środa, 11 stycznia 2023

Chapon Equagha Torrefaction Longue / Conchage Long ciemna 60 % z Peru i Wenezueli

Mimo iż uwielbiam czekolady Chapon, bo są przepyszne, a ich struktura jest zacna, opakowania pięknie, to podejścia producenta / właściciela do klienta nie lubię. W moim dużym zamówieniu przyszły dwie tabliczki nie te, które zamawiałam i zamiast zrobić zwrot, o który prosiłam, uparli się, że dadzą bona na kolejne zakupy, czyli... i tak musiałam za kolejną przesyłkę zapłacić, a pewności nie miałam, że tym razem wszystko wyślą ok. Co więcej, moje pierwsze zamówienie było tak duże, bo wybrałam wszystko, co mnie interesowało. A poomijałam białe itp.... Było mi to nie na rękę, ale w końcu wybrałam jakieś, np. Chuao - z tego wenezuelskiego kakao czekolady zawsze wydają mi się za łagodne, więc i ta nie kusiła, ale skoro i tak miałam coś wybrać, postanowiłam dać jej szansę. Tak samo, szansę, chcąc nie chcąc, dałam tym, które przyszły, a których nie zamawiałam, czyli np. obiekt dzisiejszej recenzji. To znaczy... akurat tę tak jakby zamawiałam... Bo na stronie była podana inna zawartość kakao, a mianowicie 70%. 60% bym nie kupiła, no ale... A jak już była...

Chapon Equagha Torrefaction Longue / Conchage Long to ciemna czekolada o zawartości 60% kakao z Peru i Wenezueli (blend), konszowana długo.

Po otwarciu poczułam słodycz miodu i suszonych śliwek kalifornijskich, a także mnóstwo kwiatów bzu lilak i świeżej, kwitnącej lawendy. Kwiaty chwilami dominowały, a śliwki posiłkowały się też innymi suszonymi i... w tym twardymi, przesuszonymi daktylami, które miodowi z kolei zasugerowały lekki karmel. Palony wątek przełożył się też na delikatną gorzkość, która zadbała o nadanie kompozycji drobnej wytrawności (ciemnoczekoladowości?). Mimo, że głównie słodka, nie waliła cukrem.

Tabliczka nie wydała mi się zbyt twarda, udawała kremowo-pylistą ciemną mleczną. Przy łamaniu okazała się krucha, ale wydawała średnio głośne trzaski jak zawilgocona... Jak jakaś masa z mlekiem w proszku, tylko że z powrotem zastygła. Odebrałam ją jako delikatną, a przy robieniu kęsa miękkawą lub skorą do mięknięcia.
W ustach rozpływała się gęsto śmietankowo i dość tłusto, niby gładko-kremowo, ale jednocześnie lekko pyliście. Robiła to w tempie umiarkowanym. Aksamitnie miękła, trochę oblepiała usta, po czym rzedła na koniec dość soczyście (acz wciąż z elementem pylistości), by pozostawić suchość, pylistość. I nawet lekko ściągała.

W smaku pierwsza uderzyła słodycz, rozchodząca się na kwiaty bzu lilak oraz miodowy karmel.

Kwiaty bzu, choć słodkie, dbały o to, by była to słodycz szlachetna i odpowiadały za ogólną delikatność. To one podkręcały skojarzenie z miodem.

Karmel wiązał się z paloną nutką. Ta nie była silna, ale pobrzmiewała. Myślę o karmelu mało palonym, raczej maślano-śmietankowym. W ciągu kolejnych chwil bowiem usta zalała śmietanka i mleko. Kontynuowały łagodność.

Odrobinka gorzkości przybyła właśnie wraz ze śmietanką jako kawa z nią... albo raczej śmietanka z dodatkiem kawy. Musiano ją zaparzyć na delikatnie parzonych ziarnach. Takich lekko cierpkawych?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przybyła soczystość. Kawa zetknąwszy się z mnóstwem słodyczy przywołała suszone śliwki kalifornijskie, a więc te muląco słodkie. Soczystość jednak rosła, mimo że kwasku nie uświadczyłam. Pomyślałam o czerwonych śliwkach i... może innych czerwonych owocach? Były zbyt delikatne, by je z całą pewnością ponazywać, ale chyba czułam bardzo słodkie truskawki i odrobinkę również słodkich wiśni.

Suszone, jak już śliwki zaczęły, też jakoś tam pobrzmiewały... Wróciła myśl o przesuszonych, jakiś gorszych twardych daktylach... W gardle zadrapało. Może zaplątała się jakaś pojedyncza rodzynka? Karmel im kibicował, wsparła je pewna... "ciemniejsza" nuta kawy. Pomyślałam o suszonych owocach bardziej złudnie miodowych...

Nagle zaszarżowała bardzo maślana chałka. Poczułam się, jakbym przeżuwała kęsa miękkiej, wilgotnej bułki o mleczno-maślanym smaku, mocno posłodzoną miodem. Przez parę sekund poza chałką świata nie widziałam.

A potem z kolei to miód podkręcił na nowo kwiatowość. Kwiaty tym razem czułam już niejednoznaczne, bo musiał to być cały bukiet różnych. Do bzu dołączyły białe, drobniejsze i kwitnąca lawenda. Zahaczyły nawet o lekko alkoholową sugestię miodowo-kwiatowego nalewko-likieru. Zrobiło się cieplej, w gardle też (dołożyła się do tego słodycz). Pomyślałam o soczystym imbirze, jakiejś ostrzejszej, ale w tym wszystkim nieostrej przyprawie.

Pod natłokiem kwiatów też przewijała się ta pewna cierpkość - na myśl przyszły mi bardzo (aż niespotykanie) słodkie, czerwone grejpfruty; mignęła cytrusowa nutka. Związała się z... korzeniem imbiru? Zaraz jednak schowały się, ponieważ ich soczystość wykradły kwiaty. To one zdominowały końcówkę. Bardzo słodkie kwiaty, zaprzyjaźnione z maślanym karmelem.

Po zjedzeniu został posmak bardzo maślany, maślano-śmietankowo karmelowy. Było bardzo słodko, jednak jako że czułam też sporo kwiatów bzu lilak, to taka słodycz... na poziomie. Acz przesłodzenie i tak dało się trochę we znaki. Czułam też lekkie ściągnięcie, cierpkość - to przełożyło się na myśl o owocach, ale niedookreślonych (cytrusach na słodko?). Do tego specyficzna, rozgrzewająca soczystość w gardle i na końcówce języka. Jakby w ogólnej przesadniej słodyczy kryła się szczypta pikanterii przypraw i alkoholu.

Całość w zasadzie była smaczna, a nuta kwiatów bzu lilak (tak wyrazista!) niezwykle intrygująca i nawet pyszna, podobnie jak chałka swą jednoznacznością aż mnie poraziła, ale czekoladę ogólnie przesłodzono. To przełożyło się na pewną ciężkość. Na szczęście nie wyszła cukrowo, ale oprócz słodyczy (miodu, kwiatów, śmietankowo-maślanego karmelu i owoców suszonych, daktyli, śliwek, a także świeższych czerwono-cytrusowych), niewiele w niej innych smaków. Zero kwasku, gorzkość kawy niziutka. Dobrze, że końcowe przesłodzenie trochę rozbiło "inne ciepło". Zjadłam, bo już była, ale żałuję, że nie dali więcej kakao (nie wiem, czy to z racji tłuszczu kakaowego - do miazgi doszło 2g/100g, bo cukier to 38). Potencjał nut bowiem ogromny! Punkt więc poleciał za niewykorzystanie potencjału blendu.

Peru chyba niewiele z siebie dało, bo skoro bywa kwaskawe, charakterne, to... tu jakoś nieszczególnie.


ocena: 7/10
cena: 7,20 € (za 75g)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.