środa, 17 lipca 2024

Chapon Colombie ciemna 75 % z Kolumbii; nowa po zmianach 2024

Gdy na stronie Chapon pojawiły się nowe tabliczki, a stare zyskały nowe opakowania, zrobiło się małe zamieszanie z zawartościami kakao. Najpierw myślałam, że je pozmieniali, więc zakupiłam kilka tabliczek z regionów, które już miałam, jednak później wyjaśniłam to z producentem - nic w samych czekoladach nie zmieniali, tylko opakowania. Po prostu w informacjach na stronie się wkradły. I kamień z serca, bo Kolumbię zamówiłam ze strachem, myśląc, że obniżyli jej zawartość na 70%. A tu się okazało, że to wciąż ta sama czekolada. Czy aby na pewno? Dopiero w trakcie jedzenia odkryłam zmianę składu - wypadła z niego sól. W wersji z 2022 Chapon Colombie Torrefaction Longue / Conchage Long i tak pełniła jednak funkcję podkreślającą, bo to nigdy nie miała być czekolada z solą, niemniej przy tym, jak wszystko wszędzie wyczuwam, dla mnie robiło to różnicę. Mało tego - wyszło, że i cukier zmienili. To już mi się bardzo nie podobało. Początkowo więc nie zamierzałam dodawać nowego posta, a tylko aktualizację, ale jak poczułam, co poczułam... no cóż, jest nowa recenzja, bo i czekolada jednak nowa.

Chapon Colombie to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao z Kolumbii; nowa zmieniona wersja od 2024.

Po otwarciu poczułam zapach, który dobrze pamiętałam: ciemny chleb i dym, któremu towarzyszyły herbata i kawa. Z przewagą kawy, która przechodziła w ziołowe klimaty. Było jednak bardzo słodko ze względu na soczyste, suszone figi. Charakteru dołożyły suche liście i suszone kwiaty, a także odrobinka karmelu. Tym razem pomyślałam jeszcze o miodzie - jakby herbatę jaśminową lekko nim posłodzono. Przemknęła też myśl o figach w miodzie.

Twarda tabliczka wyglądała i zachowywała się tak samo. Głośny trzask, umiarkowane tempo rozpływania się, a także budyniowo-sernikowe obklejanie ust było znajome. Czekolada zmieniała się w masę, która z czasem upuszczała trochę soczystości. Końcowo znacząco ściągała.

Smak był niby taki sam, ale inny,

Przywitał mnie gorzki dym, w który wmieszała się słodycz. Zdawał się ją otaczać i przenikać, jakby stanowiły jedno. Pomyślałam o miodzie i karmelu dosłownie przez sekundę, bo już po chwili wydały mi się za bardzo jak na nie soczyste.

Soczystość pokierowała myśli ku ciemnym owocom... Przemknął sok z czarnych porzeczek i coś cierpkiego, ciemnoczerwonego, a reszta soczystości zmieniła się w konkretny kwasek chleba na zakwasie.

Soczystość otulona dymem zafundowała mi mnóstwo suszonych fig. Wyobraziłam sobie złociste, miękkie sztuki, które mimo że suszone i bardzo, bardzo słodkie, zachowały pewną soczystość. Do głowy przyszedł mi też jakby figowy miód. Słodycz rosła i wydawało się, że nigdy nie przestanie.

Słodycz jednak przybrała nieco lżejszy charakter, jako że pojawiły się kwiaty. Pomyślałam o kwitnącym jaśminie, ale cierpkość sugerowała herbatę jaśminową. Figi i kwiaty mieszały się ze sobą, przekładając się na myśl o herbacie kwiatowej z miodem.

Cierpkość i gorzkość dymu zmieniła się w herbatę. Czułam czarną i bardzo gorzką herbatę, do której na pierwszy plan sporadycznie wciąż zapuszcza się dym. Słodycz i gorzkość rosły w parze, wydawało mi się, że stanowią jedno. 

Sok z czarnych porzeczek wypłynął na wierzch i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o samych czarnych porzeczkach. Wśród nich mogły zaplątać się pojedyncze czerwone. Kontrastowo do słodyczy, zrobiły się kwaśne. Wyobraziłam sobie dobrą, domową nalewkę z porzeczek, a za chwilę wino z nich. Wino z czarnych porzeczek i... zwyklejsze wino czerwone? Trochę nawet słodkawe? Wciąż myślałam o soku z porzeczek, ale z owoców pojawiło się też coś słodszego czerwonego - trudnego do uchwycenia.

Znacząco bowiem wzrosła słodycz. Otarła się o przesadę, przez pewien czas przekierowując uwagę na karmel i miód. Miód soczysty? Charakterny. Karmel z kolei świetnie przemycał wciąż nuty dymu, dzięki czemu choć słodycz wyszła w pewnej chwili ryzykownie, nie było w niej przesady. Karmel... zaraz znów podporządkował się figom, zmieniając się w "zdrowy karmel" zrobiony z nich i miodu.

I znów miód z kolei stał na równi z gorzkością czarnej herbaty. Pomyślałam o Assam, która jest specyficznie goryczkowata i słodkawo-kwiatowa. Herbata zdominowała wszystko inne, ale słodyczy zupełnie się nie wyrzekła. Była bowiem mocno osłodzona miodem. Miodem soczystym - pomyślałam o jakimś figowym miodzie (abstrakcyjne wyobrażenie?).

Z czasem do herbaty dołączyły kwiaty. Wcześniej trzymały się raczej słodyczy, a w tym momencie tylko słodkie akcenty wplatały. Wyszły trochę ziołowo, cierpko. Jaśmin, chyba też trochę suszonych płatków róż i inne przedstawiły się jako liście suszone i jako dopiero co zalany napar. Herbata jaśminowa i inne kwiatowe zwalczyły dosadną słodycz.

Przez ułamek sekundy do głowy przyszedł mi jeszcze chleb ciemny z masłem i miodem - właśnie takie ledwo uchwytne maślane wykończenie, mało jednak istotne.

Wykorzystał to kwasek czarnych i czerwonych porzeczek oraz ściągająco-cierpkiego wina, które na nowo się wyłoniły, acz... nie tak intensywnie. Herbaty i kwiaty porządnie zaopiekowały się nimi, z racji czego pomyślałam o naparach z dodatkiem tych owoców (które mogły smakowo iść w nuty wina). Kwasek wina zaznaczał się jednak wyraźnie - z tym, że nie aż tak dosadnie.

Po zjedzeniu został posmak suszonych, ale soczystych fig i czerwonego wina (zwykłego i z porzeczek), a także herbaty ciemnej, mocnej oraz kwiatów. Te trochę też wchodziły na herbaciany grunt, ale czułam również jaśmin po prostu. Słodycz była niby ryzykownie mocna, ale gorzkość i cierpkość dymu oraz niemal ostrawa cierpkość ziół okiełznały ją. Posmak utrzymywał się bardzo, bardzo długo.

Czekolada smakowała prawie tak, jak ją zapamiętałam z jedną małą różnicą - Chapon Colombie Torrefaction Longue / Conchage Long z 2022 płynęły nuty gorzkawe dymno-herbaciane oraz nuty fig i miodu, w obecnej zaś były zjednoczone, zupełnie w harmonii. Cierpkie nuty czarnych porzeczek i wina te same, acz może... trochę utemperowane? Dawna przedstawiła te same nuty bardziej kontrastowo, dzisiaj przedstawiana była niezwykle harmonijna. Wydała mi się chwilami i bardziej słodka, i bardziej gorzka, ale w zgrany sposób, a też nie doszukałam się w niej maślano-śmietankowych akcentów.

Zastanawiałam się, co też się stało - bo jednak czułam różnicę ewidentnie. Różnicę w charakterze, tym jak nuty się zaprezentowały, nie samych nutach i zaczęłam dopiero dokładnie się przyglądać, nawet na tabelę z wartościami dokładnie poczytałam. I nagle mnie tknęło, że to niedodanie soli! No tak, faktycznie ona mogła za tym stać. Ponoć podkreśla smak i w tym przypadku to nie była czekolada z solą, a właśnie po prostu pewnie funkcję podkreślającą miała pełnić i chyba tak mocno zarysowała kontrasty. Do tego słodycz tu była bardziej podporządkowana nutom - aż napisałam do Chapon z pytaniem, czy zmienili cukier. Okazało się, że tak - teraz używają białego (z francuskiego departamentu Sekwana i Marna). I muszę im przyznać, że choć go nie lubię, to umieją się z nim obejść.
Mnie chyba nawet ciut bardziej taka spokojniejsza, harmonijna, ale jakże charakterna czekolada przekonała. I ciekawe, że biały cukier nie dawał się tak we znaki! Także godne pochwały jest, że obniżyli cenę wraz z tą zmianą.


ocena: 10/10
cena: 8,00 € (około 34 zł za 75g)
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.