wtorek, 17 stycznia 2023

Latitude Craft Chocolate Semuliki 70 % ciemna z Ugandy

Czasem, gdy staję przed perspektywą poznania nowej marki, czuję podniecenie, a czasami... jestem jakoś sceptycznie nastawiona. Do dzisiejszej właśnie jakoś tak pesymistycznie się nastawiłam, ale że wiem, iż często czekolady potrafią bardzo zaskoczyć, pogoniłam swoje pierwsze wrażenie. Latitude założyły w 2016 roku raptem 3 osoby w małym ugandyjskim miasteczku Kasese. Od tego czasu marka przeszła długą drogę, bardzo się rozwijając, utrzymując wysoką jakość i wartości. Misja pozostała taka sama: aby zrzeszać pasjonatów, pracujących i zatrudnianych uczciwie, dzięki czemu efekt pracy cieszy ich, jak i konsumentów. Działają lokalnie, zatrudniają nieco ponad 1000 drobnych rolników posiadających certyfikaty ekologiczne, z których około połowa to kobiety. Co ciekawe, punkty skupu rozlokowano blisko miejsc pracy. Dzięki temu rolnicy otrzymują nie tylko wyższą cenę, ale także zmniejszają się ogólnie koszty transportu, robocizny, materiałów i przetwarzania, a także ryzyko kradzieży i zepsucia ziaren.

Latitude Craft Chocolate Semuliki 70% to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Ugandy, z regionu Parku Narodowego Semuliki.

Po otwarciu zagrzmiał zapach wyrazistego karmelu ze skąpą soczystością słodkich, bardzo dojrzałych bananów. Pomyślałam o karmelowym cieście (na czekoladowym spodzie?) z bakaliami, bo klimat był nieco duszno-ciężkawy. Spośród bakalii dominowały intensywne, suszone figi dobrej jakości, które zachowały soczystość. O soczystość z tyłów walczyły egzotyczne... brzoskwinie i mango? Wszystko to zetknęło się z naturalnie słodkimi, acz poważniejszymi orzechami laskowymi, migdałami i drzewami. Wśród drzew, w czekoladowej części ciasta kryła się drobna ziemistość, przejawiająca wilgoć i... soczystość? Tej pomogła delikatna nutka wiśni i niemal czarnych winogron (odmiany np. Melody, Sable).

Tabliczka w dotyku wydawała się kremowa, a jednocześnie lekko pylista. Była twarda i głośno trzaskała, brzmiąc na chrupiącą. Przekrój miała trochę ziarnisty.
W ustach rozpływała się powoli i kremowo, mięknąc niczym śmietankowy, gęsty budyń. Pokrywała podniebienie, trochę się lepiła. Wyszła przy tym na jaw pylistość, acz na pewno nie suchość.
Z czasem robiła się nieco bardziej soczysta, acz gęstość zachowywała do końca.

W smaku najpierw poczułam delikatny karmel, błyskawicznie zmieniający się w miód. Miód pełen charakteru, aż nieco pikantniejszy... Gryczany! Można było zatonąć w jego ciemnym, nieprzeniknionym kolorze. I właśnie ciemniejszy zrobił się przy nim karmel - przypalił się. Karmel był coraz bardziej palony.

W słodyczy zarejestrowałam jednak także jakby pewien sprzeciw przed zasładzaniem. Drobną soczystość?

Palona nuta z ochotą zakręciła z prażonym wątkiem orzechów. Bardzo wyraźnie pokazały się orzechy laskowe. Może i trochę otulone karmelem, podkarmelizowane, ale bez przesady. Zabrały się za ustanawianie bazy. Towarzyszyły im drzewa i migdały, wpisujące się w pewną "smakową suchość".

W tym czasie pojawiło się karmelowo-czekoladowe ciasto. Najpierw wyobraziłam sobie jedynie puszysty, karmelowy biszkopt wypełniony rozmaitymi bakaliami (w tym orzechami). Potem zorientowałam się, że musiał być na czekoladowo-kakaowym spodzie. Z poszczególnych bakalii wyłapałam figi, trochę ciemnych rodzynek (jakby niedosuszonych?). Coś na kształt suszonych wiśni? I nagle słodycz wzrosła.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o cieście blondie ("białoczekoladowa wersja brownie"; nigdy nie jadłam), sowicie posłodzonym miodem gryczanym i wypełnionym orzechami laskowymi. Może też wiśniami? W dodatku poprzypalanym po brzegach (gdzie miejsce odnalazł się karmel), o chrupkawym wierzchu, co dodało słodyczy charakteru.

W bardzo, bardzo wysokiej słodyczy uparcie tliła się soczystość. Najpierw wyraźnie należąca do suszonych, ale niedosuszonych, miękkich fig. Czułam mnóstwo różnych. Zarówno złociste, niemal miodowe, jak i sczerniałe, źle ususzone i przejawiające podfermontowany charakter. Odnotowałam delikatniusi prawie kwasek wiśni.

Zawalczył o egzotyczny motyw bananów, które nadeszły od strony ciasta blondie. Za nimi ruszyły brzoskwinie i mango, przy czym mango z tej trójcy wyszło na przód. 
Jednocześnie kwasek podfermentowanych, kiepsko ususzonych (btw, ja tam takie lubię) fig, które przybrały ciemny kolor wydobył nutkę wiśni i winogron ciemnych, granatowo-czarnych. Raz i drugi upuściły trochę kwaśności i cierpkości, dzięki czemu wiśniom udało się całkiem nieźle zaprezentować. Wszystkie te owoce idealnie zgrywały się z pikantnawym miodem gryczanym.

Od niemal przypalono-karmelowych części ciasta, może też od tego z kakaowym spodem, tym razem nasączonym wiśniami, odchodziła gorzkość. Niska, ale jednak, która zdradzała subtelną ziemistość i... coraz więcej orzechów. Na koniec orzechy laskowe podkreśliły drzewa i ciemny, pikantny miód gryczany. Pomyślałam o orzechach karmelizowanych w nim. 

Po zjedzeniu został posmak drzew i orzechów laskowych, a także zasłodzenie karmelem i miodem gryczanym. Mimo palono-pikantniejszego charakteru, aż drapały. Pobrzmiewały także miodowe figi, odrobinka winogron oraz duet mango i banana, ale to karmel i miód gryczany dominowały.

Całość była smaczna. Podobały mi się nuty fig, w tym te podfermentowane, miodu gryczanego i nawet obrazowy wątek ciasta blondie, mimo wysokiej słodyczy. Egzotyczne owoce oraz wiśnie, granatowe winogrona walczyły dzielnie o soczystość, ale... niestety gorzkość była bardzo niska (czuję niedosyt laskowców, drzew i ziemi), a kwasek prawie żaden, więc to niemal czyste zasłodzenie. Za to punkty poleciały (gdyby była porządnie gorzka, pewnie byłoby 10).

Wydała mi się bardzo podobna, tylko że przesłodzona, do Zottera Labooko Uganda 70%.
Karmel, ciasto-chlebek, orzechy i mnóstwo różnych owoców, mimo że w zasadzie bardzo owocowa nie była - te stanowiły znaczące punkty: wiśnie, winogrona (i o wiele więcej czerwonych). Zotter smakował jednak ziemią o wiele wyraźniej, a jego pikanteria odważnie przybrała postać ciastek korzennych. Latitude tu wymiękła, bo była mniej gorzka, a jej drobna pikantność trzymała się słodyczy (miód gryczany).


ocena: 8/10
cena: 28,18 zł (za 70 g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.