ale łagodne stare drewno, nasuwające na myśl skansen z drewnianymi chatami. Do tego trochę popiołu i chowające się w oddali rodzynki, cytrusy (raz czy drugi do głowy przyszła mi "goryczkowata grejpfrutowa cytryna", ale nie cytryna czy grejpfrut po prostu) - dosłownie jako leciuteńkie wtrącenia.

Tabliczka, choć wyglądała na pylistą, w dotyku zdradzała kremowość i twardość. Przy łamaniu trzaskała głośno i konkretnie. Była twarda, ale i nieco krucha. 
W ustach rozpływała się wolno. Była bardzo gęsta i kremowa. Miękła i zalepiała usta, dając się poznać jako maślana, ale nie przesadnie tłusta. Mimo że dość ciężka, okazała się soczysta. 
 
W smaku pierwsza rozeszła się słodycz, jak się okazało już po chwili, lekko palonego karmelu. Zaraz dołączyła do niego soczystość, więc zaczął przechodzić w rodzynki. Mocno słodkie, ale i z lekkim kwaskiem. 

Błysnęła maślaność - jakby jakieś maślane orzechy, orzechowa maślaność, która nawet nie myślała zbliżyć się do karmelu. Już, już zaczęło to iść w stronę śmietanki... Gdy nagle przycichło i prawie się ukryło. Podobnie potem karmel sam w sobie schował się na dłuższy czas.

Przemknął za to popiół. Wprowadził gorzkość, a także drewnianą nutkę. Drewno nasiliło się, pokazując mi stare, drewniane chaty; skansen. Chaty stały na ziemi, której to nuta też zaczęła przybierać na sile.

Część słodyczy przechwyciły kwiaty. Rześkie, ale intensywne i bardzo słodkie. Nieco przykryły mocniejsze drewno, przy którym wychyliło się trochę orzechów. Znowu pomyślałam o orzechowej ziemi przez moment, ale potem orzechy wprowadziły trochę łagodności. Na pewno były to jakieś łagodne, ale trudne do określenia (producent pisze o makadamia - możliwe, choć nie powiedziałabym, by były to jednoznacznie one).

Soczystość za to rosła odważnie i jednoznacznie. Przemknęła soczysta goryczka czegoś niby cytrusowego, ale niekoniecznie.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam słodkie nektarynki. Bardzo, bardzo soczyste, acz nie dominujące. Podkradło się do nich chyba... średnio dojrzałe mango? Kwiaty jakby pilnowały, by owocowe nuty nie zdobyły pierwszego planu, gdzie panował łagodny splot drewna, kwiatów i ziemi.

Coś z oddali zaczęło upraszać się o kwasek... Może trochę cytryny? I... żółte śliwki? Soczyste owoce zmotywowały do działania ziemię. Przy niej owoce nabrały nieco powagi - pomyślałam o słodkiej cytrynie i cytrynie grejpfrutowej (abstrakcyjne myśli). Może w sumie nawet o samym grejpfrucie? Ziemia w pewnej chwili wydała mi się wyraźnie dominująca, gorzkość wspięła się na wyżyny... By nagle osłabnąć.

Orzechy miały wręcz śmietankowe zapędy, z racji których pomyślałam o orzechowej śmietance (jest taka?)... i zmieniły się w drożdżowy ciasto-chlebek orzechowy. Śmietanka optowała za łagodnością, a wypiek zmienił się w chyba drożdżową babkę z rodzynkami. Może też trochę śmietankową? Rodzynki były słodkie, ale i kwasku im nie brakowało. Nie był jednak wysoki, czego cały czas pilnowały słodkawo-rześkie kwiaty.

Końcowo ich kwasek jednak przeszedł w ciężkawe wino o cytrusowym charakterze, zostawiając na chwilę odosobnioną słodycz... która przypomniała sobie o karmelu. Też nieco cięższym. Nagle podskoczył, ale to z kolei wywołało tupnięcie gorzkości i cierpkości, które zwieńczyły kompozycję. 

Po zjedzeniu został posmak kwiatów oraz motywy gorzko-ziemisty i starego drewna, jakby nasączonych soczystymi nektarynkami i grejpfrutem oraz bardziej ciastowo-śmietankowy, z kolei jakby nasączony rodzynkami. Czułam lekką cierpkość i dość wysoką słodycz kwiatów, w której ukrył się lekko palony karmel.

Czekolada bardzo mi smakowała. Wyszła porządnie gorzko, ale nie siekierowo, a tak... spokojnie. Miała klimat skansenu, nuty starego drewna mieszały się w niej z ziemią, złagodzoną orzechami. Nie brakowało kwasku, acz nie była kwaśna. Bardziej soczysta za sprawą nektarynek (i mango?), rodzynek i odrobiny jakby niecytrynowej cytryny (z grejpfrutem?). Słodycz kwiatów pilnowała, by owoce nie pozwalały sobie na za wiele. Karmel i wypiek pojawiały się epizodycznie, osładzając całość znacząco. Wszystko to było... ciekawe, acz pozornie proste.

Daktylowy karmel i żółte owoce (głównie brzoskwinie) oraz kwiaty Pacari Manabi Ecuador 65 % można by porównać do karmelu zmieniającego się w rodzynki, nektarynek i kwiatów dzisiaj opisywanej.


ocena: 10/10
cena: €6,95 (około 32 zł za 45g)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie, ale chciałabym

Skład: miazga kakaowa 73%, cukier, tłuszcz kakaowy 7%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.