W Kauflandzie nie bywam za często (mimo że mam bardzo blisko) i rzadko rozglądam się tam za czekoladami. Raczej biorę jedynie Lindty w promocji. Pewnego razu jednak zobaczyłam całkiem ciekawie wyglądające tabliczki. Nienachalne, zwykłe - uznałam, że zwyklejszego dnia z ochotą spróbuję. Na opakowaniu dostrzegłam ciekawą informację, że 36% kakao w niej zawartego pochodzi z Ekwadoru. Hm, nawet w drogich blendach nie spotkałam się z aż tak dokładnym wskazaniem części.
Kaufland Favourites Chocolat Edel-Bitter 85% Kakao to ciemna czekolada o zawartości 85% kakao, z czego 36% jest z Ekwadoru.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach mocnego palenia, w który wpisała się mocno palona kawa oraz nieco przypalony karmel. Bardzo istotna była soczystość moreli - raczej świeżych, średnio dojrzałych, nieco kwaskawych. Także w nich tliła się subtelna słodycz. Zachowawcza słodycz karmelu była zestawiona z odrobiną wanilii. Tej i tak udało się przybrać dość ciężki charakter. Wsparły ją niejednoznaczne kwiaty, jakby bawełna... Do tego wokół kręciła się goryczka słodkawych ziół: chyba głównie rozmarynu i tymianku. Może z powagą podkręconą ziemią?
Tabliczka w dotyku sugerowała, że będzie bardzo kremowa. Mimo to, przy łamaniu okazała się bardzo twarda. Wydawała trzaski kojarzące się ze skałą i szkłem, a przekrój miała zwarty, jakby sprasowany.
W ustach rozpływała się powoli i początkowo średnio chętnie. Była zwarto-zbita. Dopiero po chwili zmieniała się w gęsty i wciąż zbity krem o średniej tłustości. Wtedy zaczynała się trochę lepić. Wydała mi się nieco mazista, ciężkawa, a pod koniec długiego rozpływania się, lekko pylista. Wszystko to przełożyło się na naprawdę poprawny, przystępny efekt.
W smaku najpierw uderzyła kawa. Zaserwowała wyrazistą gorzkość i wprowadziła paloną nutę, która dopiero nasilała się. Kawa sama była mocno palona, ale i ogólny wydźwięk kompozycji na to przystał.
Zaraz zaznaczyła się słodka soczystość owoców żółtych, ale jeszcze nie zdecydowała się na porządne wejście. Mimo to, do głowy przyszły mi słodkie morele o wyjątkowo grubych, akurat nawet nieco gorzkawych, "zamszowych" skórkach.
Gorzkość kawy wsparły za to zioła. Lekko cierpkie, ale też trochę słodkie. Pomyślałam o karmelizowanym rozmarynie. Nie był jednak odosobniony, a w towarzystwie naturalnych, suszących się, nieco aptecznych ziół. To jednak wciąż gorzka kawa dominowała. Zupełnie, jakbym siedziała z wielkim kubkiem parującej kawy w takim aromatycznym otoczeniu.
Początkowo nieśmiała słodycz zaczęła rosnąć nieco prężniej. Drogę torowała wanilia i pewne ciepło... Pomyślałam o plantacji bawełny, a także białych, trochę ciężkawych kwiatach.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa także słodycz podkręciła palona nuta. Zjawił się karmel, przypalony aż do drobnej goryczki. Słodycz po znaczącym wzroście, znów nieco się rozeszła. Chwilowo wtedy nieco złagodziła gorzkość, sugerując jej maślaność, która pojawiła się przy duecie karmelu i wanilii.
Na drodze stanęły im owoce. Soczystość wyraźnie przedstawiła się jako morele. Świeże i surowe, nieco kwaskawe. Wciąż myśl o ich skórkach gdzieś tam była, ale... to jakbym się już do miąższu dobrała. Morele przecięły resztę wątków, wchodząc niemal na pierwszy plan, po czym trochę się wycofały. Znalazły się wśród innych, kwaskawych owoców. Pomyślałam o cytrusach i jakby... podfermentowanej cytrynie? Zrobiło się bardziej kwaśno-gorzko, jednak słodycz pilnowała, by żadna z nut nie przegięła.
Za owocami wyłapałam odtłuszczone, kwaskawo-cierpkawe kakao, ale mieszało się z odrobinką czarnej ziemi i tonęło w palonej kawie.
Kwaskawe owoce z czasem spowiła słodycz... nie jakoś mocno, ale jednak. Do głowy przyszły mi jabłka - raczej kwaskawe, zielone, ale też czerwone. Delikatnie słodkie, a charakterniejsze, może z jakaś goryczkowatą skórką.
Pod koniec wyraźnie wróciła kawa. Po tym wszystkim i ona była lekko kwaskawo-cierpka, ale potem wygładziła się. Odebrałam ją już jako nie tyle gorzką, co jedynie gorzkawą. Czarną i paloną na pewno, ale subtelniejszą.
Echo kawy pozostało też w posmaku wraz z kwaskawo-soczystymi owocami (jabłka, cytryna, i namiastka moreli). Połączyła je słodycz kwiatów i wanilii o ciężkim charakterze. Czułam też, zwłaszcza w dłuższej perspektywie, cierpkość kakao i ziół.
Czekolada zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Przystępna, nie za tłusta i nie za sucha konsystencja to jedno, ale smak! Satysfakcjonująco gorzka (dzięki kawie i ziołom, podkreślonych ziemią), kwaśna w dobrym stylu (od owoców: moreli, cytryny i jabłek), a także nie za słodka. Skojarzenia z bawełną czy podfermentowaną cytryną były co najmniej intrygujące, niespotykane. Tabliczka okazała się znacznie głębsza i ambitniejsza niż się spodziewałam. Myślę, że w swojej kategorii i cenie nie ma sobie równych.
Żeby było jasne, to zupełnie inna klasa niż (Millano-Baron) Kaufland Classic Finest Dark Chocolate 74% - różnica zawartości to oczywistość, ale chodzi mi o jakość i producenta.
ocena: 10/10
kupiłam: Kaufland
cena: 4,39 zł
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyn słonecznikowa, ekstrakt waniliowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.