wtorek, 3 stycznia 2023

Chapon Mexique Anemos Torrefaction Moyenne / Conchage Moyen to ciemna 75 % z Meksyku

 Zamawiając tabliczki Chapon zwróciłam uwagę na to, że nie dość, że mają w swojej ofercie propozycje z Meksyku, który nie jest zbyt popularny wśród czekolad do degustacji, to jeszcze mają z niego dwie różne. Jedna z nich w dodatku przyciągnęła mój wzrok przepięknym opakowaniem z lampartem. I... tajemniczym podtytułem na stronie, a mianowicie "Towt". Google zaraz poszedł w ruch. TOWT Anemos odpowiadają za bezemisyjny transport (przez cały Atlantyk) żaglowcami surowców, w tym kakao. "Anemos" w starożytnej grece znaczyło "wiatr". Bardzo podobają mi się takie inicjatywy, ale tym, co jeszcze bardziej mnie tu zaintrygowało, była wzmianka producenta, że całe ziarna kakao podczas transportu cały czas powoli dojrzewają. To dość oczywiste, ale sama o tym nie pomyślałam i dopiero zaczęłam sobie wyobrażać, jak w kakao nabiera mocy w jakiś ciemnych skrzyniach, może w swoistej, "statkowej" wilgoci?

Chapon Mexique Anemos Torrefaction Moyenne / Conchage Moyen to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao z Meksyku, konszowana średnio długo.

Po otwarciu do moich nozdrzy doskoczyły soczyste owoce, prędko dogonione przez zapach wyraźnie korzenny. Wiązał się z orzechami, głównie laskowymi. Za ich sprawą wkradła się drobna palona nutka. Owocowy wachlarz, jakby obok nich, rozkładał się, prezentując całe mnóstwo słodkich śliwek, ciemnych, niemal czarnych winogron (np. odmiany Melody, lub jej podobnych) z przebłyskiem jakiś czerwonych: wiśni, granatów. Tkwiło w nich, zwłaszcza słodkich śliwkach, skojarzenie z naturalnym dżemem, nakręcane paloną nutką. Była słodka... powiedziałabym, że karmelowo-miodowa, ale w zasadzie za soczysta na karmel. Początkowo nie byłam pewna, ale z czasem słodycz daktyli wyklarowała się bardzo odważnie.

Gładka tabliczka była twarda, dzięki czemu trzaskała głośno, sugerując kruchość (ale nie była realnie krucha). Przekrój wyglądał na nieco ziarnisty, ale jednocześnie pełny, zbity. 
W ustach potwierdziła się jej zbitość. Była jak trochę pylisty, śmietankowy budyń podany z soczystym sokiem-sosem z owoców. Wraz z tym, jak rozpływała się powoli, rozkręcała się soczystość. Stawała się budyniem lżejszym, mlecznym, a znikała w porywach aż wodniście. Miała dość pyłkowe wykończenie.

Po ustach pierwszy rozlał się bardzo słodki miód, w którym pojawiła się soczystość... Jakby soczystego miodowego soku (abstrakcja - wyobrażenie soku z miodu, który byłby jakby wyciskany z jakiś owoców), syropu... z daktyli! Daktyle okazały się bardzo wyraziste, na pewno soczyście-wilgotne i mięciutkie. Świeże, ewentualnie suszone wilgotnie-miękkiego typu (np. lidlowe Alesto).

Zaraz pojawiła się też gorzkość. Jej głębię uwypukliło nieprzesadzone palenie, nawet dym - nie nachalne jednak. Obok pojawiły się drzewa, których grube konary porastają czarną ziemię. Zaraz dołączyły orzechy. Orzechów czułam całą mieszankę, w której dominować musiały laskowe. Trochę palono-pieczone, ze skórkami i bez... z czasem z nieco bardziej maślanym wątkiem. Nie złagodził jednak gorzkości. Oddawał mocno orzechowe brownie, które zrobiono na bazie orzechów właśnie, czyli np. z orzechowej mąki, pastą z orzechów (np. zamiast masła). 

Po paru chwilach okazało się, że soczystość nie próżnuje. Pierwszy rozlewał się sok z przegryzanych pesteczek doskonale dojrzałego granatu. Wcisnął się między nie drobny kwasek, zrobiło się trochę cierpko. Doszedł duet dojrzałych i charakternych wiśni i śliwek. Śliwki robiły mocne aluzje do dżemowo-suszonych wersji siebie, uwypuklając charakter i podtrzymując soczystość.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, mimo lekkiego kwasku, wciąż było bardzo słodko, ale słodko jedynie od owoców. Karmelowo-miodowe wątki wtopiły się w daktyle, które to na pewien czas ostrożnie się wycofały, zostawiając pole do popisu owocom rześkim i soczystym, ciemnym. Wyległy granatowo-czarne winogrona o słodkim smaku i charakterze wina, soczystej cierpkości. Może też trochę miękkich jeżyn? Kropelka czerwonego wina wiązała się też z wiśniami i... czekoladą, jakby miało ono jej nutę.

Ogólną soczystość podkreślał kwasek, z czasem może lekko limonkowy... Ponownie jednak związany z cierpkością, goryczką - mowa o odrobince limonki jako i sok, i skórka... Przełamanej cytryną? Nie były zbyt istotne. Tonęły w ciemnych owocach... znów pomyślałam o formie bardziej jakiegoś dżemu, gładkiej, naturalnej masy z owoców (w tym winogron).

Gorzkość orzechowego brownie, drzew i lekkiego dymu z czasem przytoczyła gorzkość nieco bardziej korzenną. Przyszły mi do głowy prażone przyprawy i wonny dym unoszącym się znad nich. Nie były ostre... no, może coś tam w tle wyszło tak "rozgrzewająco". To wzmocniła chyba słodycz miodowo-daktylową, bo na tyłach się zetknęły.

Orzechy laskowe z ochotą flirtowały z korzennością, a ja poczułam... no niby swoistą ostrość, ale ni korzenną, ni szeleszczących, suchych liści, opadających na czarną, wilgotną ziemię.

Ciepło to wydobyło miodowo-karmelowy aspekt słodyczy, ale soczystość (ta cytrusowa) zadbała, by i daktyle przywrócić na pełnych prawach. Były soczyste i... po zetknięciu się z tymi ciemnymi, granatowo-bordowawymi, a więc m.in. winogronami zaprosiły do tańca rodzynki (ale też jakieś aż czarne, np. Thompson, o których pisałam na Instagramie). A te świetnie zgrały owoce z drzewami i dymem swoją jakby żywiczną nutką.

Na końcówce zrobiło się bazowo łagodniej. Orzechy zagrały na ten maślano-browniowaty aspekt, jakby zrobionego z pastą z laskowców, która to z kolei miała nieco naturalnie korzenny charakter. Soczystość daktyli świeżych i cierpka słodycz ciemnych owoców, głównie słodkich, niemal czarnych winogron (sosu-masy z nich?), nasączyły to.

W posmaku zostały właśnie soczyste, ciemne owoce - głównie winogrona i wiśnie. Łączyły się bardziej kwaskawym rodzynkowo-cytrynowym wątkiem z daktylami, końcowo bardziej jakby "miodowo-soczystymi" i wtopionymi w orzechowo-maślane ciasto. Czułam cierpkość owoców ciemnych, troche cytrusowo-egzotycznych oraz mniej znaczącą kakao.

Czekolada była obłędna w smaku. Soczysta, owocowa, ale jednocześnie przyjemnie dosadnie czekoladowa. Daktyle, ciemne owoce w tym winogrona, śliwki, wiśnie i granat zachwyciły mnie. Było od nich bardzo słodko, ale z pazurkiem. Gorzkości nie brakowało. Dym i orzechy laskowe, podkreślone korzennością z wymienionymi już ciekawie zgrały się za sprawą rodzynek.
Konsystencja chwilami, mimo wszystko, wydawała mi się aż nieadekwatnie soczysta, ale czekoladę wciąż cechowała swoista sytość, więc ogół bardzo mi do gustu przypadł.

Ciemne owoce, a dokładniej śliwki czułam też w Deseo Wytrawna Meksyk 70%, ale oprócz tego mnóstwo truskawek, śmietankę i cukier, więc to zupełnie inny poziom. Theobroma Cacao Store Mexico 70% wyszła o wiele podobniej, bo czułam w niej (oprócz wysokiej mleczności) korzenną śliwkę, trochę cytryny, miodowo-daktylową słodycz, sugestie winogron Melody i trochę orzechów. Theobroma wydała mi się nieco łagodniejsza, ale obie cieszyły mnie na tym samym poziomie, bo jej łagodność po prostu wiązała się z innym wydźwiękiem (który reprezentowała).
Dym, wiśnie, suszone owoce (ale figi), cytrusy (o wiele więcej), orzechowe ciasto (ale orzechowo-bananowo-maślane) Cuna de Piedra też zawarła, acz je brakowało dosadnego charakteru.


ocena: 10/10
cena: 7,20 € (za 75g)
kaloryczność: 560 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie (ale chciałabym)

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.