czwartek, 12 stycznia 2023

krem Orzechownia Naturalna Miazga z Nerkowców

Po tym, jaką miłością zapałałam do Rafaelki od Orzechowni, zainteresowałam się ich czystą pastą z nerkowców i w ramach współpracy poprosiłam o nią. Poszłam tym tropem, że skoro wspomniana była tak cudownie delikatnie prażona, ta również mogła taka być. A właśnie miałam ochotę na tę czystą, wyrazistą delikatność nerkowców. Opis na stronie sławił ten krem jako najbardziej kremowy i maślany z ich asortymentu. Dodali, że: "Nie sposób zakończyć jej degustacje na jednej łyżeczce" - obstawiałam, że mają rację. Zwłaszcza, gdy jest się tak jak ja miłośniczką nerkowców. Ich maślaność (i ogólnie ta orzechowa) zachwyca mnie, że to aż dziwne (bo zwykłego masła nie lubię i mam wrażenie, że im więcej "orzechowo maślanych" past jem, tym bardziej, bo przecież różnica między nimi jest kolosalna). Miłe, że producent podał nawet kraje pochodzenia orzechów: Indie, Tanzania, Mozambik, Wietnam

Orzechownia Naturalna Miazga z Nerkowców to miazga 100% z orzechów nerkowca.

przed i po uporaniu się z olejem
Po odkręceniu słoika poczułam słodziuteńko-maślane orzechy nerkowca, które musiały być podprażone najbardziej minimalnie, jak to tylko możliwe. Wydawały się złudnie miodowo-waniliowe. Wyobraziłam sobie maślano-miodową bułeczkę z waniliowym budyniem lub jakąś sernikową masą (słodką w tym samym sensie).

Oleju, ku mojemu zaskoczeniu, wydzieliło się naprawdę niewiele (niecała łyżeczka?), więc w zasadzie nie było nawet co zlewać. Niedbale przemieszałam, przy czym odkryłam zaskakującą, zwięzłą gęstość. Miazdze brak jej oleistości, choć niewątpliwie tłusta była. Wykazywała miękkość i ciągnęła się. Mnóstwo w niej drobinek oraz trochę malutkich kawałków orzechów. Były też kropeczko-drobinki skórek (które wyglądały jak kropeczki wanilii i jeszcze podkręcały wrażenia smakowo-węchowe).
Podczas jedzenia krem potwierdził swą gęstość. W ustach bowiem jakby wzrastała, wzbogacając się o o masywną, kleistą lepkość. Pasta była syta, maślano tłusta. Choć czuć w niej efekt "miazgowości", czyli mikroskopijne drobinki, bazowo cechowała ją kremowość. Zalepiała usta, chwilowo wydawała się nawet ciężkawa, ale w końcu odpuszczała, ujawniając kawałeczki. Nie uczyniły z niej jednak czegoś do gryzienia, stanowiły bowiem dodatek "do pociamkania od niechcenia".
Większość drobinek, które dodają tzw. przez mnie efekt miazgowości, była tak drobna, że nawet gryźć ich nie trzeba (acz ja lubię sobie je tak "pokłapać"). Nerkowcowe drobiażdżki okazały się spodziewanie miękko-twarde, sprężyste. Nieliczne twardsze i bardziej chrupiące - też pozytywnie. Ciekawie urozmaicały strukturę, nie zaburzając kremowości. Kropeczki, te większe, gdy "wzięłam je pod lupę", były twardo-suche, kruche (acz nie sądzę, by ktokolwiek aż tak je "rozpatrywał").

W smaku pierwsza uderzyła słodycz o uroczym wydźwięku. To niemal "słodziusiość" miodu i wanilii. Orzechy nerkowca pokazały się z niewiarygodnie wręcz, przecież w pełni naturalnie, słodkiej strony. Wyobraziłam sobie waniliowo-miodowy, kremowy budyń najwyższej jakości.

Dołączyła do nich słodka maślaność, a do tej z kolei chwilami podkradała się lekka mleczność / śmietankowość. Maślaność, mieszając się z leciutko prażonym akcentem, przełożyła się na myśl o jakiejś nerkowcowej maślanej bułeczce. Może właśnie słodziutkiej od miodu, z masą budyniową w wariancie waniliowym. Prażona nutka była tak leciutka, że chwilami w ogóle zanikała (obstawiam, że to ona mogła wywołać skojarzenia ze słodkimi wypiekami). Nerkowce cały czas wszystkim bardzo wyraźnie dowodziły.

Mniej więcej w połowie rozpływania się pasty w ustach słodycz trochę zwolniła. Smak delikatnie prażonych nerkowców wyskakiwał epizodycznie, ponieważ drobinki zaczęły bardziej wylegać z masy. Te umocniły orzechowość bardziej esencjonalną, może ciut wytrawniejszą.

Ciamkane i gryzione drobinki oraz kawałki były bardzo zróżnicowane. Wszystkie intensywnie nerkowcowe, ale niektóre bardziej surowe, inne bardziej prażone czy charakterniejsze. Wszystkie jednak delikatne, maślane i... "czyste". Nerkowcowy obłęd. Gdy zajmowałam się nimi już po zniknięciu pasty właśnie to czuć. Niektóre jednak wprowadzały jakby mgiełkę pikanterii (prawie nieistotnej). Wydaje mi się, że część (i tak malutkich) kawałeczków uprażono mocniej niż samą baza z drobineczkami (i np. dodano je do niej).

I oczywiście do nerkowców należał posmak. Ten jednak znów był aż zaskakująco słodki, waniliowo-miodowy, ale jednocześnie trochę lekko prażony. Echo nerkowcowo-maślanej bułeczki z budyniem waniliowym, czy nawet samego budyniu waniliowego też się zakręciło. Czasem wzbogacała je (trochę na zasadzie kontrastu) ostrzejsza mgiełka - dosłownie jednak przy paru łyżeczkach. Głównie czułam się, jakbym właśnie zjadła sporo surowych orzechów nerkowca pierwszej klasy. 

Krem był obłędny. Już zapach rozkochuje, a od pierwszej łyżeczki można się uzależnić. Wysoka, ale w pełni naturalna słodycz z ciekawymi skojarzeniami o miodowo-maślanych bułeczkach, waniliowym budyniu i niemal mleczna nutka, niezaburzone prażeniem (bo było cudnie niskie, a nawet jak drobinka trafiła się mocniejsza, też nie psuła efektu) połączyły się z rewelacyjną konsystencją. Pełna, kremowa, ale nie za ciężka. Drobinki i kawałeczki urozmaicały, ale się nie narzucały.


ocena: 10/10
kupiłam: orzechownia.com
cena: dostałam (cena to 25 zł za 200g)
kaloryczność: 612 kcal / 100 g
czy kupię znów: pewnie tak

Skład: orzechy nerkowca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.