piątek, 6 stycznia 2023

(Słodki Przystanek) Beskid Honey Indonesia Bali Jembrana Darkmilk 53% ciemna mleczna z Indonezji z miodem

Na tę tabliczkę skusiłam się tylko przez miłość do indonezyjskiego kakao i marki Beskid. I może jeszcze dlatego, że nie mogłam się pogodzić, iż z Indonezji mają tylko jedną czystą ciemną. Beskid Czekolada Ciemna Miodowa z Truskawkami sprawiła, że bardzo chciałabym porównać zwykłą czystą ciemną z Bali z czystą ciemną z Bali słodzoną miodem. Niestety to niemożliwe. Musiała mi wystarczyć mleczna.

Beskid Chocolate Honey Indonesia Bali Jembrana Darkmilk 53% to ciemna mleczna czekolada o zawartości 53 % kakao z wyspy Bali, z regencji Jembrana (Indonezja), słodzona miodem.
Czas konszowania to 72 godziny.

Po otwarciu poczułam fistaszki i migdały w miodzie. Lekko w nim wyprażone, acz tak, że miód się nie skarmelizował. Kompozycja wydała mi się maślana, choć i mleko, jak takie prosto ze wsi, czuć. Właśnie też jakby sianko, świeżość / rześkość pola czułam. Niemal... soczystość... w tej, w tle przemknęły czerwone owoce. Z czasem przyszła myśl o owocowym miodzie (np. wymieszanym z owocami), ale... kryło się tam coś jeszcze. Jakby słodycz-nie-słodycz trudna do uchwycenia, lekko "złudnie acetonowa", ale nie acetonowa... Wyobraziłam sobie kawowce zlane deszczem i zawilgoconą, świeżo-nieświeżą kawę. Coś mi tam nie grało.

Twarda i krucha tabliczka trzaskała średnio głośno, kojarząc się trochę z suchą i masywną krówką typu fudge. Brakowało jej takiej "pełni", masywności.
W ustach okazała się twardo-zbita, acz rozpływająca się ochoczo. Zachowywała kształt, rozpuszczając lepko-rzadkie fale. Wydała mi się nieco pylista, suchawa, a jednocześnie lekko tłusta jak mleko, w dodatku rozwodnione. Znikała w miarę "gładko", zostawiając poczucie jak po miodzie czy syropie klonowym (takie "gładko-lepkawe"?)

W smaku pierwsza rozeszła się słodycz bliżej nieokreślona. Była średnio mocna, ale odosobniona.

Nie długo jednak, bo szybo dołączyła do niej mocno maślana nuta. Maślaność okazała się bazą.

Wtedy to, polał się miód. Wyszedł na pierwszy plan i zawłaszczył sobie strefę słodyczy. Pomyślałam o jasnym, mieszanym wielokwiatowym miodzie... Słodkim, ale nie zabójczo.

Odnotowałam soczyste przebłyski, nawet drobny kwasek liofilizowanych truskawek. Z czasem rozmyły się nieco, przybrały na słodyczy. Wyobraziłam sobie gąbczaste, suszone truskawki, potem w słodyczy pojawił się pudrowy wątek. Ogółem rosła i owoce zatonęły w niej... Jakieś białe, delikatne kwiaty starały się ukryć ich wspomnienie. Rześkość jednak była nie do ruszenia. Epizodycznie powracała soczystość.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa po ustach rozpływało się także mleko. Wpływało na rześkiej, wiejskiej fali... Dało się poznać jako bardzo naturalne, mieszało się z masłem, jednak nie odważyło się wyjść przed nie.

Miód w tym czasie odsłonił migdały i fistaszki. Musiał pokrywać je jako jasna, słodka skorupka. Pomyślałam o batonach zlepionych miodem... Twardych, chrupiących. Migdały i fistaszki wydawały się lekko podprażone i przygłuszone jasnym miodem. Ten z czasem zaczął wydawać mi się coraz bardziej wodnisty. Słodki, ale nie mocno, a taki rozrzedzony, kiepski. Odnotowałam przy nim słodko-nijaki wątek. Wyobraziłam sobie kromkę sowicie posmarowaną masłem, na którym to jasny miód rozlewa się powoli. Był trochę jakby słodko-czysty, nie mocny, ale irytująco nieokreślony.

Pojawiła się też lekka gorzkość kakao, acz dosłownie na chwilę. Chyba spróbowała podkreślić orzechy, ale nie udało jej się. Soczysta nutka nie domagała... Wróciła myśl o zawilgoconych krzakach (już niekoniecznie kawy) z zapachu. Pomyślałam o mdłych, jakby rozwodnionych truskawkach (czasami jak latem za dużo pada, to owoce są takie bez smaku, wodniste), a potem już znowu głównie o wodnistym miodzie.

Ten na koniec zszedł się z silną maślanością.

Po zjedzeniu został posmak miodowo-soczysty, bardzo słodki i też słodki w sposób nijaki. Jakby słodyczy brakowało smaku. A jednak to nie wszystko, bo czułam też maślaność i bardzo delikatną mleczność. Snuła się lekka "czerwona soczystość", ale raczej nie owoce.

Całość mnie bardzo rozczarowała. Słodycz i maślaność zawłaszczyły sobie całą kompozycję. Mimo to, wcale nie było straszliwie słodko... Po prostu oprócz słodyczy ciężko o coś ciekawego, bo nawet mleczność wydała mi się epizodyczna, licha (nie mówiąc już o ogromnym niedosycie kakao, którego gorzkości nie uświadczyłam prawie wcale), ale... ta słodycz... nie była wyraziście miodowa. Ten motyw rozwodnienia wszystko psuł. Czyżby to maltodekstryna? Pojęcia nie mam, ale tak to wyszło, że nie miałam ochoty i niewiele zjadłam (jakieś 3 kostki). Chyba nie jadłam tak kiepskiej tabliczki tej marki.
Mama spróbowała i uznała, że jej nie chce, bo za gorzka.


ocena: 6/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 19,90 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao 53%, miód w proszku (maltodekstryna, miód), tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.