W Chapon Mexique Anemos 75% zakochałam się i potem jeszcze bardziej cieszyłam się na zbliżającą się degustację drugiej propozycji na Meksyk tej marki. W zasadzie producent nie zdradził nic na temat dokładniejszego regionu, z którego została zrobiona tamta, ale skoro tu dookreślił... obstawiam, że ta jest z ziaren wyselekcjonowanych, a tamta to może mieszanka różnych meksykańskich. Albo... różniły się tylko sposobem transportu? To byłoby bez sensu, więc zastanawiałam się, co poczuję. Na pewno dzisiaj przedstawianą leciutko doprawiono solą, podobnie jak np. Colombie. Nie wiem, po co, nie czuć jej, ale kiedyś tak też np. Zotter częściej robił. Może to rzeczywiście ma pewne konkretne aspekty, jakie im się podoba podkreślać.
Chapon Mexique Soconusco Torrefaction Moyenne / Conchage Moyen to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao z Meksyku, z regionu Soconusco, konszowana średnio długo.
Po otwarciu poczułam spokojny zapach orzechów, którym wtórował słodki dżem pomarańczowy z zatopioną w nim kandyzowaną, goryczkowatą skórką. Rozniósł się ogrom miodu. To miód kwiatowy, aż drapiący i mieszający się właśnie z kwiatowym wątkiem, który z kolei w owocowej strefie wynalazł i podkreślił brzoskwinię... ale jakby też suszoną i przez to słodką w niemal uroczy sposób?
Orzechy spokojnie mieszały się z niedookreślonym, umykającym akcentem migdałów... jakby migdałowo-orzechowej bułeczki maślanej? Albo nawet niezwykle łagodnej pasty z migdałów? O zupełnej łagodności jednak mówić nie można, bo odnotowałam także ciepło przypraw korzennych.
Twarda tabliczka przy łamaniu głośno trzaskała jak suche gałęzie, które mają swoistą masywność, są pełne. Pasowało to do zbitego przekroju.
W ustach rozpływała się powoli, tłusto w sposób maślany i jednocześnie jak budyń lub lody zrobione na bazie śmietanki o cudnej gęstości. Pozostawiała smugi na podniebieniu, co z czasem przełamała soczystość. Niska, ale sprawiająca, że tłustość była do przyjęcia. Znalazł się w niej pylisty efekt, a także lekka wodnistość gdy znikała.
W smaku pierwsze polało się tsunami słodkiego miodu. Złocisty i lepki twór wtapiał się, a właściwie zalewał, jakąś maślano-mleczną bułeczkę. Słodycz była bardzo wysoka.
Zaraz jednak pojawiła się odważna gorzkość dymu. Obok zalśniła lekko palona nuta, za którą kryła się nieśmiała... kawa?
Wyobraziłam sobie maślano-miodową bułeczkę, jeszcze w dodatku polaną miodem. W tle zakreśliła pewną łagodność, w której to wyłapałam nawet śmietankę. Ta z ochotą zmieszała się z palono-gorzkim akcentem, oddając kawę ze śmietanką. Nieśmiałą, ale jednak.
Wychwyciłam też nutkę żółtych owoców... Mglistą, ale jednak, jakby już jakieś słodkie, miodowe dżemy czekały, by ktoś je dodał na omawiane bułeczki.
Gorzkość w tym czasie nie próżnowała, acz też mieszała się właśnie z łagodnością. Przypominała migdały w gorzkich skórkach, ale na maślanym tle. Z czasem wyobraziłam sobie punktowo gorzką od skórek pastę 100% z migdałów... albo raczej mieszaną? Wyraźnie poczułam też orzechy laskowe i chyba odrobinkę fistaszków. Wszystkie złożyły się na naturalnie słodką mieszankę.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa goryczka została niesamowicie nasączona pomarańczą. Pomyślałam o gorzkawych skórkach pomarańczy... też jednak osadzonych w słodyczy, utopionych w miodzie. Wyobraziłam sobie kandyzowane skórki pomarańczy zatopione w dżemie pomarańczowym, który to z kolei był mocno posłodzony miodem. Najwyższej klasy. Kwasku w zasadzie w nim brak, twór ten skupił się raczej na słodyczy i goryczce.
Do pomarańczy doszły kwiaty. Niby ją łagodziły, ale częściowo zmieniły też słodycz. Owoce przewijały się i dżemowate, i kandyzowane, i duszone w słodzidłach - głównie miodzie kwiatowym, ale... wyłapałam tam też brzoskwinie. Może właśnie podduszone, a może... suszone*? Pudrowo-uroczo słodkie? Do tego trochę pudrowo-liofilizowanych bananów?
Myśl o migdałach zmieszanych z pastą migdałowo-laskową z czasem umocniła się. Podkreśliły ją drzewa i przyprawy korzenne. W sposób... jakby to ona sama była złudnie korzenna, a więc nie było pikantnie, tylko tak "ciepło". Reprezentowała delikatność naturalnie maślanego kremu z samych orzechów, głównie migdałów. Te złagodniały, że tym razem musiał to być jasny krem z migdałów blanszowanych. Może nawet z odrobiną miodu?
Słodka, miodowo-maślana bułeczka stała się bułeczką w dodatku jeszcze migdałową. Może posypaną orzechami, migdałami i z cynamonem? Jakąś maślano-mleczną cinnamon roll, z wyczuciem przyozdobioną lukrem?
Daleko w tle poczułam jeszcze odrobinę mleka, jakby może próbować przełamać słodycz bułeczki nią? Czmychnęła w drzewa (nagle całe mnóstwo drzew!) i ogólną słodycz. Te z kolei na końcówce nieco stonował cierpkawy dym.
Posmak należał do wręcz maślanych, blanszowanych migdałów, suszonych, utopionych w miodzie gąbczasto-pudrowych brzoskwiń, odrobiny słodko-gorzkawych pomarańczy oraz ogólnej maślaności. Czułam też goryczkę dymu, podsyconej drzewami.
Smakowała mi, a jakże, jednak wolałabym, by była nieco mniej słodka. Zaskoczyła jednoznacznością. Ten miód był tak wyrazisty, jakby mi się tu dosłownie kleił do ust, obraz maślanej bułeczki czy pasty konkretnie punktowo gorzkawej od skórek migdałów? Obłęd. Podkreślające je laskowce i korzenność też mi się podobały. Łagodzenie może nieco mniej, ale sposób w jakiś się to działo - kwiaty ugłaskiwały poszczególne nuty - był bardzo interesujący. A gorzkość dymu i skórek pomarańczy zadbała o charakter. Mimo nut dżemu pomarańczowego, suszonych brzoskwiń, żółtych śliwek i niedookreślonych owoców, nie było to bardzo owocowe. Znacząco, ale nie wiodąco. Kwasku prawie w ogóle, za to duet słodyczy i gorzkości, na łagodnym tle.
Okazała się inna niż Mecixo Towt (daktylowa, winogrono-śliwkowo-wiśniowa, słodka, ale też gorzka dzięki dymowi, z nutami orzechów laskowych i rodzynek - wyszło to charakterniej). W moim odczuciu nieco gorsza (acz wciąż obłędna), bo słodsza. Nie tylko słodsza normalnie, ale też na wydźwięk, klimat.
Bliżej jej do pełnej żółtych owoców (głównie ananasów, bananów, melonów) Cuna de Pedra. Jej słodycz była figowo-bananowociastowa, dzisiaj opisywanej natomiast miodu. I w dodatku Chapon nie była kwaśno-owocowa jak Cuna (obstawiam, że to kwestia stopnia owocowości).
Kwiaty i puder (jako z czegoś liofilizowanego) czułam w Georgia Ramon Mexico 76 % Soconusco Criollo, co w sumie pasuje do kwiatów i pudrowych brzoskwiń dzisiaj opisywanej. W GR jednak owoce były inne - ewidentnie czerwone porzeczki.
ocena: 9/10
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, kwiat soli morskiej Guerande (0,04%)
*Jakiś czas po zjedzeniu tej czekolady aż kupiłam suszone brzoskwinie (i nawet opisałam na Instagramie) i rzeczywiście coś w tym skojarzeniu było. Tylko że w tej czekoladzie może jakieś suszono-liofilizowane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.