środa, 4 stycznia 2023

krem Orzechownia Naturalna Miazga z Migdałów

Przeglądając listę recenzji w kolejce do publikacji pomyślałam, że skumulowało się trochę past-niewypałów. Dobrze, że ich testy dzieliły słoiki kremów, które lubię i do których wracam, a na blogu już są. Wypadałoby jednak, by i tu coś zacnego wskoczyło. A po miazdze 100% z pistacji Orzechowni ani przez sekundę nie wątpiłam, że inne pasty 100% tej marki będą doskonałe na taki wpis. Opis producenta bardzo mnie zaciekawił, bo to ponoć ich najbardziej wytrawna miazga. Zrobiona z prażonych, jednak miałam nadzieję, że minimalnie. Migdały zmielono razem ze skórką, a właśnie ze skórką (nieprażone) chrupać same lubię najbardziej. Na stronie obiecywali, że "zadowoli nawet najbardziej wymagających konsumentów, którzy nie lubią słodkich smaków.". Ja... cóż, lubię słodycz, ale niziutką i adekwatną, naturalną. Byłam więc bardzo ciekawa, w jakim kierunku ten krem pójdzie.

Orzechownia Naturalna Miazga z Migdałów to miazga 100% z migdałów prażonych.

przed i po uporaniu się z olejem
Po otwarciu poczułam podprażone migdały, wzmocnione nutą drzew, roślin i oleju (migdałowego). Zaplątała się w tym lekka, jakby przypalona słodycz syropu klonowego. Po uporaniu się z olejem to migdały przybrały na intensywności (nie np. nuta prażenia). Całościowo było to świeże i wyważone w kwestii słodyczy i wytrawności.

Na wierzchu wydzieliła się średnia ilość oleju, z czego łyżkę zlałam, a jakieś pół łyżeczki wymieszałam niezbyt dokładnie. Całość choć nie rzadko-lejąca, była nieco rzadkawa i plaskająca. Może raczej po prostu niegęsta. Zachowała zwięzłość, mimo oleistości. Już na oko widać w niej mnóstwo kawałków, kawałeczków i drobinek migdałów, razem ze skórkami.
 W trakcie jedzenia okazała się trochę oleista, ale na pewno nie rzadka. Przybierała na zwięzłości i gęstości, przy czym zupełnie zaklejała usta jak klej. Gdzieś w oddali mignęło skojarzenie z kapciowato-zalepiającą, mięciutką babeczką maślaną. Masa kleiła się do zębów i podniebienia, co mnie w pierwszej chwili aż zaskoczyło (że w aż takim stopniu). Krem był tłusty i syty, ale nie ciężki. Zawarte w nim kawałeczki już o to zadbały!
W końcu rzedł, zostawiając w większości dość twarde (ale nie jak kamienie) drobinki do nieambitnego pociamkania. Wprowadziły chrupki element. Chwilami był bardziej kruchy, chwilami kawałki wydawały się aż soczyście-trzeszczące. Czasem aż trochę marcepanowo (piszę tylko o strukturze), dzięki czemu nie było rozjazdu na "gładką bazę z kawałkami". Może nie było to do końca moje "wrażenie miazgowości", ale całość okazała się przyjemnie spójna.

W kwestii smaku w głowie już w pierwszej sekundzie powstał obraz słodkiej, niemal słodziuteńkiej maślanej babeczko-muffinki, sowicie posłodzonej syropem klonowym i miodem. Takiej zrobionej na mące migdałowe, z migdałami i dodatkiem migdałów. Słodycz rozeszła się, była silna, acz naturalna, właśnie należąca do migdałów, które mogłabym odmieniać przez wszystkie przypadki.

Po chwili złagodniały, zaniechały podążania w bardzo słodkim kierunku. Zaznaczyła się prażono-pieczona nuta, która dbała o myśl o wypieku, ale już mniej słodkim 

Prażona nuta i przewijający się wątek skórek migdałów przed oczami wyobraźni mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach przedstawiły mi obraz drzew i roślin. Jakby tak raczyć się migdałowymi wypiekami w ich cieniu, na pikniku na świeżym powietrzu. Zrobiło się roślinnie niemal rześko. "Roślinna maślaność" i trochę skórek uczyniły kompozycję wytrawniejszą (ale nie gorzką!). Kawałki ze skórkami wnosiły pewną "smakową migdałową suchość".

Gdy kawałki migdałów wraz ze skórkami wyłoniły się z gładszej bazy, przypomniały o syropie klonowym. Ten niewątpliwie wiązał się z tą roślinnością, drzewami... i wpisał się w paloną, chwilami nieco przypaloną nutkę.

Gdy gryzłam-podsysałam i ciamkałam kawałki i drobinki, trafiałam zarówno na mniej prażone, jak i mocno, aż ryzykownie w mniej więcej równych proporcjach. Te gryzione przywiodły na myśl wierzch maślano-migdałowej muffinki*, który to posiada bogatą koronę właśnie z posiekanych, przypieczonych migdałów, na które kapnęło trochę syropu klonowego.

W posmaku została słodycz jakby syropu klonowego i miodu. Znów wypłynęła na pierwszy plan (chyba kontrastowo po wytrawniejszej, dłuższej chwili). Niemal urocza, słodziuteńka, miodowo-klonowa muffinka maślano-migdałowa - o! To było to, z lekką nutką prażenio-pieczenia o migdałowo-drzewnym, spokojnym charakterze.

Krem uważam za rewelacyjny. Słodki naturalnie, ale nie za mocno. Podprażony, acz też bez przesady. To połączenie przełożyło się chyba na ciekawe skojarzenie z syropem klonowym. A jednak całość i tak wyszła przyjemnie wytrawnie, trochę maślano. Skórek nie było tyle, by np. dodały gorzkości, a jedynie podkreślały wytrawność i akcent drzew. To bardzo wyważony produkt. Wyrazisty w swej naturalnej nienachalności.
Konsystencja jednak mogłaby być ciut inna. To chwilowo aż niemiłosierne sklejanie i natłok drobinek trochę mi przeszkadzały, wolałabym coś nieco gładszego... chyba. W zasadzie struktura była dobra, po prostu czuję, że mogłaby być nieco inna, nieco lepsza, ale to już bardzo subiektywne.

Choć ocenę wystawiłam niższą niż maśle migdałowemu prażonemu Primaviki uważam, że produkt Orzechowni jest lepszy, przynajmniej dla mnie. Brak słoności, a przejrzystość w kwestii migdałów o wiele bardziej przypadły mi do gustu (a jednak Primavika nie była słona, tylko "podkreślona solą"). Po prostu na tamte czasy (2016) nie znałam lepszego kremu migdałowego. Obecnie zaś w stosunku do jedzenia jestem bardzo wymagająca, a tego typu past znam więcej.

PS Chciałam pokazać Mamie pastę 100% inną niż z fistaszków, bo po Primavice Active znowu zaczęła ogólnie na setki trochę nosem kręcić. Zostawiłam jej dosłownie łyżeczkę (trochę przez skąpstwo), ale... hah, wystarczyło. I "niby jej smakowała", ale nie zachwyciła jej; nie rozumie, jak w zasadzie można lubić takie pasty aż tak jak ja i je łyżeczkować. "Znaczy rozumiem, że lubisz je TY, ale dla mnie one zupełnie nie. Ta jednak rzeczywiście niewiarygodnie wyważona i ciekawa. Taka... wytrawniejsza, bo nie słodka, ale i nie gorzka. Mnie się jednak nie z migdałami, a sezamem kojarzyła". O, a ja muszę przyznać, że faktycznie coś w tym jej skojarzeniu było! Myślę o takich surowych, nieprażonych ziarenkach.


ocena: 9/10
kupiłam: orzechownia.com
cena: dostałam (cena to 35 zł za 200g)
kaloryczność: 624 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie wykluczam

Skład: prażone migdały (z Hiszpanii, USA, Australii)

*Chodzi mi o prawdziwe muffinki, a nie synonim babeczek; to wypieki różniące się ciastem i wyrobem; mogą być też wytrawne - aczkolwiek fakt, że w przypadku tej pasty to były muffinki słodkawe (nie tak chamsko jak babeczki tzw. cupcakes).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.